George starał się myśleć o Song Anie logicznie. Skoro widzi go przed sobą, a jest on człowiekiem (a przynajmniej tak mówi), musi mieć rodziców. Dlaczego więc jego nowy znajomy postanowił mówić o nich w najdziwniejszy możliwy sposób? Tak, jakby sam chciał, żeby George mu nie wierzył. Chłopak mimo wszystko zmuszony był do zaakceptowania wszystkiego, co docierało do jego uszu, chociaż z każdym słowem potęgowały się jego podejrzenia o tym, że Song An nie należy do rasy, za jaką się podaje, a do tego na pewno nie ma piętnastu lat.
— Jasne, sprawdzę gdzie jest najbliższy Kopland — George wstał i wyciągnął telefon z kieszeni. Był stary i przeżył wiele, na co wskazywała mocno potłuczona szybka urządzenia. Uległa uszkodzeniu przy jednej z nieudanych prób samobójczych chłopaka, który zastanawiał się wtedy, jakim cudem smartfon w ogóle dalej funkcjonuje. Zaskoczyło go to o wiele bardziej niż to, że sam przeżył.
Z Song Anem uważnie obserwującym jego ruchy, szesnastolatek wykorzystał magię Internetu do znalezienia sklepu, w którym dwójka będzie mogła znaleźć wszystko, co potrzebne jest uczniowi. W końcu ponownie przemierzali ulice Stellaire.
— Skoro masz piętnaście lat, to zakładam, że jakąś edukację masz, co nie? — zapytał George, próbując odczytać mapę, w czym przeszkadzała mu pajęczynka na ekranie telefonu.
— Tak! Piętnaście lat to w końcu bardzo dużo czasu na edukację... dlatego właśnie ją posiadam — powiedział Song An. Młodzieniec balansował na krawędzi krawężnika, ale wydawało się, że nie sprawiało mu to żadnego trudu.
— Czyli jak to było? Rodzice cię uczyli w domu? — była to jedyna powszechna, alternatywna metoda nauczania, jaką znał chłopak. Zawsze miał trochę nadzieję, że jego matka uwolniłaby go w ten sposób od szkoły, chociaż dobrze wiedział, że jego edukacja by na tym ucierpiała. Nie, żeby się to dla niego specjalnie liczyło: nie zamierzał dożyć na tyle długo, by musieć myśleć o studiach.
— Miałem znakomitego prywatnego nauczyciela — wyjaśnił blondyn — nauczył mnie wszystkiego, co umiem!
— Prywatnego nauczyciela? To się wydaje takie... staromodne — skomentował George — twoja rodzina musi być ciekawa — wyrazem, które dla szesnastolatka kryło się za słowem "ciekawa", było "bogata". O prywatnych nauczycielach czytał w książkach opisujących stare lata, w których na edukację stać było tylko najzamożniejszych.
W końcu dwójka dotarła do Koplandu. Przed nimi znalazły się niekończące się półki, wypełnione przeróżnymi produktami różnorodnych kategorii. Na szczęście supermarket miał taki sam rozkład jak każdy inny, a więc bez problemu udało się im odnaleźć dział, którego potrzebowali.
— Niesamowite! Patrz, George, ten długopis może pisać na sześć różnych kolorów! To jak magia — Song An ładował koszyk zeszytami ze zwierzaczkami, kolorowymi długopisami i zestawami kredek.
— Wow, spokojnie! Nie potrzebujesz tego aż tyle. Poza tym nie polecam tych kredek — powiedział George, wyjmując jeden z zestawów z koszyka. — Miałem je jako dzieciak, ledwo cokolwiek zostawiają na kartce — chłopak odstawił na regał produkt.
— Ale George, zauważ, że jest tu aż dwadzieścia kolorów!
— Uwierz, że nie będziesz ich potrzebował. Ja w sumie mam trzy zeszyty i długopis, który znalazłem na schodach w szkole — George uśmiechnął się lekko. Prawda jest taka, że nigdy nie jest w stanie zatrzymać pisadeł na długo: zawsze tajemniczo znikają. Chłopak dawno poddał się w kupowaniu nowych.
— Poza tym, jaki masz budżet? — zapytał, po czym zauważył, że na twarzy Song Ana pojawił się zawód.
— Nieduży — blondyn westchnął. Po przeszukaniu kieszeń, toreb i wszystkiego innego, dwójka przeliczyła budżet. Udało im się wyskrobać wystarczająco pieniędzy na wszystkie najpotrzebniejsze przedmioty, a co najważniejsze: starczyło im środków na długopis piszący sześcioma kolorami. W końcu udało im się opuścić wnętrze hipermarketu.
— Dobra, teraz musisz jakoś wydobyć od rodziców ten list, a ja dostać się do domu... — George wydobył znowu swój wierny telefon, by sprawdzić, jak może odnaleźć odpowiednią drogę. Niestety, tym razem urządzenie odmówiło współpracy.
— Znowu bateria padła... zazdroszczę tym, co mają jakieś moce związane z elektrycznością — chłopak westchnął, kierując wzrok w stronę towarzysza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz