14 lutego 2024

Od Malphasa - Walentynki

     Walentynki - święto miłości, dzień w którym ludzie spędzali majątek i ich czas byle żeby zdobyć serce drugiej osoby i udobruchać ją, żeby mówić słodkie słówka i udawać że on się zmieni, ona już nie spojrzy na inną, że oni przestaną podnosić ręki. Och, jak piękni są ludzie! 
    Przecież przez jedno głupie ‘święto’ dusza się nie zmieni. Musiałby się stać cud! Ale Malphas potrafi dokonać cudów. Tak jak teraz. 

– Chcesz żebym sprawił żeby ta kobieta cię kochała? 

Ktoś by pomylił jego ton głosu z zaskoczeniem. Głośny kruczy rechot wypełnił pomieszczenie, które i tak dudniało od decybeli klubu nocnego w którym się znajdowali. Młody mężczyzna poruszył się, jednak nie z niepokoju, a zniecierpliwienia. Podkrążone oczy na tle szarej cery nie były widoczne w półmroku, jednakże demon i tak by tego nie zauważył. Widział jedynie jego duszę, która aż wrzała. Gdyby miał usta, uśmiechnąłby się. Ale ich nie miał, więc przechylił głowę na bok, przerzucając nogę przez oparcie fotela. 

– Zdajesz sobie sprawę, z czym to się wiąże? 

Zapytał, a ogień jakby przygasł. Czyżby się wahał? Nie chciał tego? Złapał za bombonierkę. Była na przecenie z wiadomej okazji i jebało od niej tanim alkoholem, ale Malphas nie narzekał. Dopóki paliło go w przełyk i choć trochę przypominało mu o tym błogim stanie, to przechodziło. Chwycił za czekoladkę w kształcie serca, obracając ją w swoich czarnych jak smoła szponach, a czekolada pod wpływem temperatury jego ciała rozpłynęła się. Wrzucił słodkość do dzioba, oblizując uwodząco dłonie i spoglądając na swojego klienta. Patrzył na niego z wyczekiwaniem i strachem wypisanym na swojej uzależnionej od narkotyków twarzy, którą ujrzał gdy na zewnątrz przejechał samochód, światłem swoich reflektorów rozjaśniając ciemny pokój. Och, słodkości! Wyprostował się, założył nogę na nogę. 

— Sprawię, że ta kobieta cię pokocha. Nieważne co by się stało, ona pozostanie przy twoim boku. Jednakże będziesz musiał zapłacić drobną cenę. 

– Chodzi o pieniądze? Ja, ja znajdę pieniądze! Zapłacę tyle ile będziesz chcieć! Błagam! 

Mężczyzna rzucił się na kolana, wewnętrznie krzycząc w akcie desperacji. 

– Serce. Przynieś mi serce kobiety młodej, która przeżywa właśnie swoją pierwszą miłość. 

Cena była adekwatna do czynu. Nie chciał, żeby go kochała na zawsze. Sprawił jedynie, że ta straciła swą wolność i była w zupełności zależna od narkomana. 


Żadna dusza się nie zmieniła. Jedna przestał po prostu iskrzeć… Och, przepraszam. 


Jedna przestała istnieć. Wiele zostało zranionych. Jedna przestała iskrzeć. Teraz poprawnie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz