18 lutego 2024

Od Cheoryeona – Jasnowidzka

— CO?! MÓWISZ, ŻE MAMY KONKURENCJĘ?!
Cheoryeon przerwał grę na gitarze, zerwał się z kanapy jak poparzony; przysypiający na jego barku Kamyk prawie się z niego zsunął. Jasnowidz usiadł prosto, podniósł wzrok na stojącą nad nim siostrę.
Tego dnia oboje mieli wolne. Suyeon odwołali zajęcia, szefowa Cheoryeona zrobiła swoim podwładnym miłą niespodziankę, więc mieli cały dzień dla siebie. Nie planowali nic konkretnego robić – otwarcie Pokoju Jasnowidza było tradycyjne zaplanowane na wieczór, a oni do tego czasu mogli sobie odpoczywać, czillować czy co tam jeszcze chcieli. Suyeon na przykład poszła na szybkie zakupy.
I wróciła z bardzo szokującą wieścią.
Będąc na zewnątrz, odkryła, że zaledwie kilka ulic dalej swój własny, jasnowidzący biznes prowadziła jakaś kobieta. Otworzyła go stosunkowo niedawno, aczkolwiek ponoć przeniosła się z innego miejsca. Była dużo starsza od bliźniaków, wszystkie jej włosy były pokryte naturalną siwizną, a oczy niedowidziały, coś tam jeszcze.
Cheoryeon oczywiście widział to jako konkurencję. Kilka ulic dalej w tak wielkim mieście, jak Stellaire to było bardzo blisko, ponadto jasnowidzka otworzyła się tu o wiele później niż oni, więc ewidentnie coś knuła. Na pewno wiedziała, że niemal tuż obok działalność swoją prowadził Jasnowidz Moon, więc świadomie się tu przeniosła. Chciała ich wygryźć z zawodu? Niedoczekanie! Bliźniaki tak łatwo się nie poddadzą! A przynajmniej Cheoryeon! Będzie walczył do ostatniego wdechu, do ostatniej kropli...!
— Nie, oczywiście, że mnie nie słuchasz uważnie — to mówiąc, Suyeon podparła ręką czoło. — Fakt, określa się mianem jasnowidzki, ale wykonuje inną robotę. My przepowiadamy przyszłość, określamy teraźniejszość i sprzedajemy talizmany. Ona czyta poprzednie wcielenia.
Wzięła do ręki Kamyka, chwilę głaskała, po czym postawiła na stole. Wyciągnęła z kieszeni bluzy niewielkie opakowanie, z którego wybrała szczurzy smakołyk i dała zwierzakowi. Tamten pochwycił zdobycz w swoje łapki, zabrał się za jedzenie. Po pokoju zaczęły roznosić się odgłosy cichego, niemal rytmicznego gryzienia.
Brat kompletnie zapomniał od całej reszcie, gdy usłyszał ostatnie słowa. Poprawił swoją pozycję na kanapie, palcem odgarnął fragment grzywki.
— Czyta poprzednie wcielenia? — Uniósł brew.
— Ponoć — podkreśliła siostra.
— Ale szajs! — Szarpnął za struny gitary, po pokoju rozniósł się dźwięk Asus4. — Przecież to tak oczywiste, że można tu oszukiwać! Bo jak niby udowodnisz, kim ktoś był w poprzednim wcieleniu? Tylko Zaświaty mają dostęp do takich informacji!
Miał za sobą sporo żyć, a nigdy nie udało mu się zajrzeć do czyjegoś poprzedniego wcielenia, nie wspominając o spotkaniu kogokolwiek z taką zdolnością. Wiele razy zawitał w Zaświatach, poznał różne ich sekrety – niektórzy Żniwiarze zarzucali ciekawostkami, wierząc, że zmarły, po którego przyszli, i tak nic z tego nie zapamięta. Ups. Mniejsza, chodziło o to, że Cheoryeon znał się trochę, ptfu, bardzo na sprawie reinkarnacji oraz poprzednich żyć i nie przypominał sobie, żeby możliwość czytania czyichś wcześniejszych wcieleń było legitne. Może, jakby to był jakiś bóg dusz czy coś w tym stylu. Chociaż Raoun to tam nie mówił, że potrafił czytać, kto kim był kiedyś. Nah, Cheoryeon nie wierzył, że jasnowidzka miała powiązanie z bogami. On to wiedział. Jak już, to prędzej chodziło o świat zmarłych...
— Ej, myślisz, że uciekła z Zaświatów? — zapytał, puszczając gryf.
— Z tego, co mi wiadomo, jest materialna — odpowiedziała od razu Suyeon.
— Ale teraz Żniwiarze też mogą się stać materialni!
— Nieliczni i jest to dobrze kontrolowane, sam tak powiedziałeś. — Skrzyżowała ręce na piersi. — Plus swój biznes prowadzi od jakiegoś czasu, więc myślę, że gdyby naprawdę uciekła z Zaświatów, to do teraz by była w drodze powrotnej do nich.
— Masz rację. To co ona w takim razie knuje? — dumał na głos.
Sprawa ta była w jego oczach bardzo intrygująca. W tym świecie istniały przeróżne byty o jeszcze przeróżniejszych zdolnościach, więc na dobrą sprawę wszystko powinno być możliwe, ale on jakoś nie chciał wierzyć, że kilka ulic dalej siedziała sobie babka, która mogła powiedzieć, jakie kto wiódł wcześniejsze życie. I to wcale nie dlatego, że on sam tego nie potrafił. To nie tak, że traktował siebie jako pewien wyznacznik, najpotężniejszego jasnowidza na świecie, który jak nie był w stanie czegoś zrobić, to inny tym bardziej. Może jakby jasnowidzka widziała po prostu przeszłość, to by zaakceptował, ponieważ jemu czasami (rzadko) też to wychodziło, ale że wstecz aż do innych wcieleń? Nie ma mowy!
— Jeśli chcesz, możesz sam to sprawdzić — usłyszał wtem.
Podniósł głowę, popatrzył na Suyeon, która właśnie gładziła palcami Kamyka zbierającego dokładnie okruszki ze stołu.
— Racja! — Przytaknął. — Tylko nie wiem, czy nie wyjdzie z tego skomplikowana sytuacja, jak się dowie, że byłem BenJohnem lub Finzem — dodał po chwili.
Bo jeśli okaże się, że kobieta rzeczywiście, nieznanym cudem, błogosławieństwem od jakiegoś boga wszechwiedzy potrafi zajrzeć w głąb duszy i odczytać to, kim była w innych wcieleniach, to od razu zobaczy, co skrywał Cheoryeon. A on, jak wiadomo, temat o tym, jakie nazwisko nosił, wolał zostawiać za sobą. Właśnie z tego głównie powodu zakrywał twarz jako Cherry Moon i nie planował ponownego debiutu. Ponieważ obawiał się, że ludzie za bardzo pokojarzą go z BenJohnem.
Suyeon pochwaliła szczura za czystość i dała mu kolejny smakołyk.
— A co może z tym zrobić? — Wyprostowała się, popatrzyła na brata. — W tym życiu jesteś Cheoryeon Moon, nie Benjamin Johnson. To jest to samo, co z osobami, u których by zobaczyła, że były władcami albo zdrajcami. Przecież nie zostaną teraz ukoronowani ani nie pójdą siedzieć za zbrodnie.
Słysząc te słowa, chłopak wolno przytaknął.
— Prawda.
— Co najwyżej poprosi cię o autograf. O ile jej powiesz, że sam pamiętasz życie BenJohna. — Podparła się rękami na biodrach.
Miała rację. Jeśli Cheoryeon uda głupa i nie wyda się, że on sam pamięta swoje wcześniejsze życia, to jasnowidzka na dobrą sprawę nic nie będzie z tego wszystkiego miała. Nawet jakby wzięła kogoś, u kogo by zobaczyła najwspanialszego króla Novendii, to nie mogłaby przecież ukoronować tej osoby ani w żaden sposób o tym porozmawiać. Chyba że miała jakieś swoje szemrane...
— A serio pójdę sprawdzić! — postanowił. — Jak się okaże oszustką, to ją obsmaruję w Internecie i nikt nie będzie do niej przychodził, aż zamknie biznes!
— A jak się okaże prawdziwą jasnowidzką? — zapytała Suyeon, krzyżując ręce na piersi.
— To też ją obsmaruję, no bo kto potwierdzi poza mną? — Uśmiechnął się złośliwie.



Wąskie drzwi powoli otworzyły się, do środka wszedł Cheoryeon. Pierwsze, na co zwrócił uwagę (i co jednocześnie go zirytowało), były zawieszone zaraz na wejściu sznury koralików. Odgapiła się baba jedna, zero oryginalności! Co, może jeszcze okaże się, że też ma szczura, co?!
Szczura na szczęście nie miała.
Ostrożnie poszedł dalej, aż udało mu się dostrzec w tym misternie spowitym półmrokiem, rozświetlanym jedynie przez nieliczne świece pomieszczeniu siedzącą przy przykrytym wzorzystym obrusem, okrągłym stoliku starszą, nieco zgarbioną kobietę o długich, spływających kaskadami wzdłuż ramion, siwych włosach... Chwila, po co takie poetyckie opisy? Tu miał walczyć o swój cenny biznes! Zero ładnych określeń!
Kobieta podniosła wzrok znad stołu, popatrzyła na Cheoryeona.
— O, wyczuwam w tobie moc, chłopcze — powiedziała nieco ochrypłym głosem. — Podejdź bliżej.
Ta, ta, super, fajnie, że wyczuła moc, normalnie niesamowite. Tyle innych osób potrafiło to robić, nie była taka specjalna. Czarodzieje czasami rozpoznawali u siebie nawzajem magię, ci w stylu medium widzieli aury, Raoun wyczuwał energię dusz. Jakby zebrać te wszystkie istoty razem, to by mogły swój własny kraj założyć. Dlatego właśnie jeszcze nie wywarła na nim wrażenia!
Usiadł na wolnym krześle, zdjął kaptur i czapkę z daszkiem. Tak, założył je, bo nie chciał, by ktokolwiek, kto zna Jasnowidza Moona, zobaczył go wchodzącego do innej jasnowidzącej osoby. No bo jak, przecież to nie miało najmniejszego sensu, a zaraz ludzie zaczęliby plotkować i tyle by z tego zyskał!
— Przyszedłeś dowiedzieć się, kim byłeś w przeminiętych wcieleniach? — usłyszał.
Nie, sprawdzić cenę ubezpieczenia na szczura.
— Tak — odpowiedział cicho, delikatnie przytaknął głową.
A raczej to już wiedział, więc przyszedł po prostu sprawdzić, czy jasnowidzka była prawdziwa, ale tego już nie mógł powiedzieć, bo babka by go na wstępie wywaliła, a jeszcze by się okazało, że umie coś więcej i rzuciłaby na niego klątwę, którą potem musieliby mu w szpitalu zdejmować specjaliści, a w najgorszym wypadku wystawiliby mu rachunek za to. Ech, gdzie te czasy, kiedy mógł robić, co chciał, miał wszystko, czego potrzebował i nic mu nie przeszkadzało?
Chwila, miał takie czasy w ogóle?
Przypominająca ludzką manifestację rodzynka kobieta zdjęła z półki jedną świecę, zapaliła nią drugą, stojącą na stoliku. Położyła na obrusie dłonie, kilka sekund poświęciła na rozruszanie ich. Cheoryeon z niepewnością przyjrzał się kościstym, pomarszczonym palcom z długimi, nierówno przejechanymi purpurowym lakierem paznokciami, które mogłyby tak się wbić w skórę chłopaka i zafundować mu szybkie zakażenie. Albo zarazić starością. A on tak jakoś w tym życiu nie chciał się starzeć.
— Na samym wstępie wytłumaczę jedną sprawę — oznajmiła wtem jasnowidzka.
Że jest oszustką?
— Widzę poprzednie wcielenia innych, lecz nie chronologicznie — kontynuowała. — Z wiekiem moja moc osłabła i teraz jestem w stanie zobaczyć tylko to życie, które się najbardziej wyróżniało na tle pozostałych.
Kurde, czyli BenJohn. Ewentualnie Finze Banggo. Ale największe szanse były na BenJohna. Dobra, tak jak Suyeon mówiła: jeśli się nie wyda, to nic się nie stanie. Musiał jedynie zachować spokój, trzymać język za zębami i w odpowiednim momencie udać jakże wielkie zdziwienie. Da radę. Bullshitować to on akurat umiał.
— Aczkolwiek dzięki temu otrzymasz znaczącą odpowiedź. — Uśmiechnęła się kobieta; widząc jej twarz, Cheoryeon miał nadzieję, że ona nigdy więcej tego nie zrobi.
Mhm, super, nie mógł się doczekać.
Został poproszony o podanie dłoni, co dość niepewnie wykonał. Poczuł na sobie starą skórę, przez chwilę wydawało mu się, że przeszedł go dreszcz. Kobieta chwilę prawie masowała rękę, w końcu zamknęła oczy i popadła w coś na wzór zadumy.
Cheoryeon patrzył uważnie tymi swoimi dwukolorowymi oczami na nią, patrzył, mimo półmroku widział, jak jej twarz jeszcze bardziej się marszczy. Czy ona coś w ogóle widziała, czy po prostu udawała...?
Wtem niespodziewanie jasnowidzka zerwała się jak poparzona, pospiesznie zabierając dłonie. Otworzyła szeroko oczy, popatrzyła na Cheoryeona.
— Na wszystkich...! — ucięła nagle, ugryzła się w język. — Przepraszam, ale nie wierzę własnym oczom!
Oho, czyli zobaczyła BenJohna. No i pięknie, dobra, musiał tylko zachować spokój. Spokój Cheoryeon, spokój, dasz radę, ja wiem, ty wiesz, m-my wiemy, że dostajesz jakiegoś świra na BenJohna, ale to, że ona wie, nie znaczy, że musi też wiedzieć, że ty wiesz! Nie dawaj autografu, nie dawaj!
Kobieta jeszcze chwilę przyglądała się chłopakowi.
— We wcześniejszym wcieleniu byłeś...



Delikatny dźwięk dzwonków oznajmił otwarcie się drzwi, do środka wszedł Cheoryeon. Zdjął wpierw buty, potem kaptur i czapkę z daszkiem, a następnie wynurzył się zza koralików.
Suyeon siedziała przy głównym stoliku i układała w odpowiedniej kolejności karty w talii. Podniosła wzrok na brata, przyjrzała mu się pobieżnie. Po minie wiedziała, że wyprawa do jasnowidzki nie zakończyła się w sposób w pełni wyczekiwany.
— I jak? — spytała.
— Oszustka — odparł krótko Cheoryeon.
Z głośnym westchnięciem klapnął na poduszce dla klienta, spytał, którą wersję kart siostra układa. Słysząc numerek, rzucił, że dawno go nie było, a następnie sięgnął po jedno z pudełek. Zaczął wyciągać po kolei minerały i polerować je szmatką.
Trochę żałował, że pofatygował się do tej staruchy, bo takie brednie usłyszał, że z tego to by książkę można napisać, fantastykę, którą tak ciężko się osiągało w tym świecie. A już się przygotował mentalnie na BenJohna, już miał ustawioną mimikę, która miała udać zdziwienie, że WOW, SERIO? ON?! WIELKI MUZYK?! I co, i dupa blada, nici, figa z makiem. Baba powiedziała, że był kimś wielkim, kimś wspaniałym, kimś coś tam, coś tam, a potem przyleciało UFO. Nie no, zdradziła konkrety, ale to tak brzmiało nierealnie, że aż szkoda o tym w ogóle zaczynać. Ona powinna geny zbadać, a nie ludziom jakieś gówna wciskać; za to się powinno trafiać za kratki! Tylko siedziała, pierdziała w stołek i kradła cennych klientów!
— Oszustka? — powtórzyła za nim Suyeon. — A szkoda. Myślałam, że sama się tam przejdę. Chciałabym wiedzieć przynajmniej o jednym ze swoich poprzednich żyć. — Popatrzyła na brata. — Przyznam, trochę lipa, że ty tak nie potrafisz.
— I tak lepiej mi idzie niż w którymkolwiek poprzednim życiu. — Skrzywił się. — Kiedyś co najwyżej miałem niekontrolowane wizje i widziałem magię. Dopiero potem zacząłem komunikować się z duchami i cała reszta. A może już wcześniej je widziałem? Wiesz, bo duchy to ogólnie rzadkość, też na pierwszy rzut oka wyglądają zupełnie normalnie. Musiałem trochę się nauczyć, zanim osiągnąłem taki poziom, że bezbłędnie rozpoznaję istoty.
Tyle lat już za nim, że naprawdę nieźle rozwinął swoje jasnowidzące skrzydła. Pomyśleć, że we wcieleniu pierwszym, jako Finze Banggo, nie potrafił sam absolutnie nic i nawet nie wiedział o swoim potencjale. Czasami tylko dostawał jakieś losowe wizje, których wtedy nie traktował jako coś istotnego, trochę też widział magię, ale wydawało mu się, że to była po prostu jakaś wada wzroku.
Suyeon odłożyła talię na bok, zabrała się za wkładanie w odpowiedni sposób do szuflady pod stolikiem przygotowane wcześniej talizmany.
— W sumie skoro na przestrzeni tych wszystkich żyć się rozwinąłeś, to może wciąż masz potencjał? — rzuciła. — Istnieje szansa, że jeszcze się nauczysz widzieć poprzednie wcielenia.
— Weź, nie zarobimy na tym. — Cheoryeon machnął niezgrabnie ręką, w której trzymał szmatkę. — Nie po tym, jak wyjdzie na jaw, że ta cała jasnowidzka jest oszustką.
Jak już się wyda scamerski biznes staruchy, to ludzie staną się ostrożni. Nie wiadomo, czy bliźniaki nie oberwą czasem rykoszetem, ponieważ oni siedzą w praktycznie tym samym zawodzie. Może się okazać, że przez pewien czas będą mieli mniej klientów, a jakby jeszcze Jasnowidz Moon ogłosił, że on też czyta poprzednie wcielenia, nawet po wcześniejszym wykształceniu takiej zdolności, nikt by go nie wziął na serio. Ten segment w jasnowidzeniu jeszcze trudniej udowodnić niż przepowiadanie przyszłości.
— Jak tak o tym mówimy... — zaczął.
— Mhm?
— Mam wrażenie, że naprawdę potrafię więcej niż to, co teraz.
Dopiero wtedy siostra podniosła wzrok znad szuflady, przerwała układanie talizmanów. Spojrzała na brata, uniosła brew.
— Coś ponad bardzo osłabione czytanie wspomnień?
— Ponad. Wiesz, czasami... — na sekundę zamilkł. — Dobra, rzadziej, ale okazjonalnie w mojej głowie pojawiają się informacje, o których nigdy wcześniej nie usłyszałem ani nie przeczytałem.
Brzmiało to na tyle dziwnie i bez sensu, że nawet sam Cheoryeon to zauważył. Suyeon jednak, jak przystało na Suyeon, próbowała jakoś zinterpretować jego słowa. Chwilę dumała, w końcu spytała:
— Nie są to powracające wspomnienia?
— No właśnie nie — odparł, odkładając największy z kamieni, który właśnie wytarł dokładnie. — Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek był w takich miejscach lub robił takie rzeczy.
— Nie o to chodzi, że sobie właśnie masz przypomnieć?
— Co? — Chwilę studiował w myślach słowa siostry. — Em, nie? Powracające wspomnienia rozpoznaję! Na przykład pojawia mi się wizja, nie wiem, bycia detektywem i myślę sobie, że no racja, przecież byłem w którymś tam życiu detektywem! A tutaj? Widzę jakieś budynki, jakieś lokacje, twarze, które wydają się znajome, ale nigdzie nie umiem ich przyporządkować. Może moja pamięć jest dziwna, ale jak już zacznie coś kojarzyć, to cała reszta sama idzie. Poza tymi sytuacjami.
Między dwójką nastała cisza, z dobrą chwilę wymieniali się spojrzeniami.
— Ja dalej uważam, że to po prostu rzeczy z twoich poprzednich żyć, tylko twój umysł jak zwykle nie wyrabia. — Suyeon wzruszyła ramionami, wróciła do układania talizmanów.
Cheoryeon jeszcze moment na nią patrzył.
— Masz rację — to powiedziawszy, kontynuował wycieranie kamieni. — Karmiłaś Kamyka?
— Przecież robiłam to przy tobie.
— No tak.
Cisza, każdy zajął się swoim zadaniem.
— I jak ty chcesz się rozwijać, jak nawet nie umiesz takich rzeczy zapamiętać? — rzuciła wtem beznamiętnie Suyeon.
— Dobra, cichaj.
— Cicham jak twój umysł.
— Spadaj na drzewo.
— Nazbieram z niego dla ciebie orzechów.
— Proszę, przestań już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz