Karczemny stół stęknął, jego wysłużone latami pracy deski ugięły się niebezpiecznie, gdy Danka zwaliła się na niego całą swoją muskularną piersią, uderzyła czołem i pięściami w niewinne drewno.
— Kurwa!
Ktoś jej odmawiał. Dzierżącej ostrze będące postrachem bestii we wszystkich siedmiu krainach, złotemu wichrowi pędzącemu od jednego niebezpieczeństwa do drugiego, ikonie, która brała udział w Buncie Goździkowym i pomogła doprowadzić go do końca, ktoś powiedział „nie”, a Danka nie mogła tego przeżyć. Gdyby to był ktokolwiek inny, jakaś bogata panienka jakich wiele, czy podpita wojowniczka z karczmy, to machnęłaby ręką i pogalopowała dalej w świat, ale na jej drodze stanęła Bushra i Danka nie potrafiła o niej zapomnieć. Już Vira radziła jej, żeby może odpuściła, tylko że ona nie wiedziała, jak odpuszczać, a w szczególności jak pozwolić po prostu odejść kobiecie, przy której czuła się tak… Złote, rozsypane wokół głowy loki skryły lekki rumieniec i zaciśnięte usta.
Po części przerażało ją to uczucie, kręcące się gdzieś w jej piersi. Im szybciej dostanie to, co chce od Bushry, tym lepiej dla jej niespokojnych myśli, które wreszcie będą mogły powrócić do planowania kolejnej podróży na szlaku.
Usłyszała, jak Vira wzdycha, bębni palcami o blat. Danka uśmiechnęła się mimowolnie, trochę z wyrzutem do samej siebie. Wierna jak pies Vira, trzymająca się swojej niemożliwie upartej przyjaciółki i nawet jeśli najchętniej zakończyłaby ten cały cyrk i ruszyła na trakt, to nadal starała się jakoś Dankę wesprzeć. Może robiła to też ze względu na fakt, że na dłużej w mieście nie tylko Bushra zostawała, ale również pewna jasnowłosa, była czarodziejka, spowita tajemnicą szafirowej magii.
— Może powinnaś spróbować… — syrena uniosła wzrok na przyjaciółkę — sięgnąć do podstaw?
— Podstaw? — prychnęła. — Od kiedy ja potrzebuję podstaw we flirtowaniu?
Vira westchnęła ponownie, podsunęła jej kufel ze wcześniej zamówionym piwem.
— Właśnie dlatego, że zawsze musisz być extra, Danka. Nie umiesz podejść do kobiety ze zwykłym bukietem kwiatów, tylko od razu przynosisz jej głowę chimery. Zamiast normalnie pogadać, ty wylatujesz z „wiem, że chcesz się ze mną przespać”.
Oczywiście, że tak robiła, bo tak było najbezpieczniej. Szybkie zapalanie, szybkie spalenie, nim przyjdzie zmiana wiatrów i płomień dosięgnie wrażliwego serca. Danka chwyciła kufel.
— Zwykle działa — mruknęła, choć dość niemrawo, słow utonęły nieco w gorzkim trunku.
— Ale nie działa na Bushrę — stwierdziła Vira, łatwo wyczytując jej wątpliwości ze spiętych barków i uciekającego na boki spojrzenia. Wilkołaczka otworzyła swoją skórzaną torbę, pogmerała w niej chwilę, wyciągnęła na stół kawałek jakiegoś pergaminu. — Wiesz, jest taki… zwój o tych sprawach.
Dłonie zamarły z kuflem w powietrzu. Charakterystyczny, zawadiacki półuśmiech pojawił się na syrenich ustach.
— Vi, czy to tego szukałaś ostatnio tyle w bibliotece?
Piorunujące spojrzenie metalicznych oczu tylko pogłębiły jej rozbawienie.
— Spierdalaj. Jest w nim naprawdę kilka porad, z których mogłabyś skorzystać.
Danka nie czuła się przekonana.
— Na przykład? — zapytała, opierając łokieć o stół, policzek o dłoń.
— „Zaproś ją do tańca” — zaczęła czytać Vi. — „Zajmij się jej koniem” albo „Porozmawiajcie o swoich doświadczeniach z podróży”. Jest też „Zdejmij koszulę i pokaż jej swoje…” — Kobieta urwała, przebiegła wzrokiem dalej. — To może nie… „Trzymaj ją na końcu swojego miecza”. Um…
Światło odbiło się w różowych szkiełkach, zdradziło błysk pomysłu rodzącego się pod złotą czupryną.
— To jest to — odparła Danka półgłosem.
— Co?
Syrena poderwała się z siedziska, wyszczerzyła kły do przyjaciółki.
— Wyzwę ją na pojedynek!
Vira otworzyła szeroko oczy, odkrywszy nagle nowe granice głupoty Danki.
— Danka, nie…
— Danka, tak! — Zaśmiała się głośno, dopiła jednym łykiem piwo, otarła dłonią usta. — Vi, to jest genialnie!
— Nie wiesz do końca, co ona potrafi. — Kobieta pokręciła głową, schowała twarz w dłoniach.
— I o to chodzi! Poznamy nasze style walki w akcji, stając naprzeciw siebie! Dojdzie do gorącej wymiany ciosów, która zakończy się moim zwycięstwem i gdy będę miała ją na końcu miecza, to powiem jej, że właśnie udowodniłam swoją wartość i powinna się ze mną spotkać!
— Ty jesteś święcie przekonana tego, że to tak wyjdzie? — westchnęła Vira, spoglądając ponownie na syrenę, lecz ta już odeszła do stołu, bo właśnie w progu karczmy zawitała Bushra, a Danka miała dla niej propozycję nie do odrzucenia.
Bushra lustrowała chwilę syrenę z obojętnym obliczem, lecz zgodziła się skromnym skinieniem głowy, dając jeden warunek – zwycięzca może zażądać od przegranego spełnienia jednego jego życzenia, a pojedynek odbędzie się tu i teraz. Danka nigdy w życiu nie złapała równie szybko za miecz.
Nie zdążyły dobrze ustawić się na końskim wybiegu przylegającym do karczmy, wokół płotu już zebrali się gapie, a dzieciaki nawoływały kolejnych przechodniów do zobaczenia ich starcia. Bushra nie zwróciła choć krzty uwagi na zamieszanie, stojąc swobodnie z rapierem w jednej ręce, bronią o wysokim kunszcie wykonania, z pewnością robioną na specjalne zamówienie właścicielki. Ciemne, przypominające sam obsydian obłęki zwijały się wokół dłoni jak wici czarnej magii, palce zaciskały się lekko na czerwonej skórze rękojeści. Danka zerknęła na bladą twarz, ostre rysy, złączyła spojrzenie z rubinem, chłodnym i bystrym. Kieł błysnął w półuśmiechu.
Jej też nie przeszkadzała widownia. Wręcz przeciwnie – ona ją uwielbiała.
Powoli przyjęła pozycję, stanęła pewniej na trawiastym gruncie. Miecz błysnął w letnim słońcu, promienie wyciągnęły barwę morskiej toni z ostrza. Oręż wykuty w głębinach znanych jedynie syrenom spoczywał pewnie w jej dużych dłoniach, prosił o walkę jak łaszący się rekin o głaski. Rapier odpowiedział, lekkim ruchem nadgarstka Bushra uniosła sztych, rozstawiła machinalnie nogi.
Wiatr rozwiał złote kosmyki, musnął czerń rozpuszczonych włosów, z trudem prześlizgnął się dalej przez gęstniejącą atmosferę. A potem obie kobiety wykonały pierwsze kroki ku sobie i wszyscy wstrzymali oddech.
Były zbyt dobrze wytrenowanymi szermierkami, żeby się spieszyć, Danka zrozumiała to już od momentu zobaczenia Bushry na targu, jak ta rozbroiła paroma ruchami rapiera grupkę rabusiów. Ale Vira miała rację, niewiele więcej wiedziała ona o kobiecie, zaś jej przewagą była podobna niewiedza Bushry o syrenich umiejętnościach. Całkiem podobało się jej to krążenie wokół siebie, przystawanie, krok po kroku coraz bliżej, trzymanie adrenaliny na wodzy, dopóki nie zobaczy się okazji.
Danka powinna czekać, zachować ten wygodny dystans. Na dłuższą metę bardziej jej się to opłacało. Jednak cierpliwość w tym momencie przestała mieć dla niej znaczenie, chciała zobaczyć Bushrę w akcji, jak napiera na nią i próbuje pokonać, chciała poznać działanie tych smukłych mięśni i myśli skrytych za rubinowym murem.
Wyprowadziła szybkie, krótkie cięcie, Bushra zareagowała instynktownie. Lekka na nogach, uskoczyła zgrabnie, blokiem sprowadziła syrenie ostrze z trasy. Danka zagwizdała.
— Ładnie i elegancko, to taki twój znak rozpoznawczy, co? — skomentowała, lecz reakcji nie było. Przynajmniej nie słownej.
Bushra była szybsza, odsunęła się sprawnie i zaatakowała paroma ostrymi wypadami, celując w ręce i ramiona, lecz wycofywała się równie sprawnie, jak podchodziła. Syrenie oczy zwęziły się lekko. Metodyczna i opanowana, ciemnowłosa kobieta mądrze wybrała igranie z nią na granicy zasięgu miecza, bo tylko głupiec z rapierem wierzyłby, że po przejściu za linię obrony Danki wygrałby walkę na siłę chwytów za ręce. Dłonie ścisnęły mocniej rękojeść. Dobrze, pani szermierz, ja wyjdę do ciebie.
Metal zabrzęczał, ostrza spotkały się nagle w gwałtownej wymianie i chociaż to rapier dzięki swej lekkości częściej zagrażał syreniej skórze, częściej wymierzał ataki, próbując zmęczyć przeciwnika, miecz pozostawał dumny i waleczny, broniąc się i nie dając łatwo zmylić fintami. Danka wyczekała momentu, gdy Bushra robiła do niej wypad, osłoniła się własnym ostrzem przed rapierem i odważnie wyciągnęła rękę po drobną rękojeść. Gdyby złapała ją, jednym szarpnięciem zakończyłaby walkę, lecz znów – nie doceniła szybkości przeciwniczki, ta uciekła z jej zasięgu, nim palce musnęły kosz rapiera.
Danka cmoknęła, poprawiła miecz w ręku. Wychwytywały swoje słabości tak dobrze, że nie mogła się powstrzymać przed rozmyślaniem, co mogłyby osiągnąć, stojąc w ramię w ramię, kryjąc ciężkość lekkością, do zwinności dodając morderczą siłę.
I ugryzło ją w dupę to rozkojarzenie, bo właśnie nowa seria poleciała w jej stronę i ostrze przesunęło się wręcz czule po odsłoniętym przedramieniu. Miała chronić te pieprzone ręce! Widownia westchnęła zaskoczona.
— Zaczynamy się bawić ostro — zamruczała, nie patrząc na strużkę krwi powoli barwiącą skórę. To nie była mordercza rana, ale jeszcze ze dwa celniejsze cięcia w dłonie i może zacząć słabnąć. A pojedynek nie kończył się na pierwszej krwi, tylko kto pierwszy skończy z piersią na końcu ostrza. Żeby przypadkiem nie było za łatwo.
Nadal spokój trzymał się Bushry, zaczepne słowa jakby jej nie dosięgały. Danka zaszarżowała, stawiając na moc uderzenia, która odbije się dreszczem w ręce przeciwniczki, lecz ta znajdowała cały czas sposób, by nie pozwolić mieczowi się zbliżyć. Różowe szkiełka błysnęły, łobuzerski uśmiech zatańczył na ustach, dłoń puściła miecz.
Syrenia noga powędrowała w głębszy niż zwykle wypad, oręż przekroczył swój zasięg, trzymany jak rapier w jednej ręce, zadziwiająco stabilnie. Tylko dobry trening sprawił, że Bushra zdążyła zatrzymać koniec miecza na bloku.
Kobiety wymieniły spojrzenia, coś podobnego do uznania pojawiło się w rubinie. I bardzo szybko zniknęło, gdy rapier wykorzystał swoją szansę.
Odsłoniła się za bardzo, a Bushra nie zamierzała dalej przeciągać starcia. Nim Danka się zorientowała, straciła centrum z odepchniętym gładko mieczem, a sztych zawisł milimetry od jej ciała, tuż pod mostkiem. Nie była pewna, czy zebrana ciżba cokolwiek samemu zauważyła.
Kurwa!
Danka rozłożyła na boki ręce, pochwyciła wzrok drugiej kobiety. Bushra trwała niewzruszona, prawie tak nienagannie wyglądająca jak przed startem pojedynku. A potem sugestywnie zerknęła na ziemię i Danka zacisnęła szczękę, zdając sobie sprawę, jak żałośnie bardzo chce zrobić to, czego żądała właśnie Bushra. Powoli, błękit i rubin trzymając złączone, syrena uklękła.
Rapier leniwie uniósł się w górę, leciutko zaczepiając o luźną koszulę, zaraz muskając chłodnym końcem skórę tam, gdzie zaczynał się głęboki dekolt. Pierś przypadkiem naparła na ostrze mocniej, gdy Danka brała głębszy oddech, lecz Bushra nie cofnęła ręki, rapier poszedł wyżej, sięgnął pojedynczego, złotego wisiorka. Wyżej i wyżej, po szyi, która poruszyła się przez głośne przełknięcie śliny, sztych wsunął się na podbródek, uniósł go łagodnie, acz stanowczo. Krnąbrność płonęła za różem.
Cień demonicznego uśmiechu przeszedł przez oblicze Bushry.
— Już nie taka wygadana — mruknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz