Waletyki? Waletanki? Wylewki? Octavia nie miała pojęcia, czym było to przepełnione różem święto, o którym mówili wszyscy wokół. Gdy pojawiła się tu po raz pierwszy zaledwie pół roku temu, nikt nie raczył poinformować jej, że raz w roku świat zdaje się stawać na głowie i pokrywać kolorową otoczką kiczu i mdłości owiniętej w błyszczący papierek. Próbowała pytać, szukać informacji na własną rękę, jednak każdy zbywał ją śmiechem i krótkim “Nie żartuj sobie, Octavia. Wszyscy wiedzą czym są Walentynki!”. Nie, ona nie miała bladego pojęcia. A gdy w końcu, dzięki godzinom spędzonym na przeszukiwaniu mediów społecznościowych, poznała sekret tego magicznego święta, poczuła się wręcz rozczarowana. Miłość. Czy naprawdę to z powodu tak marnego i kruchego uczucia ludzie stawali na głowach i przystrajali cały świat brokatem oraz różnymi odcieniami różu? Prawdziwej “miłości” doświadczyła tylko raz - ze strony swego Stwórcy, którego miłość miała być bezwarunkowa, wieczna i czysta. Jednak, jak zresztą wszystko w tym nędznym padole, okazała się jedynie oszustwem. Ludzie zabijają się, by doświadczyć prawdziwej miłości, by następnie zginąć z jej ręki, z powodu rozpaczy, którą ta za sobą niesie.
Tak przynajmniej myślała, dopóki po raz pierwszy nie zobaczyła szczura. Boskie, podobno niosące śmierć stworzenie, które z powodu swej natury nie miało wstępu do niebiańskiego królestwa. Zupełnie jak ona. A jednak w tamtej chwili, gdy po raz pierwszy trzymała je w dłoniach, poczuła, jak zalewa ją fala ciepła. Czy to właśnie była miłość? Nie miała stuprocentowej pewności, jednak w tamtej chwili przyrzekła sobie, że niezależnie od tego, co by to było, zamierza dać upust swoim emocjom właśnie w Wylentainki. Nie było przecież innego wyjścia, zwłaszcza teraz, kiedy los obdarzył ją istotką tak cudowną, jak Mykka. Nie należała może i do najinteligentniejszych stworzeń, ale to właśnie dzięki temu Octavia była w stanie się z nią utożsamiać i obdarzyć tak ogromną sympatią. Dziewczyna spędziła więc cały wieczór na wytężaniu własnego półmóżdżku i poszukiwaniach najlepszej możliwej aktywności, którą mogła zafundować szczurzycy. Dlatego właśnie, gdy w końcu nadeszły Walantynki, Octavia wzięła Mykkę w ramiona i czym prędzej udała się do największego w okolicy sklepu zoologicznego. Wzięła koszyk (klnąc przy tym niemiłosiernie, że kazano jej za niego zapłacić) i posadziła szczurzycę w miejscu przeznaczonym z reguły dla dzieci. Cóż, Mykka była jej dzieckiem, jej oczkiem w głowie.
– No dobrze, kochana, kupię ci wszystko, na co zapiszczysz. Nie ograniczaj się.
Octavia szybko pożałowała swojej decyzji. Nie przewidziała bowiem, że Mykka okazała się znacznie bardziej wygadana, niż inne szczury, z którymi dziewczyna miała dotąd do czynienia. Stworzonko piszczało na wszystko i wszystkich, a Octavia, zgodnie z obietnicą, wrzucała do koszyka kolejne, całkowicie bezużyteczne rzeczy. Gdy w końcu podeszły do kasy, anielica nie odważyła się spojrzeć na terminal. Wolała żyć w słodkiej nieświadomości, jak wiele pieniędzy wydała właśnie na zachcianki szczurzycy. Nie żałowała jednak absolutnie niczego i gdyby mogła sobie na to pozwolić, rozpieściłaby szczurzycę raz jeszcze. Ba, robiłaby to codziennie. Bowiem właśnie wtedy, kiedy w końcu wróciły do domu, a Mykka wygodnie ułożyła się w wybranym przez siebie, zdecydowanie za dużym, psim legowisku, a jej czerwone oczka czule wpatrzyły się w Octavię, dziewczyna znalazła wszystkie odpowiedzi na dręczące ją pytania. Ludzie mieli rację, Wylantyki wcale nie były takie złe, kiedy masz u boku kogoś, kogo naprawdę kochasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz