22 lutego 2024

Od Kindry do Ilary

Życie biegło swoim własnym, dawnym torem. Pobudki przed wschodem słońca, bieg, dzięki któremu czuła, że naprawdę żyje. Później zajęcia, omawianie w nieskończoność kolejnych taktyk i wkuwanie do tych zakutych łbów, że choć spędzają długie godziny na wkuwaniu tych wszystkich informacji, to na misji może się okazać, że to wszystko jest gówno warte. Nigdy nie było wiadomo, co wylezie z portalu. Czy to małe, na pozór urocze stworzonko za chwilę nie odgryzie ci twarzy. Czy wielka bestia, odporna na wystrzał z pocisków, nie rozerwie twoich kolegów na pół. Czy pierdolony, magiczny wybuch nie zamorduje nagle wszystkich, jedynie ciebie pozostawiając w długiej, niekończącej się agonii. 
A jednak coś się zmieniło. Ostatnie walentynki, które miały być takim samym dniem jak każdy inny, głęboko zapadły w pamięć orczycy. Wspomnienia wracały w najmniej oczekiwanych momentach, natrętnie podsuwając uśmiech Ilary, gdy wspólnie śmiały się z kolejnych błahych historii zapełniających najpierw wieczór, a później noc. Nie żałowała tego, co zrobiła, a jednak ten impuls, który popchnął ją do tego, by spędzić z kobietą te kilka godzin, miał znacznie większe konsekwencje niż się spodziewała. Zdarzało jej się już ponieść emocjom, spędzać noce z ledwo poznanymi ludźmi, jednak nikt nie wyrył się w jej wspomnieniach tak bardzo, jak Ilara. Nie pozwalała na to. Przywiązywanie się do kogokolwiek w tych okolicznościach byłoby zwyczajnie głupie, nie używając cięższych słów. Kindra tak naprawdę nie wiedziała, jak wiele czasu jej pozostało. Równie dobrze to mógł być kilka miesięcy, rok, kilka lat. Zbyt krótko, aby wiązać się z kimkolwiek i nie myśleć o krzywdzie, jaką mogłaby wyrządzić sobie i komuś, kto będzie miał pecha ulokować w niej swoje uczucia. 
Poza tym – zdecydowanie nie nadawała się do związków. Ta porażka, w której tkwiła przez kilka lat z Leo, dobitnie jej to udowodniła. Związki wymagały, aby rozmawiać o uczuciach i emocjach, zwierzać się, a Kindra tego nie potrafiła. Często wychodziła na zamkniętą w sobie egoistkę. Ktoś taki nie mógł zbudować zdrowej, trwałej relacji. 
Tak więc spotkanie z Ilarą miało być tym pierwszym i ostatnim. Całkiem przyjemnym wspomnieniem, do którego mogła się uśmiechnąć od czasu do czasu. Może nawet pozastanawiać się, co by było gdyby. Ale tylko pozastanawiać. Nie bez powodu nie wymieniły się numerami telefonu, Kindra nie dopytywała o żadne informacje, po których mogłoby ją kusić, żeby nawiązać z kobietą dłuższą znajomość. Nie miała żadnego punktu zaczepienia, dzięki któremu mogłoby ją kusić, żeby odnaleźć Ilarę, złamać swoje postanowienia, a potem pluć sobie w brodę, że krzywdzi kolejną osobę. 
Z budynku akademii wyszła z tą myślą w głowie. Otrzeźwił ją dopiero marznący deszcz, który osiadł nieprzyjemnie na jej twarzy, wywołując pełny irytacji grymas. Było już ciemno – wejście do budynku, a także wszystkie chodniki i zieleń wokół oświetlały jedynie elektryczne latarnie o jasnym, zimnym świetle. Orczyca naciągnęła na głowę kaptur sportowej, czarnej kurtki i szybkim krokiem dotarła do swojego samochodu. Zerknęła w międzyczasie na zegarek. Na tylnym siedzeniu auta leżało kilka książek, które woziła ze sobą już od kilku dobrych dni, by w końcu oddać je do biblioteki i do tej pory nie miała na to czasu. Kto jak kto, ale sierżant Ryder nie była kimś, kto oddawał rzeczy po terminie, a ten zbliżał się w niepokojącym wręcz tempie. Cóż, dziś powinna zdążyć przed zamknięciem.
Trzymając zabezpieczone foliową torbą książki, weszła do cichej, niemal całkowicie pustej biblioteki. Skinieniem głowy przywitała się z sędziwą bibliotekarką, która podniosła na nią wzrok znad ekranu komputera. 
– Dobry wieczór, pani Ryder – przywitała się kobieta, wyciągnęła dłoń po książki, które Kindra już rozpakowała. – Będzie pani coś wybierać?
– A zdążę? – Kindra ponownie zerknęła na zegarek. Biblioteka miała zostać niedługo zamknięta, nie chciała, żeby bibliotekarka musiała przez nią siedzieć tutaj dłużej. Ta jednak uśmiechnęła się pobłażliwie. 
– Myślę, że nie będzie problemu. Przyszło kilka nowości. – Spojrzała na Kindrę z uśmiechem – Spodobają się pani. 
– W takim razie rozejrzę się szybko. – Kindra odwzajemniła uśmiech, nie opierając się dłużej przekonywaniom bibliotekarki. Ta dobrze wiedziała, w jaki sposób podejść orczycę. To niesamowite, jak z uprzedzonej, nieco zrzędliwej staruszki stała się kimś w rodzaju dobrej znajomej pani sierżant. Kindrze do tej pory chciało się śmiać na wspomnienie pierwszej swojej wizyty tutaj i spotkania tej właśnie bibliotekarki. Nie trudno było odgadnąć, że kobieta podejrzewała, iż orczyca nie umie wręcz czytać, a co dopiero interesować się między innymi literaturą piękną. Kindra i samą siebie by o to w sumie nie podejrzewała jeszcze jakiś czas temu. To była ta jedna z niewielu rzeczy, do których przekonał ją Leo. 
Wsunęła dłonie w kieszenie kurtki i ruszyła między regałami, starając się za wszelką cenę nie zakłócić panującej wokół, niemal świętej ciszy. Drogę do działu z literaturą piękną doskonale znała, podobnie jak większośc książek ustawionych w równych rzędach na półkach regałów. Bez trudu była w stanie sama znaleźć wspomniane wyżej nowości. Te zazwyczaj były oznaczone specjalnymi naklejkami na grzbietach okrytych foliowymi okładkami, chroniącymi książkę przed zniszczeniem. Dotarła na miejsce i od razu zwróciła się w stronę książek, nie dbając o to, że tuż obok ktoś jest. Miała mało czasu i nie chciała go marnować na rozglądanie się. Wolała czym prędzej znaleźć coś do czytania, dokonać formalności i opuścić bibliotekę. 
Szła więc powoli, bokiem, ze wzrokiem utkwionym w grzbietach książek, po których przesuwała delikatnie palcami. Czasem bezgłośnie wypowiadała tytuł, szukając w pamięci, czy cokolwiek słyszała o nim w sieci i czy ktoś nie wspominał o tym, że jest godny przeczytania. 
Zatopiona we własnych myślach nie usłyszała kroków, które zatrzymały się gwałtownie. Na drewnianą podłogę padł cień, a ta uświęcona cisza nagle została przerwana przez jedno słowo. 
– Kindra?
Orczyca obróciła się niemal natychmiast, całkowicie tracąc zainteresowanie książkami. Ze zdumieniem spojrzała na kobietę, którą przecież znała. Tę samą, która chodziła jej po głowie od tych nieszczęsnych walentynek i z którą już przecież już nigdy miała się nie spotkać. A teraz… Ilara stała tu przed nią, jak gdyby nigdy nic. Jakby złośliwość losu po prostu przyprowadziła ją tutaj jak po sznurku, a teraz szykowała sobie popcorn, aby z wielką uciechą przyglądać się tej katastrofie, którą zgotowała. Orczyca zacisnęła zęby, już słysząc w głowie ten irytujący rechot Dantego. Jedynie się domyślała, na jakie wyżyny cierpliwości będzie musiała się wspiąć, żeby nie wepchnąć mu go z powrotem do gardła pięścią. 
– Och… cześć. – Kindra za wszelką cenę próbowała ukryć własne zakłopotanie. Dłoń, którą przesuwała po grzbietach książek, znów schowała się do kieszeni. Odwróciła się do Ilary, zdobywając na niewielki uśmiech. Kurwa.
– Kto by pomyślał, że spotkamy się właśnie w bibliotece, co? – zapytała szeptem, próbując jakoś rozproszyć ten niezręczny nastrój, który spinał mięśnie karku, wywoływał sztorm w myślach. – Co u ciebie? Wszystko w porządku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz