Nawet pośród oliwnych drzew, które rzucały miły cień na rozżarzony piasek, panowała duchota. Przynajmniej świątynia mieściła się na wzgórzu, tuż przy stromiźnie spadającej w chłodne morze, co nieco łagodziło letnią temperaturę. Eryda nie przepadała za schodzeniem między śmiertelników w najgorętszym okresie roku. Co nie oznaczało, że w ogóle nie lubiła wtapiania się między ludzi. Wręcz to uwielbiała. Najlepszym sposobem na szerzenie chaosu było bycie jego prowodyrem, przeszkadzanie i wtrącanie się na miejscu, nie z oddali, jak to preferowały robić inne bożki. Nie, Eris lubiła spotkania trzeciego stopnia. Najczęściej tym trzecim stopniem była ona, ale przynajmniej próbowała udawać normalną śmiertelniczkę. Nie zawsze jej to wychodziło, ale cóż. Przynajmniej próbowała. W jakimś tam stopniu.
W każdym razie nie lubiła lata, to był główny winowajca jej niezadowolenia. Ale mimo temperatury, przez ostatnie dni bawiła się świetnie. W pobliskim mieście organizowano Igrzyska, jedno z najlepszych wydarzeń, w jakich mogła kiedykolwiek uczestniczyć. Oczywiście (głównie) biernie – podkładała nogi tylko niektórym sportowcom w niektórych dyscyplinach. Z umiarem, bo była ciekawa, co z tego wszystkiego wyjdzie. Igrzyska były dla niej ciekawsze i bardziej ekscytujące, niż pokaźne ofiary, które udawało się niektórym obłąkańcom składać w jej imieniu.
Eryda, a raczej Zahra, bo takie imię przybrała w swoim ludzkim przebraniu, poprawiła sukno spadające z ramienia. W świątyni było chyba jeszcze duszniej, niż na zewnątrz. Powietrze było gęste i szare od dymu wydobywającego się z zawieszonych na ścianach kadzidłach. Wewnątrz stała tylko jedna Pytia, tuż przed ołtarzem i trójnogiem, w rozkroku, ze szczeliną przecinającą podłogę świątyni między bosymi stopami. Kiwała się powoli na boki, jej brunatne sukna powiewały na łagodnej bryzie. Kiedy tylko Zahra przekroczyła próg, wieszczka otworzyła blade oczy, uniosła brodę ku niebu.
– Przyszłaś po wróżbę. Po wizję przyszłości.
No tak, po co innego miałaby przychodzić do Pytii? Ale zamiast komentowania Zahra kiwnęła jedynie głową. Wiedziała, że Apolla lepiej nie podjudzać. Już raz podebrała mu jedną z lutni, i do teraz tego żałowała. Nie mówiąc już nic o Linusie. Przez jej kark przeszedł dreszcz. Tak, lepiej z kapłankami Ignisa się nie bawić.
– Tak. Czy mogę zapytać o konkretną część przyszłości? Nie swoją, tylko. Rozumiesz.
Wieszcza kiwnęła głową, ruszyła w głąb świątyni, idąc równą linią wzdłuż szczeliny. Zahra za to postanowiła przeskakiwać dziurę, raz na lewy brzeg, raz na prawy. Była szerokości stopy, nie więcej, więc nikt nie mógłby w nią wpaść. Zahra poczęła iść po niej, jak po linie, stopa po (drewnianej) stopie, próbując utrzymać równowagę.
– Tak. Zadaj mi pytanie dotyczące przyszłości, a ja spróbuję na nie odpowiedzieć, jak najlepiej mogę. Z błogosławieństwem Jaśniejącego.
Zahra skrzywiła się nieco na wspaniały epitet. Śmiertelnicy mieli tendencję do wznoszenia swych bogów na piedestały, nawet kiedy na to nie zasłużyli. Nie to, że Apollo nie zasłużył, co to, to nie. Ale dla niej bycie bogiem było dość niezręczne. Miała tylko nadzieje, że Pytia nie przejrzy jej kostiumu. I że Ignis nie dowie się, że inny bożek grzebał u jego kapłanek.
Pytia usiadła na trójnogu postawionym przed okrągłym, kamiennym ołtarzem z zagłębieniem, prawdopodobnie na ofiarę. Skądś wyciągnęła kolejne kadzidło. To było większe niż te na ścianach, z grawerami na bokach misy, zawieszonej na ciężkich łańcuchach. Odwróciła się w stronę Zahry, górując nad nią (jakby nawet bez stołka była o głowę, półtorej, większa), zamknęła oczy i poczęła nucić. Zahra uznała to za rozpoczęcie rytuału, więc odchrząknęła.
– Bardzo lubię Igrzyska. Zdaję sobie sprawę, że dzieją się tylko raz na cztery lata. Ale chciałabym wiedzieć, jak długo będą się jeszcze odbywać. Czy w dalekiej przyszłości, wieki po naszej śmierci, ludzie dalej będą celebrować Igrzyska?
Pytia zamruczała głośniej, puściła kadzidło w ruch tak, że dym sączący się z niego począł okrążać nią i Zahrę.
– Świat zmieni się diametralnie – westchnęła wieszczka, marszcząc brwi. Nawet pod zamkniętymi powiekami można było dojrzeć, jak jej oczy szybko przeskakują w lewo i prawo – Ale mimo wojen, mimo destrukcji ludzi i fauny, Igrzyska nadal będą się odbywać.
– Świetnie! – Zahra podskoczyła na pięcie, podekscytowana. Dobrze wiedzieć, że nawet jeżeli zostanie wraz z innymi bogami zapomniana, to przynajmniej ludzie nadal będą chętnie się ścigać i lać na boiskach – Możesz powiedzieć mi o tym coś jeszcze?
Pytia zmarszczyła całą twarz, jakby sięganie w tak daleką przyszłość było wręcz bolesne. Mimo tego nie przestała nucić i kręcić kadzidłem, choć poczęła trzymać gałąź oliwną w mocniejszym uścisku, aż zbielały jej palce.
– Igrzyska będą odbywać się co cztery obroty planety, jak teraz. Jednak stracą swoje połączenie z Zeusem. Mimo tego ludzie będą zatrzymywać wojny i konflikty dla zawodów. Każde Igrzyska będą miały miejsce w innym polis. Ostatnie, które sięgam wzrokiem przyszłości, mają miejsce na terenie Galów.
– Galów? Tak daleko od Olimpu?
– Nasza planeta okaże się większą, niż ją widzimy – kiwnęła głową Pytia – Wzrośnie liczba ludności, a wraz z nią, sportowców. Kobiety będą mogły brać udział w Igrzyskach. Ilość dyscyplin…
Wieszczka zachwiała się na trójnogu, westchnęła. Zahra złapała stołek, żeby go ustabilizować. Pytia musiała być już w głębokim transie, bo nawet nie odczuła ruchu, nie przestała nawet mówić.
– Liczby sportów nie będzie można się policzyć na palcach. Będzie ich tak wiele… tak wiele…
– Na przykład? – Zahra, co by tu mówić, była niezwykle podekscytowana myślą, że Igrzyska się tak rozwiną. Już teraz były niewiarygodnie ekscytujące. A co dopiero, jak dodadzą do nich kobiety! Kolejne dyscypliny? Brzmiało to lepiej, niż wieczność na Polach Elizejskich z amforą nektaru pod pachą.
– Pływanie–
– W oceanie? Czy prądy ich nie wyrzucą na otwartą wodę? Co z potworami morskimi?
Pytia podniosła dłonie w górę tak, że dyndające kadzidło prawie strzeliło Zahrę w twarz.
– Nie, Galowie mają rzekę. Sequanę, w której będą się odbywać zawody z pływania. Ale–
Wieszczka urwała zdanie, zachłysnęła się powietrzem.
– Ale co? – Zahra miała ochotę ściągnąć kapłankę z jej ceremonialnego trójnoga. Czemu musiały na siłę robić z przepowiedni szopki? Nie mogły mówić prosto, w pełnych zdaniach, bez wciągania dymu do tego stopnia, że widziały trzy wszechświaty na raz?
– Widzę grupę Galów. Grupę, która… która coś organizuje. Coś niecnego.
– Powiedz mi wszystko – zarządziła Zahra, tupiąc drewnianą nogę o kamienną posadzkę – Chcę wiedzieć o przyszłości Igrzysk wszystko.
Octavia przyjrzała się obrazkowi, który Zahra wydrapała w piasku.
– I oni organizują co?
Bogini czarów była chyba jedyną na Olimpie, która chętnie spędzała z Zahrą tyle czasu, i wcale po jej twarzy nie było widać zdenerwowania ani znudzenia po wielu godzinach rozmów i ogólnego chaosu. Zahra bardzo ją doceniała.
– No patrz – pociągnęła nosem i zakreśliła wcześniej narysowany wzór w koło – Nie chcą, żeby śmiertelnicy z innych polis pływali w ich wodzie, więc… więc organizują grupowe sranie do rzeki.
Octavia parsknęła śmiechem, prawie stoczyła się ze wzgórza, tak ją to rozśmieszyło. W sumie Zahra nie miała się co dziwić, sama miała podobną reakcję.
– I to jest jedna z dyscyplin? Na Igrzyskach tysiące lat w przyszłość?
– Nie wiem, tego mi nie powiedziała – Octavia wciąż wyła śmiechem, a jej śmiech był zaraźliwy, więc Zahra również nie mogła powstrzymać parsknięcia – Przestań! Muszę ci opowiedzieć jeszcze o tym, jak jakaś kobieta przegrała mecz bokserski i się popłakała, bo została uderzona. W boksie.
Ta wiadomość nie zatrzymała śmiechu Octavii, więc go wzburzyła.
– Czy śmiertelnicy totalnie ogłupieli?
– Pytia powiedziała też, że zapomnieli o Zeusie. To pewnie wina tego. Znaczy, nie że Zeus. Ale pewnie jeżeli zapomnieli o nim, to może zapomnieli, yyy… na przykład o tobie. To by już totalnie zgłupieli.
Octavia rzuciła jej gęste spojrzenie, mrugnęła. Zahra poczuła jak jej ogon równomiernie uderza w trawę za nią, jak u zdenerwowanego kota. Odwróciła wzrok od bogini, zaśmiała się nerwowo.
– Yyy, nieważne. Chcesz wskoczyć na chwilę do oceanu, ochłodzić się? Możemy postraszyć okolicznych rybaków.
Octavia podniosła się z suchej ziemi, przeciągnęła, i podała Zahrze dłoń.
– Mam nadzieję, że woda będzie czysta. Czystsza niż ta w rzece Galów
Zahra zaśmiała się, wzięła dłoń, dzięki czemu szybko była już na dwóch nogach. Ogon nadal skakał jej we wszystkie strony.
– Spokojnie. Mamy jeszcze wiele stuleci na szerzenie chaosu, zanim to się wydarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz