23 lutego 2024

Od Song Ana do Merlina

W pierwszej chwili, gdy Song An usłyszał propozycję Merlina, w pierwszej chwili nie potrafił mu uwierzyć. Telekineza? I jeszcze to, że umożliwiała ona podniesienie kogoś? Boski sługa każdego dnia zadawał sobie dosadniej sprawę z tego, że śmiertelny świat nie przestanie nigdy go zaskakiwać. Kontaktu z takiego typu magią nie miał podczas życia na Gromie. Tam uczył się jedynie sztuk powiązanych z burzową domeną. Nawet nie przyszło mu do głowy możliwość podniesienie czegoś lub tym bardziej kogoś przy pomocy zaklęć! No, chyba, że włączy się w to silny podmuch wiatru, który dawniej Song An potrafiłby wywołać bez większego problemu.
Boski sługa nie zastanawiał się długo. Merlin wyjaśnił krótko, na czym polega używanie telekinezy. Choć nawet bez tego Song An z chęcią by się zgodził! Nie odmawiał żadnych doświadczeń, a coś takiego wydawało mu się naprawdę ciekawe! Była to okazja, której nie mógł przegapić!
Zgodnie z poleceniem, czarodziej ściągnął brwi w skupieniu, a chwilę później Song An poczuł się naprawdę dziwacznie.
— Czuję się jakiś taki lekki — stwierdził. Mówił zgodnie z prawdą – odkąd przybył do świata śmiertelników, aktualne ciało było dla niego bardziej wyczuwalne. Użycie telekinezy zaskakująco przypomniało mu o przeszłości, a przynajmniej o dawnym braku zmartwień o własną fizyczność.
— No jesteś lżejszy, i to tak porządnie — potwierdził Merlin, w momencie w którym Song An zajął się usuwaniem śladów walki z maszyną do mieszania. Kawałek papieru podleciał tuż pod nos boskiego sługi. Ten szybko go wykorzystał, aby wytrzeć resztki bananowej papki. Dzięki czarodziejowi wszystko przebiegło bez większych problemów. Wyjątkowo.
Song An po zakończonych porządkach zwinnie zeskoczył ze stołu. Czar Merlina przestał działać, więc boski sługa przestał odczuwać przyjemną nieważkość. Ciężar ciała powrócił, więc przeciągnął się, starając się ponownie przyzwyczaić do takowego stanu rzeczy.
Kuchnia wyglądała w porządku. Nie został w niej nawet ślad wypadku z robotem kuchennym. Nawet misa maszyny i hak zostały starannie wyczyszczone. Nikt nie przypuszczałby, że chwilę temu doszło tutaj do takiej katastrofy. Przynajmniej Song An miał taką nadzieję.
Bez większego też trudu przenieśli stół w typowe dla siebie. Boski sługa odetchnął z ulgą, że nic wszystko podczas tego poszło po ich myśli. Zawsze mebel mógł przypadkiem zgubić nogę przy okazji czy coś w podobnym stylu, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Po tak wielu godzinach, w końcu udało im się ukończyć wszystkie poboczne zadania, które nagle pojawiły się na ich drodze i mogli spokojnie wyjść na zewnątrz, aby pobawić się ze smokiem. Falkor radośnie skakał wokół nóg Merlina, intensywnie wpatrując się w trzymane przez niego pudełko ze smakołykami. Song An nie dziwił mu się wcale - czekał na nie naprawdę długo. Boski sługa poczuł ulgę, że mimo wszystko pupil czarodzieja otrzyma swoje przysmaki. To poświęcenie faktycznie było tego warte.
Falkor świetnie czuł się w przygotowanym specjalnie dla siebie placu zabaw. Od razu wskoczył na jeden z podestów i odwrócił się w stronę Merlina w oczekiwaniu na przysmak.
— Myślę, że zasłużył na jeden darmowy — stwierdził Song An po chwilowym obserwowaniu smoka. Po tym, ile dzisiaj wyczekał, należała mu się mała rekompensata. Dzielnie wytrwał aż do teraz. No, oczywiście pomijając mały incydent z próbowaniem surowego ciasta, ale zdarza się najlepszym.
— Dobrze, ale tylko jeden — zgodził się Merlin i wyciągnął z opakowania ciastko. Było ono w kształcie serduszka. Falkor na widok przysmaku podskoczył radośnie. Czarodziej podał pupilowi smakołyk, który niemal od razu zniknął w jego pyszczku. Szybkie mruknięcie, chrupnięcie i przełknięcie, a po ciasteczku nie został nawet ślad. Oprócz okruszków pozostawionych pod łapami smoka.
— Widać, że je lubi — zaśmiał się boski sługa. Widok tak zadowolonego Falkora naprawdę go rozczulił. Smok oblizał pyszczek, dalej wpatrując się w Merlina z nadzieją na kolejny przysmak.
— O, nie, nie! Teraz już nie ma tak łatwo — poinformował czarodziej swojego pupila. — Musisz się trochę rozruszać!
Falkor szybko i sprawnie wykonywał kolejne polecenia czarodzieja. Wesoło skakał pomiędzy wskazanymi przeszkodami. A jeszcze radośniej wracał po przysmak.
Merlin wyznaczał mu komendy, a smok bez większego trudu je spełniał. Song An początkowo przyglądał się temu z małego dystansu, ale ostatecznie też przyłączył się do zabawy. Niestety, cały trening nie trwał specjalnie długo. Minął jakiś kwadrans odkąd opuścili dom czarodzieja, gdy pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać z nieba. Z początku nie dawał się on za bardzo we znaki, ale z każdą minutą ulewa przybierała na sile. Woda lunęła w dół całkowicie niespodziewanie.
Song An i Merlin nie mieli wyjścia. Pozostało im tylko schować się do środka oraz niestety porzucić swoje ambitne plany polegające na spędzeniu czasu na świeżym powietrzu. Okropna pogoda pokrzyżowała jednak ich zamiary.
Nawet, jeśli mieli do pokonania niewielki dystans z podwórka do domu Merlina, przemokli do suchej nitki. W biegu dotarli do wnętrza i zatrzymali się w korytarzu, aby zdjąć z siebie mokre ubrania wierzchnie.
— To chyba nie nasz dzień — zaśmiał się Song An podczas zdejmowania płaszcza.
Falkor stał pomiędzy nimi i otrzepał się z wody. Krople powoli spływały z jego łusek prosto na podłogę.
— Poczekajcie chwilę, przyniosę coś do wytarcia! — rzucił Merlin, a chwilę później udał się do łazienki, skąd przyniósł ręczniki. Jeden z nich podał Song Anowi, który zaczął osuszać swoje włosy. Nie spodziewał się, że chwilowy deszcz sprawi, że będzie cały mokry. Lubił wodę i kąpiele, ale nie w takich momentach.
Młody czarodziej, nim zajął się sobą, zarzucił kawałek materiału na Falkora i zaczął ścierać z jego łusek pozostałości po ulewie. Z początku smok trochę się kręcił, ale ostatecznie to zaakceptował, choć cicho pomrukiwał.
Song An niedługo później skończył doprowadzanie się do porządku. Jego włosy, choć już suche, były napuszone i rozczochrane bardziej, niż zwykle, ale niespecjalnie mu to przeszkadzało. Odłożył ręcznik na pobliską półkę, a następnie spojrzał w stronę Merlina.
— Myślisz, że ten deszcz przejdzie niedługo? — zapytał z nadzieją w głosie. Podszedł jednocześnie do okna, przez które wyjrzał na pochłonięty w ulewie świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz