07 sierpnia 2024

Od Hotaru – Kawa i kropka, mieczem broniona (II) [AU]

Pomysł otwarcia kawiarni tu, w bodaj najpodlejszej dzielnicy miasta, zdawał się z góry skazany na porażkę, lecz gdy Hotaru popatrzyła na szerokie ramiona Kindry i na ten błysk determinacji lśniący w skupionym spojrzeniu, i gdy zobaczyła spokojny wzrok Oriona, widzący już w ruderze miejsce, do którego klienci będą wracać wiernie, jak do domu, postanowiła dołączyć, choć misja wydawała się straceńcza. Zawędrowała tak daleko od domu, nie miała żadnego miejsca ani oparcia, żadnego kąta, który mogła nazwać własnym. Gdziekolwiek chciała zapuścić korzenie, robiła to niczym roślina w doniczce – niezbyt głęboko, nie za daleko, akurat tak, żeby dało się szybko zebrać manatki, jeśli coś się posypie, znaleźć sobie nowe miejsce i nową doniczkę. Tylko że tak, jak drzewo nigdy nie rozwinie się w pełni, wiecznie ograniczone ceramicznymi ścianami, tak i Hotaru czuła się coraz bardziej zmęczona ciągłymi podróżami, nieustannym zaczynaniem od nowa, poznawaniem ludzi tylko po to, by już nigdy więcej ich nie zobaczyć. Czy to los postanowił gnać ją przez świat, aż nogi opadną z sił i przeznaczenie zmusi ją do tego, by wybrała pierwsze napotkane miejsce, spróbowała tym razem zostać na dłużej? Czy też Fortuny miały ją w swej opiece i doprowadziły ją tam, gdzie czekał na nią ciepły i przytulny kąt, miejsce w ogrodzie, które w końcu pozwoli jej zapuścić prawdziwe korzenie? Hotaru wierzyła, że chodziło o to drugie.
Pojawienie się dziennikarki miało być szansą dla kawiarni. Orion niezachwianie wierzył w potęgę słowa pisanego, od razu poparł pomysł mówiąc, że odpowiednio przedstawiona historia sięgnie każdego serca. Kindra podchodziła do pomysłu nieco ostrożniej – stwierdziła, że takiego chwytu jeszcze nie próbowali, może przyda się jakieś odświeżenie taktyki, więc czemu nie, niech dziennikarka przyjdzie i na własne oczy zobaczy, jak sobie radzą. Hotaru zaś zaklinała los i rzeczywistość, modląc się w swym języku nad pachnącymi kadzidełkami i świeczkami, i ufając w to, że dobro przyciągnie dobro, a włożona w kawiarnię praca przyniesie w końcu owoce.


Każdy dzień przynosił zmianę, aż w końcu marzenie stało się rzeczywistością. Artykuł, niczym niepozorny kamyk spadający ze szczytu góry, pociągnął za sobą lawinę, której efekty Hotaru oglądała właśnie w postaci wypełnionej po brzegi kawiarni. Nie wiedzieć kiedy główna sala przestała świecić pustkami, w odpowiedzi na potrzeby gości w menu pojawiły się nowe elementy i krok po kroku kawiarnia zaczęła żyć według własnego, naturalnego rytmu.
Z samego rana klienci wpadali tylko na moment, byle złapać espresso tak mocne, że Hotaru trzęsły się ręce po wypiciu ledwie połowy maleńkiej filiżanki, a potem pognać do pracy, gdy płynna energia rozbudzała zaspaną jeszcze głowę. Przed południem pojawiały się osoby żyjące nieco wolniej i spokojniej, rozsiadały się wśród stolików, niespiesznie skubiąc słodkie śniadanie, racząc się kawą z mlekiem i gawędząc leniwie ze znajomymi. Niewielka przerwa następowała w okolicach obiadu, gdy ludzie polowali raczej na inny typ posiłku, a potem nadchodziła popołudniowa fala klientów, pragnących zakończyć ciężki dzień słodkim podwieczorkiem. Aż w końcu przychodził wieczór i ulubiony moment Hotaru, gdy klienci znów mieli dużo czasu, siadali przy stolikach parami, nie do końca zwracali uwagę na zawartość swoich filiżanek i talerzy, całą uwagę zatapiając w oczach drugiej osoby. Mimo zmęczenia po całym dniu, kobieta w skupieniu przemykała pomiędzy stolikami, uważając na to, by nie przynieść ciastka w nieodpowiednim momencie, albo nie przerwać pytaniem jakiejś ważnej wypowiedzi.
Hotaru cieszyła się szczęściem innych tak, jakby to było jej własne.
Tamtego wieczora, gdy poprosiła Maeve, by została chwilę, spróbowała jej nowego dzieła, to był zupełny przypadek, że przeciągnęła te próby do późna, do momentu, kiedy ich ulubieni bardowie zwijali instrumenty i sami zabierali się do domu. To po prostu tak wyszło, że głośniej niż zazwyczaj się odezwała mówiąc, że pora jest już późna, dzielnica niebezpieczna i niedobrze będzie, jeśli Maeve będzie samotnie wracać. I na pewno nie kryła pogodnego uśmiechu za rąbkiem rękawa, gdy wróżka opuszczała kawiarnię w towarzystwie tego jednego rozśpiewanego muzyka, solennie zapewniającego, że nic się Maeve nie stanie, on się umie bić i odprowadzi wróżkę aż do samych drzwi.
Kindra nie protestowała, gdy Hotaru, po zrobieniu starannego wywiadu w kwestii kawy, zasugerowała jej sprowadzenie próbek innych gatunków, najlepiej takich egzotycznych i niezwykłych, które trudno było zdobyć i trzeba było starannych konsultacji z kimś, kto miał szerokie kontakty wśród ludzi morza. Co jakiś czas przypominała jej się jeszcze jedna interesująca odmiana, ale Hotaru nie miała żadnych wyrzutów sumienia, gdy Kindra z westchnieniem opuszczała posterunek, by udać się na kolejne rozmowy z ich ciemnowłosą dostawczynią kawy.
To był przypadek, że zarówno wilkołakowi, jak i muzykowi, napomknęła o tym, że tej właśnie nocy warto obserwować niebo, a najlepiej będzie pójść w pewne konkretne miejsce, bo stamtąd najlepiej wszystko widać. Następnego dnia, gdy zagadnęła muzyka o nocne obserwacje, ten nie potrafił powiedzieć jej nic sensownego, ale uśmiechał się więcej, podobnie jak i wpatrujący się w niego wilkołak.
Rzeczy pozornie codzienne i zwyczajne potrafiły w jej ojczyźnie urosnąć do rangi sztuki. Nie tylko sposób parzenia herbaty doczekał się całych szkół i rodów, specjalizujących się właśnie w tej jednej rzeczy. Na podobny szacunek zasługiwała również sztuka składania papieru w kształty i figury, która umiejętnie wykonana, potrafiła powołać do życia śliczne, filigranowe dzieła. Kto by pomyślał, że ten wysoki syren z ciężkim mieczem przewieszonym przez plecy zainteresuje się tą sztuką, lecz czego się nie robi, by zobaczyć uśmiech w ukochanych oczach.
Wymagało to nieco pracy i przygotowań, ale udało jej się zadziwić tych dwóch mężczyzn, wojownika i barda, rustykalnym ciastem na bazie piwa – Hotaru popatrywała subtelnie w ich kierunku, widziała intensywniejszą wymianę zdań i delikatne ciepło, które pojawiało się w spojrzeniu, gdy ktoś czuł, że w danym miejscu jest naprawdę miło widziany.
Młody człowiek o charakterystycznie długich włosach dostał alchemiczny wynalazek zwany kawą bezkofeinową, gdy ostatnio wyznał, że po tej jednej filiżance nie zmrużył oka całą noc, i nawet szalejąca za oknem burza nie zdołała go skutecznie uśpić.
Kindra marszczyła początkowo brwi, gdy w progu stanął szczupły, nieśmiały chłopak z kolegą, i spytał, czy można do środka ze smokiem, od razu zapewniając, że jego smok jest nieduży, bardzo grzeczny, lubi jajka na twardo i na pewno niczego nie podpali. Hotaru z uśmiechem wskazała mu jeden ze stolików, ten przy otwartym oknie. Wiatr kołysał piórkiem we włosach jego towarzysza, a bardzo grzeczny smok popatrywał to po wnętrzu kawiarni, to zerkał na ulicę na zewnątrz.
Upuściła tacę, na szczęście pustą, gdy pewnego dnia do kawiarni wkroczył mag – wysoki, w ciemnej szacie, z litym złotem zdobiącym lewą dłoń. Strach szybko zamienił się jednak w uśmiech na widok tej dostojnej sylwetki, gdy mag, wraz z towarzyszącym mu drugim czarodziejem, takim niższym, ubranym w płaszcz w gwiazdki i księżyce, regularnie zaczął odwiedzać kawiarnię, by raczyć się najmocniejszą parzoną w niej kawą.
Drugi raz prawie upuściła tacę, gdy przy ladzie znikąd pojawiła się niska kobieta o szalonym spojrzeniu, czerwonej cerze i wyszczerzonych w uśmiechu ostrych zębach. Razem z nią przy stoliku zasiadła kobieta o włosach tak długich i czarnych, że Hotaru z daleka wzięłaby ją za swoją krajankę. Chwaliły kawiarnianą nowinkę – lava cake z płynnym, intensywnie czerwonym, wiśniowym nadzieniem, wygląda bardzo apetycznie.
Hotaru cieszyła się szczęściem innych tak, że nie zauważała nawet, gdzie leży jej własne.


Annikki, ich dobra wróżka, dzięki której o kawiarni usłyszało więcej osób, a Hotaru mogła uwijać się wśród klientów, przychodziła do nich nawet po tym, jak artykuł już się ukazał i praca dziennikarki była na dobrą sprawę skończona. I tak, jak Hotaru błyskawicznie zauważała drgnienia serca pomiędzy innymi osobami, tak gdy to ona stała się obiektem ukradkowo rzucanych spojrzeń, umysł nie dowierzał, że można widzieć ją w tym świetle. W tych drobnych gestach dostrzegała albo klientkę, która właśnie przywołuje kelnera, albo dziennikarkę, która szuka nowego materiału na dalsze artykuły.
Jednak Hotaru nie byłaby sobą, gdyby nie postanowiła odwdzięczyć się w jakiś sposób za całą pracę i rozgłos, toteż na zapleczu powstało ciastko, jedyne i wyjątkowe, pochodzące wprost z egzotycznego kraju herbaciarki, do którego przygotowania składniki trzeba było po prostu upolować, a do tego pojawiła się i herbata, o charakterystycznie zielonym odcieniu, przełamana subtelnym aromatem jaśminu.
— Proszę — powiedziała, pojawiając się jak duch przy stoliku, wprawnym gestem wsuwając na blat talerzyk, a potem i filiżankę.
Annikki drgnęła, odwróciła się do niej, a zza grubych szkieł wyjrzało bursztynowe zdziwienie.
— Ale ja nie zamawiałam…
— To na koszt firmy — odparła, przyciągając pustą już tacę do piersi. — Pomyślałam… cóż, pomyślałam, że słowa nie przekażą w wystarczający sposób mojej wdzięczności, więc niech zrobią to te drobiazgi.
Wróżka popatrzyła na pyszniące się na talerzu namagashi, do złudzenia przypominające zaklęte, egzotyczne kwiaty.
— Nie widziałam ich nigdy wcześniej.
— Bo nie ma ich w menu i nie będzie — odparła konspiracyjnym szeptem Hotaru.
Ulotne, jedyne, niepowtarzalne – w jej kraju znajdowano wiele radości w tym, co już nigdy nie miało się powtórzyć. Lecz swój niezwykły urok posiadały też i rzeczy, które miały się zmienić, przekształcić i rozwinąć.
— Skoro tak… — Annikki przysunęła bliżej talerzyk z kwiatkami, przysunęła też i filiżankę pachnącą kwiatami herbaty, a potem uniosła wzrok, znów spojrzała na Hotaru. — Czy w takim razie mogłabym cię zaprosić na piknik?
Nie wiadomo, kto był bardziej zaskoczony tymi słowami – słysząca je Hotaru, czy wypowiadająca je Annikki.
— Mnie?
Wróżka pokiwała głową.
— Ja…
Miała spytać, kto jeszcze będzie i czy ma wziąć ze sobą całą zastawę, ale pytanie uwięzło w gardle, rozpłynęło się ciszą, gdy serce w końcu połączyło wątki i dostrzegło to, co tak radośnie umykało. Hotaru uśmiechnęła się szerzej, lekki rumieniec zabarwił blade policzki.
— Tak, chętnie — odparła, myśląc o tym, że czas jej wyciągnąć z szafy to jedno eleganckie kimono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz