13 sierpnia 2024

Od Ignisa do Maeve

Ignis czmychnął na widownię, zostawiając Maeve czas na ostatnie przygotowania i wyciszenie przed spektaklem, gdy trema została nieco opanowana, a wróżka wiedziała, że na widowni siedzi sprzyjająca jej dusza. Gładko wmieszał się między pozostałych widzów, przyspieszył kroku, gdy drugi gong wybrzmiał, sprawnie znalazł swoje miejsce. Kto nie znał bliżej Ignisa, miał zapewne problem z wyobrażeniem sobie muzyka w czymś innym, niż ciemne koszulki i spodnie po przejściach, albo w stanie innym, niż wskazujący, rzucającego kurwami na prawo, lewo i w Dantego. W garniturze wyglądał tak kompletnie inaczej, nawet poruszał się w inny sposób, idąc wolniej i z większym namysłem, z dłońmi opuszczonymi spokojnie wzdłuż ciała, nie zaś spoczywającymi w kieszeniach kurtki bądź szukającymi strun gitary.
Pewnie dlatego tamten złamas go nie poznał.
Siedział te parę rzędów bliżej, nieco z boku, akurat tak, że Ignis gościa dobrze widział. Tych włosów i spojrzenia nie zapomniałby nigdzie. Czy to od niego mogły być te pierdolone kwiaty w garderobie u Maeve? Genashi zmarszczył przelotnie brwi, spróbował oderwać myśli od tej sprawy i skupić się na czymś innym. Postanowił obserwować patafiana i sprawdzić, czy nie przyjdzie mu do głowy znów odwalić czegoś głupiego.
Trzeci gong wybrzmiał, ciemność zapadła na sali, kurtyna ruszyła w górę. Ignis zapadł się w sztukę, śledząc z uwagą wydarzenia, choć Upiora w Operze znał dobrze – pan Macleod zabrał go kiedyś, a potem, kiedy życie zaczęło zwracać się we właściwym kierunku, musical przewinął się przez program studiów, wraz z analizą poszczególnych scen i utworów. Co jakiś czas genashi przebiegał wzrokiem w stronę tej jednej nienawistnej sylwetki siedzącej kawałek dalej, ale gdy tylko Maeve pojawiała się na scenie, oczy widziały już tylko jedną postać, uszy słuchały jednego głosu, serce cieszyło się jedną obecnością.
Spektakl skończył się stosownie późno i Ignis był pewien, że jedyne, o czym Maeve myśli, to by zmyć makijaż, zdjąć swój kostium i wrócić do domu, nie zastawszy tam żadnego bałaganu zrobionego przez Płomyka i resztę futrzastej rodziny. Napisał jej tylko parę słów, między wiersze wplatając obietnicę, że będzie jeszcze czas, by podzielił się z nią swoimi przemyśleniami w spokojniejszych okolicznościach, a na zakończenie życzył, by dużo wypoczęła. Nieznajomy kretyn zachowywał się zupełnie przyzwoicie i gdyby Ignis nie wiedział, że ma dupę zamiast mózgu, wziąłby go za zwykłego, przeciętnego bywalca teatru.
Ignis nie chciał nadmiernie stresować Maeve, więc kwestia palanta na widowni została odłożona na później.


Owo „później” przyszło później, niż Ignis by sobie tego życzył czy planował. Tu trzeba było coś zrobić, tam się spotkać, piosenki się same nie nagrają, wywiady nie przeprowadzą, do tego i Maeve miała przecież co robić, i nim obojgu udało się zgrać, minęło dobre parę dni. Przez ten czas śmierdzący Karp zdążył się mu znowu zalęgnąć w studiu, rozpanoszyć na kanapie i zrobić burdel w barku – wszystko pod pretekstem jakichś nowych strojów i designów. I Norbert jeszcze za to płacił, tak normalnie, w funtach.
Z tego rybiego najazdu Ignis wyciągnął jednak jedną informację, która sprawiła, że ciemne brwi ściągnęły się w wyrazie niepokoju, a spojrzenie utkwiło w Dantem, tym razem uważne i skupione.
Gdzieś tam w środku zakuło, że to w ten sposób się dowiedział, nie od samej Maeve, ale widać Dante był dla niej bliższym kolegą, więc nie powinien się tak na tym skupiać. Dość jednak powiedzieć, że zaniepokoił się słysząc o obrazie mężczyzny o czerwonych oczach, pojawiającym się uparcie na kolejnych płótnach, wpatrujących się we wróżkę tym niepokojącym spojrzeniem. Ignis dobrze wiedział, że sztuka jest integralną częścią artystycznej duszy, a to, co wychodzi spod palców twórcy, nieraz stanowi głębszą analizę tego, co dzieje się na dnie serca, niż artysta sobie w ogóle uświadamia. Sam radził sobie muzyką z każdym rozpierdolem, który kiedykolwiek pojawił się na jego drodze, bez względu na to, czy był to gniew i bezsilność, czy wręcz przeciwnie – serce rozpierała radość i euforia, a słowa to było po prostu za mało. Po tym, jak faceci grali, potrafił stwierdzić, któremu trzeba nakopać do tyłka, najlepiej z porządnego rozbiegu, a który potrzebuje przerwy, bo każdy ma przecież swoje granice.
Może brzmiał chełpliwie, ale czuł, że mógłby jakoś Maeve pomóc.
Tym razem trafił kulturalnie przed czasem i nawet nie wymagało to takiego zapierdalania na każdym skrzyżowaniu. Przyszedł, usiadł, odetchnął, starając się w myślach ułożyć to, jak z Maeve porozmawiać, bo wylecenie ze „Słuchaj, Maeve, Karp się wysypał, że malujesz jakiegoś palanta z czerwonymi ślepiami i to ci spać po nocach nie daje, chcesz o tym pogadać?” albo „Wiesz co, pamiętasz tego gnojka, co się do ciebie doczepił wtedy w kawiarni? Nie uwierzysz, widziałem go na widowni w trakcie spektaklu” nie brzmiało jak dobry sposób rozpoczęcia rozmowy.
A potem drzwi się uchyliły, dzwoneczek zadźwięczał, Maeve pojawiła się w progu. Zerknęła po wnętrzu kawiarni, wzrok padł na Ignisa, a twarz rozjaśnił uśmiech. To pewnie ten powiew letniego wiatru wpadł razem z wróżką, bo w środku nagle zrobiło się jakby cieplej.
Maeve podeszła, przysiadła, dłonie spoczęły na blacie, a Ignis, nie namyślając się wiele, sięgnął przez ten blat, jakby ciało instynktownie chciało wrócić do tego momentu, kiedy wróżka złapała go za rękę. W ostatniej chwili chwycił cukiernicę, przestawił ją na serwetce, mając w duchu nadzieję, że nie wyglądało to tak idiotycznie, jak mu się wydawało.
Pogrążyli się w rozmowie o spektaklu, nim kelnerka zdążyła w ogóle przynieść zamówienie, a Ignis poczuł, jak całe napięcie związane z cukierniczką, stalkerem i tymi nieszczęsnymi obrazami, powoli się rozmywa, gdy słowa dotykają tego, co ich oboje łączyło. Muzyka, aktorstwo, teatr, fabuła, interpretacja – płynęli pomiędzy tematami, wskazówki zegara stały się jedyne ozdobą. Posłuchał o Hotaru, myśląc o tym, że powinien się cieszyć z tego, że Maeve jest z każdej strony otoczona osobami skłonnymi jej pomóc, z którymi nie boi się podzielić żadnymi swoimi problemami i potrafi się przed nimi otworzyć…
— Ignis? — Wróżka przechyliła lekko głowę. — Coś się stało?
Chyba nie ogarnął swych emocji wystarczająco szybko.
— Można tak powiedzieć — zaczął oględnie, obracając do połowy opróżnioną filiżankę, w końcu westchnął, zebrał się w sobie. — Nie chciałem cię martwić od razu po spektaklu, ale widziałem na widowni naszego wspólnego znajomego.
Maeve zamrugała, na twarzy pojawił się wyraz zrozumienia, napięcie przebiegło w spojrzeniu.
— To… cóż, jeśli przysłał mi kwiaty do domu i znalazł mnie w kawiarni, to nic dziwnego, że znalazł mnie też w teatrze — powiedziała po chwili, a dłonie oplotły się ciaśniej wokół filiżanki.
— Przyjrzałem mu się trochę. Nie sądzę, żeby mnie poznał – ludzi najczęściej zatyka, nie spodziewają się mnie w garniaku, a chłop wygląda na eksperta w ocenianiu książek po okładce.
— Robił coś dziwnego?
— Właśnie nie — odparł Ignis, w duchu żałując, że gość nie dał mu powodu, żeby napuścić na niego ochronę. — Siedział i po prostu oglądał musical. Zastanawiałem się, czy nie pójdzie w moje ślady i nie spróbuje włamać się za kulisy, ale nie.
Maeve skinęła głową.
— Wiesz, myślałam o nim jeszcze, ale dalej go nie kojarzę. Nic się nie zmieniło, przepraszam…
Ignis machnął dłonią.
— Nie przepraszaj, przecież to nie twoja wina. Ale wiesz co… — Zamilkł na chwilę, ważąc słowa. — Myślę, że gościa trzeba zgłosić — powiedział i zaraz dodał: — Chciałbym, żebyś to zrobiła. Martwię się o ciebie, Maeve, i nie chcę, żeby coś ci się stało tylko dlatego, że zbagatelizujemy jednego świra, któremu się cholera wie co wydaje. Tym cymbałem powinna zająć się policja. Nie byłoby źle, gdyby go przymknęli na dwadzieścia cztery, najlepiej w jakiejś słabo wysprzątanej celi, ale może jakby ktoś w mundurze stanowczo kazał mu się ogarnąć, to byłoby po problemie.
— Może by było… — Maeve posmutniała, westchnęła. — Chciałabym, żeby po prostu sam się znudził i odpuścił.
— Maeve, mówiłem to już wcześniej — podjął, przysuwając się z krzesłem. — Nie jesteś z tym sama. Jeśli nie czujesz się pewnie, pójdę z tobą i pomogę. Też widziałem tego palanta, mogę go opisać, chociaż jakbym spróbował go narysować, to pewnie byłby to mało pochlebny portret.
Smutek trochę ustąpił, w modrych oczach zalśniła wdzięczność, a Ignis zaczął się zastanawiać, jak by tu teraz przejść do kwestii tych niepokojących obrazów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz