17 sierpnia 2024

Od Hotaru do Annikki

Kawiarnia okazała się przytulnym miejscem, w którym dało się znaleźć schronienie tak przed kaprysami pogody, jak i hurgotem miasta, wiecznie żywego i pobudzonego, nawet wtedy, gdy ciemność zapadła już za oknem. Hotaru rzuciła spojrzenie za olbrzymie, przeszklone okno, przebiegła nim wśród mrugających szybko, wielobarwnych świateł reklam i sygnalizacji, i odetchnęła, odwracając się z powrotem, ku wnętrzu kawiarni. Jej wzrok padł na zwalniający się właśnie stolik, tam dalej, w tyle przybytku, nieco za rogiem, akurat w takim miejscu, by nawet te światła z zewnątrz nie przeszkadzały, pozwalając klientom oderwać się od tego, co na zewnątrz.
Za ladą stała jakaś uśmiechnięta dziewczyna, choć widać było, że to koniec jej zmiany i zmęczenie ocienia już nieco twarz. Poleciła specjalność kawiarni, sprawnie nabiła rachunek, następnie zaprosiła, by kobiety usiadły, zapewniając, że już niedługo będą mogły cieszyć się swoimi napojami. Hotaru z gracją przepłynęła w stronę upatrzonego stolika, zajęła miejsce przy barwnej, witrażowej lampie.
Delikatne, miękkie światło tańczyło w lakierowanym blacie niewielkiego stolika, odbijało się od oprawek okularów, przeświecając za grube szkła i sprawiając, że te charakterystyczne, miodowe oczy, zdawały się lśnić głęboką, ciepłą barwą. Annikki splotła dłonie, chyba zbierała się już, by coś powiedzieć, gdy Hotaru wyprostowała się nieco na siedzisku, uśmiech zaigrał na wargach i kobieta się odezwała.
— Czy miałabyś coś przeciwko, żebyśmy się zamieniły?
Czułki zadrgały lekko, wróżka uniosła brew, zaraz zaczęła unosić się ze swojego fotela.
— Nie, oczywiście, że nie, żaden problem…
Hotaru parsknęła śmiechem, gestem uspokoiła drugą kobietę, wskazała, by z powrotem usiadła. Gdzieś w tle zamruczał ekspres ciśnieniowy.
— Nie chodziło mi o miejsca. Bardziej o role.
— Role? — Annikki przechyliła lekko głowę, spojrzała uważniej na Hotaru, próbując odczytać jej zamiary. W końcu usta wygięły się w lekkim uśmiechu. — Tak, oczywiście. Ale nie wiem, czy dam radę cokolwiek zatańczyć.
— Sprawdźmy w takim razie, jak ja sobie poradzę w roli dziennikarki.
Dziewczyna z obsługi pojawiła się przy ich stoliku. Przerzucila warkocz przez ramię, ustawiła dwa kubki na blacie i czmychnęła szybko razem z tacą, widząc kolejnych klientów kiwających się przy ladzie, popatrujących na spisane kredą menu. Aromat rozniósł się w powietrzu, para znad kubków uniosła, leniwie rozwiała mgłą tuż przy tej barwnej lampie.
— Pytałaś się mnie o to, co pchnęło mnie w stronę tańca, ja jednak nie miałam okazji, żeby spytać cię, co takiego sprawiło, że postanowiłaś zostać dziennikarką — zaczęła Hotaru. — Chciałabym to teraz nadrobić.
Annikki posłała jej nieznaczny uśmiech, skinęła głową.
— Cóż, podobnie jak ty, pochodzę z mniejszej miejscowości – takiej, gdzie wszyscy się znają, a chęć tego, żeby wiedzieć coś więcej, zainteresować się czymś, była postrzegana jako wciskanie nosa w nieswoje sprawy — zaczęła, wracając myślami do przeszłości. — Uwierało mnie to. Miałam dość słyszenia tylko „nie interesuj się”, „to nie twoja sprawa” czy „zostaw już ten temat”, kiedy tylko zaczynałam zadawać pytania i coś przyciągnęło moją uwagę.
Hotaru oplotła dłońmi kubek, skinęła głową, słuchając.
— Dla niektórych to za dużo informacji – tak o wszystko pytać, starać się dotrzeć do faktów, wypowiedzi, czyichś opowieści… Dla mnie takie coś to wymarzona sytuacja, im dalej zgłębiam dany temat, tym bardziej mnie on zajmuje.
Uśmiech dziennikarki się poszerzył, przybrał jaśniejsze zabarwienie.
— Gdy postawiłam już swoje pierwsze kroki w dziennikarskim świecie – to były początkowo drobne artykuły, nic bardzo przełomowego – wtedy na własne oczy zobaczyłam, jaka jest siła słowa. Kiedyś dostałam zadanie, napisać o takiej jednej małej kawiarence w podłej dzielnicy, do której nikt nie przychodził. To był krótki artykuł, ale dzięki niemu ludzie dowiedzieli się, że to miejsce w ogóle istnieje, a potem wypadki potoczyły się same. — Uśmiechnęła się do wspomnień. — Przyszli, bo dowiedzieli się, że tam jest kawiarnia, a potem zaczęli wracać, dla kawy i towarzystwa.
— To naprawdę piękna historia — podsumowała Hotaru. — Chętnie bym tam kiedyś poszła.
— Mogę cię tam zaprowadzić — odparła od razu Annikki, zająknęła się nieco. — Tak, jak będą mieli wolne stoliki... Ale wracając do wywiadu, dobrze ci idzie.
Tancerka skinęła jej głową w podzięce, wybrała kolejne pytanie.
— Zastanawia mnie, czy miałaś wcześniej okazję przeprowadzać wywiad z innymi artystami, albo w ogóle pisać o jakiejś formie sztuki.
— Hm, tu muszę rozczarować. — Dziennikarka zaraz odzyskała rezon. — Niestety nie miałam przyjemności pisać o niczym związanym ze sztuką, a przynajmniej nie było to coś, co by mnie zajmowało. To były krótkie teksty, pisane z obowiązku, raczej bez polotu… — Spojrzenie pociemniało, kobieta westchnęła. — Raz miałam wątpliwą przyjemność prowadzić wywiad z malarzem. Wszystko było w miarę w porządku, dopóki nie zaproponował mi, żebym była modelką do jego kolejnego dzieła.
Hotaru aż się skrzywiła, a przykry dreszcz przebiegł przez nagle spięte ciało. Jej nic takiego nigdy się nie przytrafiło, lecz tancerka nie miała problemu z tym, by cudze emocje stały jej emocjami i niemal poczuła potrzebę, by szybko teraz umyć ręce.
— To było bardzo niestosowne z jego strony — powiedziała w końcu, mimo emocji wybierając stonowane słowa. — Mam nadzieję, że na tym ta sprawa się skończyła.
— Tak, nic więcej się nie wydarzyło. Uciekłam z tego studia i już więcej moja noga tam nie postała.
Hotaru odetchnęła.
— Przykro mi, że musiałaś przez coś takiego przejść… — przyznała, Annikki zaś pokręciła głową, machnęła dłonią. Zdawała się mniej przejmować… Pewnie to nie była pierwsza sytuacja, w której osoba, z którą prowadziła wywiad, okazała się problematyczna. Hotaru postanowiła w swoim czasie o to zapytać, teraz jednak przyszedł czas na nieco luźniejszy temat. — Odniosłam wrażenie, że praca zajmuje bardzo dużą część twojego czasu i uwagi, ale na pewno masz jakiś sposób na spędzanie wolnego czasu…
Annikki uciekła wzrokiem gdzieś w bok, a gdy wróciła spojrzeniem do Hotaru, na wargach błąkał się lekki uśmiech.
— Nie wiem, czy będziesz zadowolona z odpowiedzi — zaczęła, przyciągając uwagę tancerki. — Bo większość wolnego czasu spędzam w domu. Relaksuję się pisząc — wzruszyła ramionami — robiąc notatki z tego, co usłyszałam, czego się dowiedziałam, spisuję swoje przemyślenia, takie o wszystkim i o niczym, porządkuję jakieś wnioski… Po prostu stukam w maszynę do pisania. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że mam też sporo kwiatków w mieszkaniu i się nimi zajmuję. Podlewam, przesadzam, przycinam, kiedy trzeba…
Hotaru uśmiechnęła się na tę wypowiedź, lecz w tym uśmiechu nie było oceny ani pobłażania. Tchnął on ciepłem, bo to, że praca i hobby Annikki wyglądały tak podobnie, wcale nie oznaczało, że kobieta nie potrafi się bawić ani wypocząć.
— Twoja praca i hobby mogą wydawać się niemal nieodróżnialne, ale sądzę, że różnią się od siebie w zasadniczy, kluczowy sposób — powiedziała ostrożnie.
— Jaki?
— Nikt nie każe ci pisać tekstów w czasie wolnym. Jesteś panią swojego czasu i sama decydujesz o tym, czemu się poświęcić. Wolność wiele zmienia, pozwala naprawdę rozwinąć skrzydła, osiągnąć mistrzostwo w swojej dziedzinie.
Annikki uniosła brew.
— Mówisz z doświadczenia?
Teraz to Hotaru się zająknęła, nieznacznie potknęła.
— Poniekąd…
Na szczęście wróżka pozwoliła jej zmienić temat, nie brnąć dalej właśnie w tym kierunku.
— Gdy mówiłaś o tamtym malarzu — podjęła Hotaru — odniosłam wrażenie, że to nie była jedyna sytuacja, kiedy osoba, z którą przeprowadzałaś wywiad, okazała się problematyczna. Czy zdarzyły ci się sytuacje, w których twoja praca dziennikarska postawiła cię w trudnej sytuacji? Ktoś poczuł się urażony pytaniem, nie chciał udzielać odpowiedzi…?
— Racja, było jeszcze trochę takich przypadków…
— I jak sobie z nimi poradziłaś?
— Powiedziałabym, że pomogło mi doświadczenie i chłodne podejście — zaczęła, upiwszy łyk stygnącej powoli herbaty. — Na początku o wiele bardziej denerwowałam się, kiedy ktoś okazywał niezadowolenie z pytań albo krytykował finalny tekst. Ale moja praca nie polega na tym, żeby osoba udzielająca mi wywiadu była szczęśliwa, tylko na tym, żeby ludzie usłyszeli prawdę.
Hotaru sama mocniej chwyciła swój kubek.
— To naprawdę częste? Takie przeprawy?
— Zdarzyło mi się już kilka pozwów o zniesławienie, ale jak mam być szczera – to są najczęściej pozwy na wyrost. W końcu głowy stygną, wymiar sprawiedliwości też nie należy do działających szybko i wszystko po prostu rozchodzi się po kościach. — Annikki rzuciła jej spojrzenie. — Brzmi to trochę chłodno?
— Bardziej bojowo.
Dziennikarka uśmiechnęła się lekko.
— Czasem faktycznie muszę być bojowa i przycisnąć drugą stronę. Ponaprzykrzać się, zadać pytania w odpowiedni sposób… Ale staram się robić to z wyczuciem. Jeśli widzę, że mój rozmówca nie chce o czymś mówić nie dlatego, że koniecznie musi zataić niewygodną dla siebie prawdę, ale raczej dlatego, że dana kwestia jest dla niego bolesna, oczywiście nie będę na siłę starać się wydobyć z niego tych informacji — podsumowała. — To nie jest dobra praktyka dziennikarska.
— Tak, to na pewno wymaga dużo wyczucia i empatii…
Spokojny jazz wypełniający kawiarnię zmienił się w inną muzykę, delikatną i łagodniejszą, pełną miękkiego zaśpiewu egzotycznych instrumentów. Niespieszny rytm taiko przypominał kroki na tatami.
— Przypomniało mi się, że chciałam cię zapytać o jedną rzecz — podjęła Annikki, zwracając uważniejsze spojrzenie na Hotaru. — Pogubiłam się trochę z rodzajem twojego tańca, szkołą i stylem…
Hotaru uniosła brwi na zmianę tematu, lecz zaraz uśmiechnęła się, skinęła głową. Naturalne wydawało jej się, że Annikki nie potafi wysiedzieć długo będąc przepytywaną, a senkawańskie melodie, dobre do tańca, przypomniały o jednym z jej obowiązkowych projektów.
— Tak, to może być mylące. Senkawa bujo to szerszy termin, oznacza wszystkie tańce tradycyjne, rodzime dla mojego kraju. Jeśli chodzi o słowo „szkoła”, to często jest tożsame ze słowem styl.
— Więc kiedy mówiłaś, że uczęszczałaś do szkoły Matsudaira…
Hotaru pokiwała głową.
— To nie była nazwa budynku ani patrona szkoły, tylko uczonego tam stylu.
Te bursztynowe oczy zmrużyły się lekko.
— Zdarza się, żeby kilka szkół nauczało tego samego stylu?
— To trudne pytanie — Hotaru przez chwilę szukała dobrego wytłumaczenia. — Szkoła może mieć filię albo boczną gałąź, ale jeśli chodzi o Senkawa bujo… to wszystko bardzo stare szkoły, z długimi tradycjami i czasami założenia, które na dobrą sprawę można nazwać legendarnymi.
— Nie zachowały się żadne dokumenty z momentu oficjalnego założenia? — dopytała Annikki, lecz Hotaru pokręciła głową.
— Nie, tu w ogóle nie chodzi o dokumenty. Wiele szkół zostało założonych na drodze… nadnaturalnej.
Kubek z herbatą wrócił na stół, dłoń zabębniła po blacie, tancerka odniosła wrażenie, że brakuje tam ołówka i notesu.
— Twoja szkoła też została tak założona?
— Tak. Mogę ci opowiedzieć.
Więcej dodawać nie musiała. Czułki nastroszyły się, nawet skrzydła zadrgały lekko, sypiąc pyłkiem po fotelu, lecz Annikki nie zwróciła na to uwagi, w pełni skupiając się na rozmówczyni.
— Mówi się, że dawno, dawno temu, gdy mój kraj nie miał jeszcze cesarza, a ludzie stanowili po prostu zbiór plemion, rozsianych w deltach rzek, jeden z Wielkich Smoków przechadzał się po bambusowym gaju, pragnąc zaznać ciszy i spokoju, z dala od Pałacu Chmur, gdzie swoją siedzibę mieli jego pobratymcy.
— Te Wielkie Smoki…? — powiedziała Annikki, zawiesiła głos, wyjaśnienie pojawiło się u Hotaru naturalnie.
— Jest ich sześć. Odpowiadają za cztery żywioły, Pustkę oraz burzę, ale z nich wszystkich skupimy się teraz na Smoku Pustki. Bo to on jest tym, do którego należy wszystko, co tajemnicze, nienazwane i niewytłumaczalne. Jego domeną jest magia, ale również i sztuka – ta ostatnia jest mu ponoć najbliższa.
— I ten smok, który się przechadzał, to był właśnie Smok Pustki?
— Nie inaczej. — Hotaru uśmiechnęła się lekko. — Dostrzegł on, że ktoś tańczy wśród bambusowego labiryntu, a ruchy, krok i gracja, z jaką to robi, przekracza wszystko, co kiedykolwiek widział. Smok tak zachwycił się tańcem, że gdy nasycił oczy widokiem, postanowił dołączyć do tajemniczej osoby.
W uważnym spojrzeniu Annikki dostrzegła pewien wysiłek związany z wyobrażeniem sobie tej sceny.
— Senkawańskie smoki bardzo różnią się od tych, które występują tutaj, na tym odłamku. Te niebiańskie są boskimi istotami, w swej naturalnej formie obdarzonymi dostojnym, wężowym ciałem, zdolne do majestatycznego lotu, o rozmiarach niczym mury twierdz. Ich oczy są tak przenikliwe, że w obecności smoka nie da się skłamać, a ryk jest głośniejszy niż schodząca z gór lawina. — Hotaru zamilkła na chwilę. — Ale jak większość niebiańskich istot, są zmiennokształtne i potrafią przyjąć formę, która nie skrzywdzi przebywającego przy nich śmiertelnika. Więc tańczyli, a w tym tańcu Smok Pustki dostrzegł piękno serca i duszy owej osoby. Postanowił ją więc obdarzyć czymś, czym nigdy nie obdarzył żadnego śmiertelnika i wywyższyć tak, by jej dziedzictwo nigdy nie przeminęło.
— Pojął ją za żonę?
— Nie powiedziałam, że to była kobieta.
— Za męża?
Hotaru uśmiechnęła się enigmatycznie.
— Nie powiedziałam, że to był mężczyzna.
Annikki zamrugała w zaskoczonym milczeniu.
— O tym, kto założył szkołę Matsudaira, nie wiadomo praktycznie nic — wyjaśniła tancerka. — Ani imienia, ani wieku, płci, kasty, do której ta osoba mogła należeć… Cała ta wiedza przepadła w mrokach dziejów – nawet najstarsze zachowane zwoje zawierają jedynie zarys z grubsza humanoidalnej sylwetki, nic więcej. Ale pozostał styl tańca, przekazywany z pokolenia na pokolenie, niezachwianie, przez wszystkie zawirowania dziejów.
— Sądzisz, że właśnie to było darem Smoka Pustki? To, że ten styl nigdy nie zostanie zapomniany?
Hotaru pokręciła głową.
— To bardzo piękne błogosławieństwo, i bardzo w stylu Smoka Pustki. Ale nie tylko to. Był jeszcze… pewien przedmiot — powiedziała ostrożnie. — Widzisz, wszyscy jesteśmy w pewien sposób niewolnikami własnego ciała. Jest ono dla nas narzędziem ekspresji i czymś, nad czym pracujemy nieustannie, by potrafiło dokonać więcej, niż ciało przeciętnej osoby. Ale na koniec dnia sylwetka nadal jest ograniczeniem, choćby charakter i wrażliwość pozwalały przyjąć na scenie dowolną rolę. Dla każdego przychodzi moment, w którym zamiast ról księżniczek i bohaterów, proponuje mu się role szacownych mędrców i dostojnych matron. Każda z nich niesie odmienne wyzwania, żadna nie jest mniej ważna niż inne, lecz dla tancerza zawsze jest tak, że jakieś drogi pozostają zamknięte.
— I ten przedmiot mógł to rozwiązać?
— Tak. Tamta osoba otrzymała zaklęty wachlarz… — powiedziała Hotaru. — Mówi się, że Smok Pustki oderwał część własnego ciała, by go wykonać, zamykając w nim magię zbyt skomplikowaną, by śmiertelnicy potrafili ją odtworzyć. Wachlarz budzi się jedynie w dłoni prawowitego dziedzica lub dziedziczki szkoły Matsudaira, sprawiając, że to, co ukazuje swoim tańcem, staje się realne. W dłoni wojownika pojawi się broń, człowiek zmienia się w yōkai, sucha ziemia w rozkwitły ogród, a noc odchodzi, przegnana blaskiem poranka, gdy głowa rodu rozłoży wachlarz.
— I gdzie teraz znajduje się ten wachlarz?
Hotaru mimowolnie uciekła dłonią, musnęła wyrobiony suwak.
U mnie w torebce.
— W siedzibie szkoły — odparła gładko. — To bezcenny artefakt, jest bardzo pilnie strzeżony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz