14 lutego 2024

Od Oriona – Walentynki

Stanął na progu swojej kawiarni i zamrugał, nieco zdezorientowany. Zdjął zaparowane okulary z nosa i przetarł je skrawkiem miękkiego szalika, próbując zrozumieć, co jest nie tak. 
Samo pomieszczenie wyglądało z grubsza tak samo. Ciemnozielona poduszka Szekspira była w tym samym miejscu, nieco zakłaczona, jak zwykle. Za to lada z drewna wiśniowego lśniła nieskazitelną czystością, bo Ruby tępiła każdy pyłek kurzu i każdą najmniejszą plamkę, jaka się na nim pojawiła. Ściany… ściany również były te same, tak samo jasne w przyjemnym, beżowym odcieniu. W dużym lustrze wiszącym na jednej z nich zobaczył własne, skonsternowane oblicze. Nawet podłoga zaskrzypiała dokładnie tak samo, gdy wszedł do lokalu głębiej, zamykając za sobą drzwi. Pączek drzemał sobie na żerdzi, chowając łuskowany łepek pod skrzydło. Mlasnął cicho, nieco przebudzony z drzemki stukaniem racic o drewno.  
Tak, zdecydowanie wszystko było tak samo, a jednocześnie jakby bardziej… różowo i czerwono. Zagapił się na girlandę wiszącą przy oknie, zastanawiając się, czy zawsze tu wisiała, czy też pojawiła się dopiero teraz. Musi spytać o to Ruby.
– Zaraz walentynki, Orion. – Ruby, zupełnie jakby czytała mu w myślach, pojawiła się obok, zdradzając mu sekret wszystkich serduszkowych, różowych i czerwonych dekoracji. Faun westchnął cicho i pokiwał głową.
– Tak, właściwie… to wiele wyjaśnia – pokiwał głową, na co niziołka przewróciła lekko oczami i poklepała go po łokciu, gdzie akurat sięgnęła. Weszła za ladę i weszła na specjalnie wybudowane podwyższenie, by wygodnie jej było stać przy barze. Orion nałożył z powrotem okulary na nos i podszedł bliżej. Uśmiechnął się z wdzięcznością do Ruby, gdy podsunęła mu duży kubek z kawą. Aromatyczny napój przykryty był grubą warstwą domowej, puszystej bitej śmietany, a w sam czubek tej konstrukcji menadżerka wetknęła dwie pianki, różową i białą, w kształcie serduszek.
– Bardzo to ładne – powiedział Orion, przyglądając się piankom. Wziął jedną z nich i wsunął do ust. Słodycz niemal natychmiast rozlała mu się po języku. – I smaczne. 
– Gdyby nie ja, to poszedłbyś z torbami – oznajmiła Ruby bezlitośnie, opierając łokcie na ladzie. Wzięła jedną piankę z pudełka i ją zjadła. – Walentynki to świetna okazja do zarobienia! Trzeba się dostosować, zwabić jakoś te wszystkie zakochane pary. Kto by tu wszedł w walentynki, gdyby nie było widać, że też je obchodzimy? – Tłumaczyła, grożąc mężczyźnie palcem. Koźle uszy Oriona opadły nieznacznie w zakłopotaniu. Faun przestąpił z nogi na nogę, trącając palcem różowe, piankowe serduszko, które powoli lecz nieubłaganie tonęło w rozpuszczającej się bitej śmietanie. Cóż, nie mógłby powiedzieć, że kobieta nie ma racji i przy tym nie skłamać. Prawda była taka, że Kawa i kropka funkcjonowała wyłącznie dzięki niej. On sam strasznie zaniedbywał miejsce, które przecież było dla niego tak ważne. 
– Masz rację, nie ma najmniejszych wątpliwości – przytaknął więc, wciąż skruszony. Ruby popatrzyła na niego, w końcu machnęła ręką. 
– Mniejsza z tym. Po coś mnie tutaj zatrudniłeś, tak. Ty masz dość na głowie przy tych swoich książkach – powiedziała nieco łagodnie. Faun pokręcił gwałtownie głową. 
– Być może, ale właśnie dotarło do mnie, że ani razu ci za to nie podziękowałem. Za wszystko, co robisz dla tego miejsca – uniósł skruszone spojrzenie na niziołkę. – Wiesz co… weź sobie w walentynki wolne. I następny dzień też. – Brwi Ruby powędrowały w górę w bezgranicznym zdziwieniu. – Z pewnością chciałabyś spędzić ten dzień z Milo – uśmiechnął się do niej nieśmiało. Wahanie na twarzy kobiety ani trochę go nie zdziwiło.
– Jesteś pewien? – zapytała. Pozostawienie kawiarni pod opieką Oriona… równie dobrze już można było podłożyć ogień pod budynek. – To z pewnością będzie dużo pracy, trzeba będzie ogarnąć wiele rzeczy na raz, pamiętać, gdzie które zamówienie… – wymieniała, starając się za wszelką cenę nie powiedzieć jesteś zbyt nierozgarnięty, żeby to się udało. Orion doskonale jednak wiedział, o co jej chodzi. Uśmiechnął się jedynie. 
– Myślę, że sobie poradzę – powiedział, starając się brzmieć przekonująco. Na dobrą sprawę, wcale nie był tego taki pewien. Ruby potarła kark, myśląc nad czymś intensywnie.
– No dobrze. Ale zadzwonisz, gdyby coś się działo, prawda? – Popatrzyła na niego, jakby chciała wymusić na nim mówienie tylko i wyłącznie prawdy.
– Oczywiście, zadzwonię, gdyby tylko coś się działo – powiedział z uśmiechem. W głębi serca obiecał sobie, że postara się ze wszystkich sił, aby nie wydarzyło się nic, co wymusiłoby na nim telefon do Ruby. Zasługiwała na trochę wolnego, zwłaszcza w walentynki, które mogła spędzić spokojnie z narzeczonym. On sam nie miał nikogo, z kim mógłby świętować, więc chociaż ten jeden, jedyny raz, mógł w pełni oddać się kawiarni, którą przecież tak bardzo kochał.
W walentynki wstał zwarty i gotowy do działania. Założył fartuch, a później zamaszyście zamiótł podłogę, z Pączkiem siedzącym na ramieniu. Mały smok ewidentnie był zaskoczony tym, że to nie Ruby macha miotłą, a właśnie Orion. Do tej pory się to nie zdarzało. Szekspir przyglądał się temu wszystkiemu z rozbawieniem ze swojej poduszki. Przynajmniej do czasu, aż Orion nie zgonił go z niej, żeby wytrzepać zakłaczony materiał na podwórzu za kawiarnią. Pisarz przygotował również witrynkę z babeczkami z różowym i czerwonym lukrem, smakowitymi ciastami ozdobionymi serduszkowymi i różanymi dekoracjami. Jeszcze przed otwarciem poleciał do kwiaciarni, by przyozdobić ladę świeżymi, słodko pachnącymi kwiatami. Cóż, Ruby prawdopodobnie zrobiłaby to lepiej, jednak i faunowi nie można było odmówić smaku i wyczucia. Ostatecznie, był zadowolony ze swojej pracy. Oby tylko dalej szło mu równie dobrze.
Nie szło mu równie dobrze.
Na samym początku jeszcze nie było tak źle. Do kawiarni zawitały dwie pary, które dość łatwo było obsłużyć. Z czasem jednak stoliki zapełniały się, zwiększając znacznie poziom trudności w obsłudze gości. Orion kilka razy pomylił zamówienia, o jednej parze w ogóle zapomniał i później, purpurowy na twarzy, przepraszał gorąco zirytowaną parę. By wynagrodzić straty, częstował gratisowymi babeczkami i jakoś łagodził napięte nerwy. Gdzieś przed wieczorem był już zaledwie o krok od załamania nerwowego, jednak ostatecznie wziął się w garść, tłumacząc sobie, że samemu sobie nie wybaczy, jeśli teraz przeszkodzi Ruby. Wypił mocną, gorzką herbatę i wrócił w wir pracy. Perspektywa rozczarowania ulubionej menadżerki zdecydowanie dodała mu wiatru w skrzydła. Skupił się więc jak tylko mógł, by już nie mylić zamówień, słuchać uważnie tego, co mówią do niego goście i odpowiadać im. Wiele z tych pogawędek było naprawdę miłych. Orion z dumą patrzył, jak Szekspir, natchnięty chyba duchem walentynek, dawał się łaskawie pogłaskać, podchodząc do niektórych stolików. 
Dopiero wieczór dał mu chwilę wytchnienia. Wielu gości rozmawiało jeszcze przy stolikach, trzymało się za ręce. Z uśmiechem błąkającym się na ustach patrzyli sobie w oczy ze szczerym uczuciem. Orion sam uśmiechał się, widząc to. Walentynki… póki Ruby mu o nich nie przypomniała, kompletnie nie pamiętał, że to już. Teraz jednak nie byłby w stanie o nich zapomnieć nawet na chwilę. 
Opierając łokcie na ladzie, a brodę na dłoniach, rozglądał się po kawiarni, na krótki moment oddając się marzeniom. A właściwie to wspomnieniom z innych walentynek. Tak odległych, że teraz wydawały mu się ledwie snem, który nie mógł mieć miejsca w rzeczywistości. To był chyba pierwszy i jedyny czas, gdy naprawdę odliczał do tego dnia. Miał wielkie plany i choć zdecydowana część z nich nie wyszła, bo zapomniał zarezerwować stolik w restauracji, a bilety do teatru gdzieś mu się zawieruszyły, to jednak był obok niego ktoś, kto sprawiał, że te wszystkie wpadki nie miały znaczenia. Ktoś, kogo uśmiech wciąż widział w sennych marzeniach. Ktoś, z kim spędził długie godziny przy tym stoliku tam, pod oknem, gdzie teraz siedziała inna zakochana w sobie para. Chłopak zaśmiał się, starając się być w miarę cicho, a jego towarzysz rozpromienił, zachwycony tym, że udało mu się rozbawić partnera. Chwycili się za dłonie. Serce Oriona ścisnęło się boleśnie. Niemal poczuł dotyk ciepłej dłoni na swojej. Kogoś, kto już nigdy nie wróci. Kto był zaledwie snem.
– Halo, proszę pana? – Dziewczyna wpatrywała się w Oriona, zdezorientowana. Stała przed ladą, wyraźnie zbita stropu z tym, że kelner ją ignoruje. Orion drgnął, wyprostował się. Pośpiesznie przetarł oczy wypełnione łzami.
– Bardzo przepraszam! Witam w Kawie i kropce, co mogę państwu zaproponować? – zapytał, uśmiechając się szeroko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz