O tym balu mówiło się już w całej stolicy od dobrych paru miesięcy. W zamku takie uroczystości nie należały do rzadkości, ale to przyjęcie było naprawdę wyjątkowe. Zaproszeni zostali wszyscy szlachetnie urodzeni z pobliskich królestw. Każdy, kto otrzymał list z informacją o dacie, niecierpliwie odliczał dni, przygotowywał odpowiedni ubiór, dobierał wymarzonego partnera. I to jedynie po to, aby tego jednego wieczora pokazać się z jak najlepszej strony i wzbudzić zazdrość swoją majętnością.
Na samym zamku, na którym miał odbyć się bal, od kilku dni trwały gorączkowe przygotowania. Zjeżdżały się wozy z zaopatrzeniem, nadworni krawcowie sprowadzali najlepsze materiały na kostiumy, a kuchnia działała pełną parą, przygotowując wszelkiego rodzaju smakołyki. Służba krzątała się po całym pałacu, sprzątając i ozdabiając salę balową. Wezwano najlepszą orkiestrę w całym kraju.
Zdawało się, że wszyscy żyli wyłącznie zbliżającym się przyjęciem. Nie inaczej było z młodym księciem, który już od kilku dni właściwie nie potrafił zmrużyć oka. Myślał wyłącznie o nadchodzącym balu.
Wydawać by się mogło, że następca tronu musi mieć naprawdę wspaniałe życie. Cóż, choć faktycznie nie można zaprzeczyć, że po części właściwie tak było, codzienność księcia nie należała także do najłatwiejszych. Przede wszystkim na jego głowę spadał ogrom obowiązków, o których zwyczajni mieszkańcy królestwa nawet nie wiedzieli. Młodzieńcowi, jednak, w żadnym wypadku żaden z narzuconych przymusów nie przeszkadzał – wypełniał je dzielnie z uśmiechem na ustach. Nie mógł znieść jednak tego, że całymi dniami zmuszony był siedzieć w ciemnych murach pałacu. Żałował, że nie mógł poznać nikogo, spoza znajomych twarzy mieszkańców dworu. Tak naprawdę nie potrafił rozpoznać nawet swoich własnych poddanych! Chowany pod kloszem ostrożnego ojca Song An oglądał królestwo zza małych zamkowych okien.
Nic więc dziwnego, że następca tronu szczególnie nie mógł doczekać się balu, stanowiącego dla niego jedyną w roku szansę na spotkanie kogoś nowego i możliwe nawiązanie przyjaźni. Nie potrafił ustać w miejscu, gdy nadworny szewc pomagał mu dobrać odpowiedni krój kostiumu balowego.
– Myślisz, że przyjdzie tak wiele osób, co ostatnio? – dopytywał, stojąc przed lustrem. Starszy mężczyzna próbował przymierzyć do drobnej sylwetki księcia kawałek brązowego materiału. Nie wychodziło mu to, ponieważ jego model kręcił się bez przerwy.
– Zapewne tak, wasza wysokość – przytaknął zniecierpliwiony szewc, przewracając oczami. – Czy mogę prosić, żeby panicz uniósł teraz ręce?
Song An pokiwał zgodnie głową i wykonał polecenie.
– Wprost nie mogę się doczekać! – kontynuował książę, nie kryjąc ekscytacji w głosie. – Tych tłumów ludzi, muzyki, tańców…!
Poruszył głową, tak, że włosy zsunęły mu się z ramienia, jednocześnie zasłaniając szewcowi pas materiału, nad którym właśnie pracował. Mężczyzna westchnął bezradnie, osuwając przeszkadzające mu kosmyki. Nie skomentował sytuacji, mimo tego, że ogólnie słynął ze swojego ciętego języka. Miał teraz jednak kontakt z następcą tronu, więc wolał się nie narażać. Nawet jeśli wszyscy na dworze szeptali, że książę, o dziwo, jest najmilszą osobą na świecie. Kompletnie nie przypominał pod tym względem swojego ojca, który surowo traktował służbę czy poddanych.
Przygotowywanie odpowiedniego stroju trwało dobre kilka godzin. Z reguły nie zajmuje to tak wiele czasu, ale Song An mimo najlepszych chęci nie zaliczał się do osób skorych do współpracy. A przynajmniej teraz, gdy bal zbliżał się wielkimi krokami.
I na szczęście czas, który dzielił księcia od wymarzonego przyjęcia, minął niczym mrugnięcie oka. Obudzony o świecie, kompletnie został pochłonięty przez wir przygotowań. Chociaż faktycznie nie musiał nawet kiwnąć palcem przy gotowaniu posiłków, sprzątaniu czy przystrajaniu sali, również cały dzień miał zapchany różnymi zajęciami.
Po porannym posiłku, podanym jeszcze do łóżka, wziął gorącą kąpiel, po której nadworny fryzjer ułożył mu fryzurę. A nie było to takie proste. Song An, właściciel kręconych, długich i wiecznie poplątanych włosów stanowił istny koszmar dla każdego, kto chciał go uczesać.
Szalone kosmyki młodzieńca należało najpierw dokładnie wymyć, następnie wysuszyć, dokładnie rozczesać, ułożyć, a ostatecznie spiąć w taki sposób, aby fryzura wytrzymała przez cały wieczór pełen tańca i dobrej zabawy.
Młodzieniec z trudem potrafił usiedzieć na niewysokim krześle. Stojący za nim wąsaty mężczyzna z trzymanym w dłoni grzebieniem zdobionym złotem i diamentami wygładzał mu włosy. Nie mógł spiąć mu odpowiedniej fryzury już teraz. Książę w pierwszej kolejności musiał zostać przyodziany w odpowiednie szaty balowe, a dopiero później zająć się dokończeniem spraw związanych z jego włosami.
Stąd też już w czasie południa Song An założył szaty zrobione specjalnie na tę okazję. Składały się z podłużnej, brązowej tuniki i trochę jaśniejszych spodni. Całe odzienie obszyte zostały pozłacaną nitką. Dołożono także wiele lśniących kamyków, które nadawały kostiumowi bogatego wyglądu. Książę wyglądał w nim naprawdę dobrze.
Dopiero po przebraniu się fryzura Song Ana mogła zostać dokładnie upięta i przystrojona. Na samym czubku jego głowy położono złotą koronę, chwilę wcześniej wyjętą ze ściśle strzeżonej szkatułki.
– Czy wasza wysokość jest zadowolony? – dopytywała służba, która dzisiaj kręciła się wokół młodzieńca przez cały dzień, aby spełnić wszystkie jego oczekiwania.
– Oczywiście, że tak! – Książę uśmiechał się szeroko, przeglądając się w lustrze. – Nie mógłbym sobie wymarzyć, aby wyglądać lepiej!
Pomagający mi się przygotować mieszkańcy dworu odetchnęli z ulgą. Ich praca na ten moment tutaj się kończyła. Życzyli miłej zabawy, wracając do swoich codziennych zadań.
Song An, nim udał się na salę balową, gdzie powoli miał rozpoczynać się bal, postanowił porozmawiać ze swoim ojcem. Zgodnie z oczekiwaniami, króla spotkał siedzącego na swoim tronie. Mężczyzna wpatrywał się w ścianę. Wyglądał na równie gotowego na przyjęcie, co jego syn, ale nie okazywał podobnego entuzjazmu. Obrzucił wchodzącego do pomieszczenia potomka znudzonym spojrzeniem.
Chwilę rozmawiali o nadchodzącej uroczystości.
– To będzie wyjątkowy bal – mówił z powagą król. – Pojawi się na nim wiele dobrze urodzonych panien. Powinieneś poświęcić im czas. Jeszcze nie zdecydowano, którą poprosisz o rękę, ale dobrze, żeby żadna z nich dzisiaj nie poczuła się odrzucona.
Song An skrzywił się delikatnie. Doskonale wiedział, że dzień jego przymusowego ślubu zbliża się wielkimi krokami. On nie czuł się jednak gotów. Nie było kobiety, która jakkolwiek go interesowała, mimo, że w jego otoczeniu ciągle pojawiały się nowe chętne kandydatki. Po prostu nie czuł, aby którakolwiek go chociaż trochę by go ujęła. W każdym razie, zgodził się jednak z ojcem, przytakując cicho. Liczył, że w czasie balu uda mu się tak umknąć jego uwadze, że król nie zdąży nawet go upomnieć!
Sala była wyjątkowo przystrojona. Ze ścian spływały purpurowe kawałki materiału. Ozdobiono je złotymi girlandami, od których odbijało się światło pochodni. Przy ścianach ustawiono stoły niemal uginające się pod ilością jedzenia i trunków. Song An dawno nie widział tylu niezwykłych potraw!
Po drugiej stronie od wejścia do występu szykowała się orkiestra. Książę obserwował różowowłosego barda, zaproszonego jako głównego grajka dzisiejszego wieczoru. Podobno cieszył się bardzo dużą popularnością i nie mniejszym talentem.
Podczas gdy muzyk zajmował się wyciąganiem swojego śmiesznego instrumentu (Song An widział coś takiego pierwszy raz na oczy!), jego niższy towarzysz o białych włosów dopytywał:
– Ale zapłacą nam za to dużo, tak?
Książę roześmiał się na te słowa. Nie podszedł jednak do orkiestry, ponieważ właśnie przybyli pierwsi goście. Ruszył, aby się z nimi przywitać.
W końcu muzyka rozbrzmiała po całej sali. Bard o kolorowych włosach faktycznie był tak dobry, jak powiadano. Brzmienie jego instrumentu szybko zachęciło gości do tańca.
Rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Goście wirowali po całej sali. Sam książę został nieraz pochłonięty w tan. Gdzieś z tyłu głowy miał obietnicę złożoną ojcu, więc sam kilka razy poprosił nawet kogoś do tańca.
Tego wieczora mijał wiele niezwykłych osób. Pomijając już wesołego barda (świetnie radził sobie w roli przewodniczącego balowej orkiestry - szybko zjednał sobie sympatię gości swoim poczuciem humoru i dziwacznymi spodniami po same pachy, które przyciągały naprawdę wiele uwagi) lub jego markotnego tajemniczego towarzysza, Song An rozmawiał z gośćmi w różnych zakątków świata. Podziwiał ich piękne ubiory, fryzury, nawiązywał niezwykle ciekawe konwersacje.
Jego uwagę przykuł też między innymi brązowowłosy młodzieniec. Szlachcic o zielonych oczach obrzucał otaczający go tłum niechętnym wzrokiem. Nie uprzedziło to Song Ana, który podszedł, aby z nim porozmawiać. Chciał dowiedzieć się, dlaczego jeden z zaproszonych gości nie bawi się najlepiej. Młody obcokrajowiec mówił z dziwacznym akcentem, książę pierwszy raz takowy słyszał. Z początku nieznajomy wydawał się mało zainteresowany konwersacją, ale pozytywne nastawienie następcy tronu złamało go i przekonało do małych wyznań. Mówił, że czeka na kogoś. Song An nie dowiedział się jednak, kim ma być ta osoba, ponieważ w tłumie rozpoznał znajomą twarz. Nie chciał zgubić przyjaciela z oczu, więc przeprosił poznanego chwilę temu szlachcica i ruszył śladem księcia z pobliskiego kraju.
– George! Przyjechałeś! – zawołał w stronę wyższego młodzieńca. Chłopak odwrócił się, łapiąc kontakt wzrokowy z idącym za nim Song Anem.
– Oh, dobrze cię widzieć – przywitał się trochę niepewnie. Wspólnie odsunęli się na bok i stanęli obok stolików, tak, aby nikt z tańczących na nich nie wpadł podczas rozmowy. Plus, Song An doskonale wiedział, że jego przyjaciel raczej nie przepada za takim tłumem ludzi.
– Słyszałem o zaręczynach – powiedział młodzieniec do gościa. Nie były to jednak gratulacje. Bo w takich sytuacjach nie ma czego gratulować. Obydwaj znajdowali się w podobnej sytuacji.
George pokiwał powoli głową. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest specjalnie zadowolony z decyzji swojego ojca.
– Mnie niedługo też to czeka – wyjawił Song An. – Tata chce, abym dzisiaj się nad tym zastanowił. Ale wiesz, ostatnie słowo i tak należy do niego.
Stali koło siebie w ciszy. Chyba żaden nie wiedział, jak pocieszyć drugiego. Cóż, naturalna kolej rzeczy. Song An westchnął cicho, a następnie wzruszył ramionami.
– Przynajmniej po ślubach też są bale – zauważył, uśmiechając się delikatnie. – Kolejna okazja, żeby się spotkać i dobrze bawić.
Zaśmiał się cicho, odsunął od ściany i podszedł do stołu. Chwycił dwa kieliszki ze słodkim winem.
– Nie mam zamiaru o tym myśleć – dodał pewnym siebie głosem, podając przyjacielowi jedno z naczyń. – Obstawiamy, który z gości pierwszy zaśnie pod stołem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz