Pianie koguta rozbrzmiało bladym świtem. Głośny ptak nie dawał spokoju, wielokrotnie powtarzając swoją nieprzyjemną dla ucha “pieśń”. Leżący na twardej wersalce młody mężczyzna żałował, że nie zamknął okna. Teraz nie miał wyjścia. Musiał słuchać ów żywego budzika do momentu, aż temu nie zaschnie w gardle.
Młodzieniec wziął poduszkę wypełnioną gęsim piórem i narzucił ją sobie na głowę. Miał nadzieję, że uda mu się pospać trochę dłużej. W końcu, miał wakacje, zasłużył na trochę odpoczynku. Było to najdłuższe wolne w jego życiu. Ukończył szkołę, zdał maturę, dostał się na wymarzone studia. I chociaż wyjazd do dużego miasta, gdzie znajdowała się jego uczelnia, był tylko kwestią czasu, chłopak chwytał się każdej wolnej chwili, jaką dane mu jest jeszcze spędzić na rodzinnej wsi.
– Sebastianie, wstawaj! – Usłyszał swoje imię. Ojciec wołał go. Seba domyślał się, że na miejsce błogiego snu wskoczy zaraz jakieś niesamowite zadanie bojowe.
Chłopak niechętnie podniósł się z wersalki, odszukał jakieś czyste ubrania, które na siebie zarzucił, a następnie zszedł po schodach do kuchni, gdzie czekał już na niego tata Jurek.
Stał on przy kuchence, dzierżąc w dłoni patelnię. Przygotowywał właśnie śniadanie.
– Robię jajochlebki, masz ochotę? – zapytał, przewracając widelcem kromkę wczorajszego pieczywa.
– Mhm – przytaknął Sebastian. – Jest keczup?
– Tylko ten, co wziąłem ostatnio z McRonalda – odparł Jurek. – Gdzieś na drzwiach jest, poszukaj.
Seba podszedł do lodówki. Schylił się i zaczął przeszukiwać wskazane przez ojca miejsce. Przesunął kilka puszek piwka marki Tesco, aż udało mu się odnaleźć dwie saszetki pomidorowego sosu.
Usiadł przy stole, gdzie Jurek rozkładał już na dwóch talerzach chleb w jajku. Sebastian podziękował, kiedy otrzymał swoją porcję. Otworzył keczup, którym obficie przyprawił całe śniadanie. Zjedli w ciszy. Dopiero po posiłku, głowa rodziny zwrócił się do swojego syna:
– Musimy w końcu zrobić coś z tym pokojem na piętrze.
– Tym, którego remont zawsze odkładasz na kolejny tydzień? – zapytał Sebastian, popijając gorącą herbatę z cukrem. Była delikatna, pewnie dlatego, że Jurek do zrobienia obu użył tylko jednej torebki.
– Właśnie ten – przytaknął mężczyzna. – Zrobimy tam pokój gościnny. W stylu myśliwskim. Zamówiłem kilka rzeczy i przyszły dzisiaj rano. Wczoraj wygrzebałem też z piwnicy trochę poroża, które wujek Zbyszek kupił na targu za pół ceny, a później trzymał w kartonie, bo szkoda było mu ich wyjąć.
– Wujek Zbyszek? – Sebastian uniósł brwi. – To ten, który siedzi w więzieniu za pobicie sąsiada, bo tamten kupił nowe Audi w LPG?
Wujek Zbyszek, oprócz bycia miłośnikiem motoryzacji i dumnym właścicielem srebrnego Passata, lubował się też w myślistwie. Znaczy się, został wyrzucony z kółka leśniczych za brak płacenia składek, ale nie ostudziło to jego gorącej pasji. Zaczął działać na własną rękę. Niestety. Później co najmniej raz w tygodniu ktoś musiał go wyciągać z wnyków, które sam wcześniej zastawił.
– Dokładnie. – Jurek pokiwał głową z lekkim politowaniem. – W każdym razie, będę potrzebował dzisiaj twojej pomocy. Raz a dobrze ogarniemy to i będziemy mieć spokój.
Seba nie miał powodów, aby się nie zgodzić. Jeszcze chwilę rozmawiali o planach wobec pustego pomieszczenia. Chłopak pozmywał naczynia, a potem poszedł za ojcem do pokoju, który mieli zamiar dzisiaj wyremontować.
Znaczy się. Sypialnia ta posiadała już kanapę do spania, ściany pomieszczenia zostały pomalowane na ciemnozielony, a nowe panele rozłożone. Brakowało jedynie czegoś, co sprawi, że miejsce to stanie się przytulniejsze.
Pośrodku pomieszczenia stało kilka pudeł, Sebastian podszedł do największego z nich.
– Meble? – zapytał z ciekawością, oglądając rysunek na kartonie.
– Krzesło i stolik – wyjaśnił ojciec, całkowicie dumny z tego powodu, że udało mu się to wszystko zamówić. I że przyszło na dobry adres! – Otwórz, złożymy je.
Seba odszukał nożyk do tapet, którym rozciął taśmę oraz karton. Wysypał wszystkie części na ciemne panele. Kawałki desek, śrubki, a na sam koniec instrukcja spadły na ziemię z niemałym hukiem.
– Ale ostrożnie! – zawołał gniewnie Jurek. – Połamiesz je nim w ogóle zaczniemy i dopiero będzie!
– Tak, tak, przepraszam – mówiąc to, Sebastian zaczął zbierać porozrzucane części stolika. – Instrukcja dla ciebie.
Podał kawałek papieru tacie, ale Jurek spojrzał na niego z pogardą, wziął w ręce, zgniótł w kulkę, a następnie rzucił gdzieś w bok jak najzwyklejszy na świecie śmieć.
– Potrafię złożyć stół bez takich głupot – prychnął. – Za moich czasów nie było takich ułatwień. I co? Wyrośliśmy na ludzi. Współcześnie wszystkim trzeba mówić, co mają robić, bo sami nie dadzą sobie rady.
Sebastian nie skomentował tego, zerknął tylko na wieżę z desek i zapakowanych w plastik śrubek z wyrazem twarzy, trudnym do odczytania.
– Mam ci pomóc, czy…?
– Idź do szopy po młotek – polecił Jurek, kucając przy rozłożonym meblu.
Młody mężczyzna przytaknął. Wyszedł z pokoju, zbiegł po schodach, przebiegł przez korytarz prosto na zewnątrz. Pech chciał, że w szopie panował wieczny chaos. Sebastian potknął się o porozkładane na ziemi połowicznie puste puszki z farbą. Z trudem wydostał się z nich, a z jeszcze większym problemem okazało się odnalezienie potrzebnego narzędzia. Przewrócił kilka kartonów, zajrzał do skrzynek, ale młotek znalazł dopiero na ziemi pod stertą porozrzucanych desek niewiadomego pochodzenia. Pewnie też wujek Zbyszek schował je tutaj po tym, jak wpadł na genialny pomysł, aby nocą rozebrać garaż znienawidzonego sąsiada. Później tłumaczył się tym, że bardzo chciał obejrzeć tę Audicę i jakoś tak wyszło…
Udało mu się jakimś cudem wyciągnąć młotek. Przy okazji przypadkiem uderzył tyłem głowy w wystającą deskę. Ta szopa naprawdę stanowiła zagrożenie samo w sobie. Na szczęście Sebastian przetrwał jej próbę, wydostał się na zewnątrz, wykaszlując z płuc wciągnięty chwilę wcześniej kurz.
Wrócił do domu. Już od wejścia słyszał ciskane przez ojca przekleństwa. Sebastian przewrócił oczami. Domyślał się, że jego tata pewnie zabrał się za składanie mebli w pojedynkę. Ale został pokonany.
Nierówna walka z kawałkami rozłożonego stołu trwała w najlepsze, gdy Seba wszedł do przyszłego pokoju gościnnego.
– Co tak długo?! – Usłyszał zaraz od progu zdenerwowany głos Jurka.
– Nie mogłem go znaleźć. Ale już mam – wyjaśnił Sebastian, trochę z niepokojem obserwując poczynania swojego rodzica. – Dlaczego nagle tych elementów zrobiło się więcej?
Wtedy młodzieniec zdał sobie sprawę, że podczas jego nieobecności ojciec z jakiegoś powodu wymieszał części stołu i krzesła. Sebastian otworzył usta, ale nie wiedział, jak właściwie ma to skomentować.
– Bardzo długo cię nie było – przypomniał Jurek z niemałym wyrzutem. – Uznałem, że szybciej będzie, jeśli zacznę składać je jednocześnie.
Jego syn nie sądził, że to dobra decyzja. Teraz wszystkie rzeczy zostały wymieszane. Na pierwszy rzut oka nie dało się stwierdzić, które z drewnianych elementów leżących na panelach należą do krzesła, a które do stołu.
Uporządkowanie tego. Trwało długo. Sebastian namęczył się, aby wszystko to uporządkować. Z niemałym trudem posegregował wybrane elementy. A przynajmniej podjął taką próbę. Złożony przez nich stół miał jedną nogę krótszą od reszty. Krzesło zaś miało oparcie kompletnie po drugiej strony.
– To chyba nie powinno tak wyglądać – stwierdził Seba, lekko przechylając głowę na bok. Te meble nie wyglądały jak meble. – Masz instrukcję?
– Nie, nie jest potrzebna – upierał się Jurek. – Zaraz to poprawię…
Cóż. Minęło trochę czasu, ale dwóm mężczyznom udało się w końcu złożyć stół i krzesło tak, że przypominały to, co przypominać miały. Nadawały się one nawet do użytku. Nie obeszło się jednak bez instrukcji. Sebastianowi udało się uprosić ojca, który niechętnie zajrzał w rozpiskę, tylko dzięki temu dając radę sprawdzić, że meble stanęły na nogi.
Jurek otworzył kolejne podłużne pudełko.
– Na tamtej ścianie przyklejamy fototapetę – tłumacząc, rozłożył podłużne kawałki papieru na podłodze. Sebastian pomógł mu je uporządkować. Z połączonych fragmentów ukazała się wydrukowana grafika kominka.
Młodzieniec przyglądał się temu przez chwilę z konsternacją. Fototapeta kominek? Brzmiało to dziwacznie, ale może w praktyce będzie ona wyglądała lepiej.
Zaczęli przyrządzać klej do tapet.
– Zbyt gęsty – mruknął Jurek. – Dolej wody.
Sebastian wykonał polecenie. Ojciec wymieszał roztwór.
– Nalałeś za dużo. Dosyp proszku.
– Robi się!
Po dłuższym czasie udało im się w końcu otrzymać odpowiednie proporcje kleju. Przyszedł czas na naklejanie fototapety.
– Trzymaj prosto!
– Trzymam – zapewniał młodzieniec z kawałkiem fototapety w rękach.
– Ale wyżej, Sebastianie, wyżej!
– Jestem za niski…
Jurek westchnął głośno. Sam podniósł fragment papieru. Przykleili go z niemałym trudem.
– Tato, ale to jest do góry nogami – zauważył Sebastian, gdy odsunął się od dopiero co przyłożonej do ściany fototapety.
– Cholera jasna, zdejmuj to, szybko, szybko!
Włożyli wiele potu, krwi i łez, aby grafika kominka zwisła. Mimo wielu starań, nie wyszło to najlepiej. Znaczy się, można było rozpoznać, jaki przedmiot znajduje się na obrazku, jednak całość została naklejona trochę krzywo. Z niektórych przerw wyciekał klej, a w jednym miejscu fototapeta przypadkiem została rozerwana przez Sebastiana (Jurek był naprawdę niezadowolony).
– Chyba nam na dzisiaj wystarczy – mruknął tata Seby, spoglądając na marne efekty ich dotychczasowej pracy. – Jutro ta fototapeta na pewno będzie wyglądać lepiej. Klej wyschnie, wszystko się ładnie połączy i tak dalej. Nad nią zawiesimy poroża.
Młodzieniec nie wydawał się być przekonany, ale uśmiechnął się do ojca. Widział, że ten bardzo się stara.
– Jasne! – zgodził się. – Jeszcze trochę i sam mógłbym tutaj spać.
Jurek zaśmiał się w odpowiedzi. Wspólnie posprzątali porozrzucane kartony, resztki opakowań i inne śmieci (w tym instrukcje składania mebli).
Dzień był jeszcze młody, a Sebastian nie chciał spędzić go cały dzień w domu.
– Czy mogę iść postrzelać z Grześkiem z wiatrówki do puszek na płocie? – zapytał ojca, patrząc na niego błagalnie.
– O nie, nie, nie. – Negatywna odpowiedź Jurka padła niemal natychmiast. – Znowu zmarnujesz wszystkie śruty! Pamiętasz, co było ostatnio?!
Sebastian wolałby nie pamiętać. Odwrócił wzrok.
– Jak dziki weszły w szkodę nam w ziemniaki i chciałem je przegonić, okazało się, że nie miałem czym! Musiałem rzucić petardą, a od niej zajął się ten głupi strach na wróble! Straż pożarna jechała z drugiego końca gminy, bo sąsiedzi myśleli, że nam niewybuch z drugiej wojny eksplodował w ogrodzie! Nigdy się takiego wstydu nie najadłem, co wtedy!
Tak. Sebastian nigdy raczej nie zapomni tej sytuacji. Nawet nie dlatego, że była tak okropna, ale ojciec też przypominał mu o niej co najmniej raz w tygodniu przez ostatnie dwa miesiące.
– To zrobię może coś do jedzenia – zaproponował Sebastian. Nie czekając na odpowiedź ojca, zszedł do kuchni.
W lodówce znajdowało się naprawdę wiele jedzenia. Jak na każdy polski dom przystało była ona pełna jedzenia (często trochę przeterminowanego, ale Jurek nie chciał go wyrzucać, bo “jeszcze da się zjeść”). Na górnej półce leżało pół kilo kiełbasy swojskiej, pasztet z pomidorami oraz śledzie w puszce. Sebastian nie miał jednak ochoty na nic takiego. Udało mu się pomiędzy schabowym z wczoraj a marchewką znaleźć słoik z dżemem truskawkowym. Na szczęście jeszcze świeżym.
Przygotował kilka kanapek, do których zagotował mleko na kakao. Przygotowaną kolację zaniósł do salonu, gdzie na kanapie przed telewizorem na stoliku kawowym spożywali najczęściej posiłki.
– Gotowe! – zawołał ojca. Sam usiadł na złożonej wersalce, sięgając po jedną z kanapek.
Jurek zszedł z piętra. Chwycił za pilot i włączył TVP. Leciał właśnie Znachor.
– Nigdy nie oglądałem w całości – przyznał Sebastian, zerkając na ekran. – Zawsze oglądałem od momentu tego, wiesz, sądu na sam koniec.
– To teraz masz okazję obejrzeć więcej – mruknął Jurek w przerwie od przeżuwania kanapki. Popił ją gorącym kakao.
Siedzieli w ciszy, kończąc posiłek. Seba oglądał film z niemałym zainteresowaniem. Jego ojciec podobnie. Nawet nie wiedzieli, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Znachor się skończył.
Sebastian powrócił myślami do pokoju gościnnego. Jutro czeka ich równie wiele pracy.
– Myślisz, że wujek Zbyszek nie będzie zły, że użyjemy tych poroży? – zapytał ojca.
– Nie masz się czym martwić – odpowiedział Jurek wzruszając ramionami. – Wujek Zbyszek szybko nie wróci.
Sebastian pokiwał głową.
– Może to i lepiej – przyznał.
– Masz rację. Lepiej dla całej wsi. A nawet gminy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz