TW: zaburzenia odżywiania
Naprawdę zamierzał zjeść obiad. Do momentu, w którym miał przed sobą talerz, miał takie szczere intencje. Kiedy więc przyszło co do czego, rozwijający się w nim niepokój i dyskomfort sprawił mu przykrość, przypominając o jego problemach psychicznych. Oczywiście, kiedyś jadł już przy Song Anie. Wtedy jednak również przy nim zemdlał. Była to wymówka, żeby jeść. Teraz czuł, że nie miał wystarczającego powodu. Nagle nie był nawet głodny. Właściwie to czuł się tak, jakby miał zaraz zwrócić, a nawet jakby powinien. Do tego wpatrując się w swój talerz miał wrażenie, że Song An go ocenia. Nawet był tego pewny, mimo tego jak niecharakterystyczne się to wydawało. Jednak gdy podniósł wzrok, by spojrzeć w jego stronę, ten wydawał się skupiony na swoim makaronie. Widok ten przyniósł chłopakowi trochę ulgi. Oczywiście, że Song An nie patrzył na niego oceniającym spojrzeniem. W końcu był to Song An. Logika, do której tak ciężko było George'owi w pewnych momentach dotrzeć, wróciła do niego na chwilę, by podpowiedzieć mu: Song An go nie nienawidził. Co więcej, można było powiedzieć, że go lubił. Oznaczało to, że najprawdopodobniej nie chciał wcale, żeby George się głodził. Jego wzrok wrócił do jedzenia. Przy Song Anie w praktyce mógłby czuć się swobodnie, ale mimo odrobiny pewności, jakiej zapewniało jego towarzystwo, odłożył talerz. Obiecał sobie za to, że następnym razem będzie inaczej. Na razie po prostu cieszył się, że przyjaciel nie rozgrzebywał tematu.
Wkrótce po obiedzie wyszli z mieszkania w celu poszukiwania supermarketu.
— Czekaj, czy my nie byliśmy kiedyś już w Koplandzie? — zapytał George.
— Tak! Mieli tam te kolorowe długopisy
— Oh — George zwolnił i ugryzł się w policzek — um, Kopland jest supermarketem... ale mogę Ci pokazać coś jeszcze większego, chcesz iść do centrum handlowego? — Zaproponował w zamian. Przekonywanie nie trwało długo. Wystarczyło zapewnienie Song Ana, że w ich nowym celu również znajdą kucyki.
W końcu dotarli do wielkiej galerii. Nie była największą w Stellaire, ale znajdowało się w niej i tak wiele różnorodnych sklepów. Ciemne ściany budynku ozdobione były świecącymi szyldami. Na brzegu płaskiego dachu widniała nazwa centrum: Nowa Browarnia. George nie miał pojęcia, kto nazywał obiekt ani dlaczego. Jedyne co wiedział to to, że był jednym z ważniejszych miejsc dla ludzi mieszkających w tej dzielnicy, zwłaszcza tych młodszych. Właściwie było jedynym, gdzie nastolatkowie mogli iść bez korzystania z komunikacji miejskiej.
W środku wtopili się w różnorodny tłum. George uwielbiał to w Stellaire. Mimo wysokiego wzrostu, który niezbyt lubił, ciężko było mu czuć, że się wyróżnia, kiedy otaczały go osoby ze skrzydłami, rogami i innymi nieludzkimi aspektami. W opinii swojej, jak i otoczenia był człowiekiem, przez co na szczęście wydawał się zwykły. Nikt nie miał prawa domyślać się, że coś jest z nim nie tak, dopóki nie próbowałby go zamordować.
— Wow... — usłyszał od Song Ana. Spojrzał na niego, spodziewając się, że przyjaciel będzie podziwiał wielkość budynku. Zamiast tego patrzył prosto na przechodzącego obok nich szatyna. Śledził go wzrokiem aż do momentu, w którym zmuszony był odwrócić się za siebie. George zmarszczył brwi, zastanawiając się, co było w nim specjalnego. Dopiero po paru sekundach zrozumiał. Trącił lekko Song Ana łokciem, żeby odzyskać jego uwagę. Został przy tym lekko kopnięty prądem, lecz mimo to kontynuował.
— Song An? Jesteś gejem? — Zapytał, może zbyt bezpośrednio i w miejscu zbyt publicznym.
— Co? Przecież już mówiłem, że jestem człowiekiem — słysząc to George parsknął.
— Ludzie też mogą być gejami — wyjaśnił, po czym zmuszony był wytłumaczyć mu definicję homoseksualizmu, a przy okazji też innych orientacji.
— Chwila, czyli... nie każdy mężczyzna jest gejem, tak? — Zapytał Song An.
— Mhm, większość ludzi jest raczej hetero
— Czy da się rozróżnić osoby o różnych orientacjach? — Pytanie padło z wyraźną nadzieją ze strony Song Ana. George wcale mu się nie dziwił. W końcu byłoby o wiele łatwiej znaleźć kogoś podobnego, gdyby było to możliwe.
— Powiedziałbym, że nie — nie wiedział zbyt wiele o wielkiej, różnorodnej społeczności, jaką tworzyły osoby nieheteroseksualne. Sam według niego się do nich nie zaliczał. Nie miał w końcu dowodów na to, żeby był w stanie zakochać się w osobie tej samej płci. Podejrzanie nie miał jednak ich też na swój heteroseksualizm. Pomiędzy przyjaciółmi mijała cicha chwila, podczas której oboje nad czymś się zastanawiali.
— George, czy ty również jesteś gejem?
— Co? Chyba nie, znaczy, na pewno. W sensie na pewno nie jestem gejem, tylko po prostu — zawiesił się na chwilę, wykonał bezsensowny gest rękoma — no sam rozumiesz — tak właściwie cała ta wypowiedź znaczyła tyle samo dla George'a i Song Ana. Patrzyli na siebie w ciszy.
— Nie rozumiem — stwierdził po pewnym czasie niższy z dwójki. George westchnął.
— Nie wiem, bo nigdy nikogo nie lubiłem w ten sposób — przyznał z zawstydzeniem. Chociaż wiedział, że lepiej jest poczekać na odpowiednią osobę, czuł, że omija go kolejna z części nastoletniego życia, jaką miała być pierwsza miłość. Z drugiej strony nie chciałby skrzywdzić kogoś przez skazanie go na związek z nim. Wzrok George'a wędrował po ludziach, przynajmniej dopóki nie zauważył znajomej dziewczyny. Miał nadzieję, że go nie zauważyła. Bliskość galerii do szkoły sprawiała, że często zdarzało mu się spotkać w niej rówieśników. W tamtej chwili nie miał ochoty, by słuchali jego prób wytłumaczenia własnej orientacji. Odrzucił niezręczne myśli o relacjach i postarał się sprawić, żeby uwaga Song Ana wróciła do kucyków. Przyjaciel niestety będzie musiał zająć się swoim homoseksualizmem sam.
W końcu dotarli do największego ze sklepów znajdujących się w galerii. George prowadził Song Ana po licznych alejkach, próbując nie dać się rozproszyć przyjacielowi. Nie zawsze się udawało, więc spędzali parę minut, podziwiając różne przedmioty. Wkrótce jednak stali przed kolorowymi, uroczymi kucykami.
— Hazel Leaf! Jest prawdziwy! — wykrzyknął podekscytowany Song An, wskazując na najwyższą z półek. George zdjął z niej plastikowe opakowanie, w którym znajdowała się figurka kucyka i przekazał ją Song Anowi, by mógł przyjrzeć się jej z bliska. Sam za to spojrzał na ceny.
— Wow, są... bardzo drogie — przyglądał się różnym wersjom zabawek, jednak wszystkie były poza jego budżetem. Song An również rzucił okiem na ceny.
— Oh... muszę poprosić szefa o podwyżkę — wyglądało na to, że przyjaciel również zrozumiał, że nie będzie mógł kupić największego zestawu z Hazel Leaf, który trzymał. Patrząc na półkę, George miał wrażenie, że nie znajduje się na niej żadna zabawka, na którą mogłoby pozwolić sobie dziecko nieotrzymujące bardzo wysokiego kieszonkowego. Jego przyjaciel zrobił krok do tyłu, by lepiej przyjrzeć się dostępnym produktom.
— George, spójrz! — kucnął, by wydobyć coś z najniższej półki. Po chwili wstał. W dłoniach trzymał dwie bransoletki. Pierwsza z nich złożona była głównie z ciemnogranatowych, sześciennych koralików o zaokrąglonych rogach. Wplecione w nią były też złote kulki. Druga składała się głównie z zielonych korali, chociaż pomiędzy nimi znajdowało się też parę brązowych elementów. Obie bransoletki miały przy sobie metalową zawieszkę, na których widniały charakterystyczne zarysy sylwetek kucyków.
— Cztery funty — powiedział Song An z uśmiechem, wyciągając ciemniejszą bransoletkę w kierunku George'a. Cztery funty to cena, na którą mógł sobie pozwolić. Kiedy odchodzili od półki, spojrzał ostatni raz w stronę figurek kucyków, po czym zwrócił się z powrotem do Song Ana. Miał nadzieję, że kiedyś ufa mu się uzbierać na większy kucykowy zestaw dla przyjaciela. Na razie po przejściu przez kasę cieszył się granatową ozdóbką spoczywającą na jego nadgarstku, przypominającą mu o obecności Song Ana w jego życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz