— Nie mam się w co ubrać! — Ruby biadoliła od dobrych dziesięciu minut, ale Juan nie odwrócił nawet oczu od komputera. Wystukiwał właśnie artykuł, o który szef zamęczał go od dobrego tygodnia, więc starał się skupić na pracy. Współlokatorka kręciła się po mieszkaniu, robiąc w nim coraz większe pobojowisko. Ciuchy zajmowały coraz większą powierzchnię. W poszukiwaniu idealnego outfitu wyrzuciła zawartość szafy na podłogę. Część fatałaszków przykryła też meble w salonie, zupełnie jakby przez dom przeszedł huragan. Dziewczyna potykała się o nie, więc co jakiś czas z jej ust padało przekleństwo. Właśnie pośrodku tego bałaganu siedział rudzielec.
— Masz więcej szmat, niż w sklepie — mruknął, poprawiając okulary, które zsunęły mu się na sam czubek nosa. — Wybierz pierwszą kieckę z brzegu — doradził jej. Sukienki generowały mniej problemów. Do bluzki trzeba dobrać przecież jeszcze spodnie albo spódniczkę, a to oznaczało jeszcze więcej babskiego marudzenia i dodatkowe pytania.
Westchnął ciężko, gdy zauważył jak Arson biegnie do niego z biustonoszem w pyszczku, ciągnąc za sobą parę rajstop, w którą się zaplątał. Rudzielec zacmokał i pochylił się, żeby uwolnić psiaka z sideł, które zastawiła na niego Ruby. Rzucił obie rzeczy na krzesło, tak by sam nie wybił sobie o nie później zębów, a potem przeciągnął się. Dopiero wtedy poczuł jak rozbolały go plecy od siedzenia w pochylonej pozycji przez kilka godzin. Na szczęście mógł sobie już odpocząć, bo przed chwilą wysłał materiał, z którego napisaniem zalegał.
Wreszcie mógł też poświęcić uwagę Ruby. Dziewczyna spojrzała na niego z rezygnacją.
— Mógłbyś mi pomóc — stwierdziła z pretensją, po czym skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— I tak mnie nie posłuchasz — odparł, opierając przedramię o tył krzesła.
— Nieprawda!
— Dobra… Wybierz dwie, będzie łatwiej zdecydować — zaproponował.
Po paru minutach namysłu zdyszana blondynka pokazała mu dwie sukienki. Pierwsza była klasyczną małą czarną z welurową teksturą. Druga wyglądała na odważniejszą kreację, ponieważ wycięcie podkreślało dekolt, a szorstki materiał odbijał światło sprawiając, że zmieniała kolor z fioletowego na granatowy.
— Czarna — rzucił bez większego zastanowienia, kierując się własnym gustem.
— Nudy! — sarknęła Ruby.
— A nie mówiłem…? — westchnął, odkładając okulary na blat stolika, na którym było widocznych kilka lepkich śladów po kubku od kawy. Zerknął na tarczę smartwacha. — Radzę ci się pospieszyć z wyborem, jak chcesz iść ze mną — dodał.
Co prawda wciąż została jakaś godzina do wyjścia, ale znał Ruby na tyle dobrze, że wiedział ile czasu zajmuje jej wyszykowanie się na bóstwo. Przygotowanie starannego makijażu, wybór dodatków (na które jego zdaniem i tak nie zwróci uwagi po ciemku) i dopieszczenie fryzury zajmie jej aż nadto czasu. On zamierzał w tym czasie wyprowadzić Arsona na wieczorny spacer i wziąć prysznic. Ubraniowe pobojowisko mogło poczekać do jutra.
— Nie zdążę! — jęknęła spanikowanym tonem.
— To pójdę bez ciebie — oznajmił z uśmiechem, sięgając po czerwoną smycz Arsona.
Ten argument okazał się całkiem skuteczny, bo kiedy wrócił ze spaceru zastał Ruby już umalowaną i z wałkami na głowie. Całe szczęście, że była czarodziejką. Gdyby nie to, pewnie siedziałaby przed lustrem tak długo, że zdążyliby zamknąć klub, nim ona byłaby gotowa. Jego zdaniem mogła iść nawet w worku pokutnym, a i tak wyrwałaby całe stado facetów (i nie tylko). Uwielbiał ją, no, może poza tymi nielicznymi momentami, kiedy musiał na nią czekać, bo nie mogła zdecydować co na siebie założyć. On takiego problemu nie miał, założył czarną, gładką koszulę i spodnie z wysokim stanem, a do tego ramoneskę, której klapy ozdabiały niewielkie, metalowe przypinki.
Kayet był położony w idealnym miejscu. Budynek już z zewnątrz robił wrażenie. Nic dziwnego, że ludzie ustawiali się kolejkami do wejścia. Juan zdecydował się odwiedzić akurat ten klub nocny nie bez powodu. Jakiś czas temu wpadł na informacje dotyczące zaginięcia młodej dziewczyny. Ostatnio widziano ją właśnie w tamtym przybytku. Rudzielec zaangażował się w tę sprawę i to było powodem dla którego trochę zaniedbał artykuł, o którym kazał pisać mu szef. Kogo w tych czasach obchodziły herbatki odchudzające i jakieś dziwaczne diety? Tajemnicza śmierć studentki, to było coś o czym chcieli czytać ludzie! A Juan zamierzał rozwikłać okoliczności, w których została pozbawiona życia.
Dzięki zagadaniu do ochroniarzy udało mu się wejść z Ruby do środka, omijając przy okazji długaśną kolejkę. Co prawda kilka osób zaczęło mu wygrażać, ale ich podniesione głosy szybko zagłuszyła głośna, energetyczna muzyka. W sobotni wieczór klub pękał w szwach. Przepchnięcie się przez tłum było niemałym wyzwaniem, ale udało wreszcie udało mu się dopchać do obleganego baru. Ruby wykrzyczała mu do ucha, że idzie potańczyć ze znajomymi. Pokiwał głową na znak, że rozumie. On najpierw chciał się rozejrzeć, może wypytać barmana o zaginioną dziewczynę.
Zamówił cytrusowe piwo i oparł się o zimny blat baru. Barman miał ręce pełne roboty i nie chciał z nim uciąć pogawędki. Kiedy rudzielec zadał mu pytanie i pokazał zdjęcie na telefonie, ten starał się go zbyć. Juan zauważył jednak, że mężczyzna za barem nerwowo zerkał w stronę jakiegoś mężczyzny… Cóż, tak przynajmniej zakładał JP, bo nieznajomego jegomościa cechował nietypowy wygląd. Choć w Stellaire panowała duża różnorodność rasowa, to nigdy wcześniej nie widział kogoś, kto wyglądał w ten sposób. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, posłał mu uśmiech.
Zdecydował się podejść i postawić mu jeszcze jedną kolejkę whisky.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz