02 sierpnia 2024

Od Dantego do Maeve

Syreni wzrok zlustrował wróżkę, nie mogąc zdecydować, czy być bardziej zmartwionym, skonsternowanym czy wojowniczym i gotowym do rozgromienia wątpliwości Maeve, przegnania tego bezpodstawnego wstydu oraz smutku, nieproszonych gości na drobnej twarzyczce. Tak wiele niepewności wybrzmiało w słowach przyjaciółki, Dante z trudem powstrzymywał gorączkowe myśli pędzące na łeb na szyję, znajdujące się już trzy pokrzepiające zdania do przodu, nim mężczyzna w ogóle otworzył usta. I gdyby nie jedna rzecz, gdyby nie to ostatnie stwierdzenie, burzące jego podświadome założenia, pozwoliłby swojej żywiołowości jak zwykle przejąć stery rozmowy. Zamiast tego syren wziął głęboki oddech, układając nieco sprawy we własnej głowie i wpatrując się w Maeve z nadzieją, że podchwyci jakoś jej spojrzenie. Wróżka patrzyła wszędzie, tylko nie na niego i na tę zmiętą chusteczkę w dłoni tak mocno zaciśniętej, że Dante zaczął się obawiać, czy przypadkiem paznokcie nie wżynają się w skórę i nie tworzą zaczerwienionych półksiężyców.
— Zanim tu trafiłaś? — odezwał się cicho, spokojnie, lecz wróżka i tak wzdrygnęła się, jakby dotknął otwartej rany. Zaklął w duchu. Nie tego chciał, ale jego subtelność w takich rozmowach była godna pożałowania. Postanowił mimo to pójść dalej, nie było sensu wycofywać się z podjętego tematu. O tym ewentualnie mogła jeszcze zadecydować Maeve. — Chcesz powiedzieć, że…
— Że nie mogę zwiedzić znanych zakątków świata i ten sposób jakoś znaleźć odpowiedzi o sobie, bo ten świat nie jest… — Urwała na moment, westchnęła ciężko. — Dosłownie nie jest moim światem — dokończyła ciszej. Głos nie brzmiał do końca nostalgią, tęsknotą za tym, co kryła się za zasłoną amnezji. Było w nim więcej żalu, może nawet złości na przeszłość, z której wspomnienia znajdowały się poza zasięgiem Maeve, a która tak notorycznie ją gnębiła.
Przez większość czasu trudno było pamiętać o nieszczególnie wesołej historii noszonej na barkach przez wróżkę, bo jak to możliwe, że ta pogodna dusza boryka się z zanikami pamięci i nie przypomina sobie pierwszych piętnastu lat swojego życia? Maeve była pocieszną kruszyną, pełną talentu aktorką i malarką, ochoty na spotkania, zabawy i psoty rzadko jej brakowało, czerpała z życia, ile mogła, jakby chciała całym pięknem Novendii wypełnić ziejące pustką w jej umyśle szufladki. Przychodziły owszem momenty, gdy dostawała wręcz ataku paniki, nie mając pojęcia, gdzie się znajdowała, kim byli ludzie wokół, jak ma w ogóle na imię, ale nie poddawała się, po złapaniu oddechu przychodził uśmiech, skrzydła podnosiły się na nowo, puszczały kolorowe zajączki na ściany, świecąc do tego ciepłą poświatą wewnętrznej radości.
Dante zacisnął mocniej dłonie na swojej filiżance, denerwując się na siebie samego. Powinien był wcześniej zapytać, zainteresować się. Nie wiedział za wiele o przeszłości Maeve, pozwalał kwestii jej pochodzenia, powodach zaników pamięci albo pojawienia się w Stellaire odejść na jakiś dalszy plan. Przecież nigdy nie było powiedziane, że urodziła się tutaj, wręcz przeciwnie – gdy teraz o tym myślał, to nic nie wskazywało na to. Od tego trzeba było, kurwa, zacząć te całe poszukiwania. I chociaż logika podpowiadała, że nie ma o co się winić, to wygrywało z nią jednak serce, które czuło się źle.
— Wszyscy szukali wszędzie — ciągnęła sfrustrowana wróżka — w każdym spisie mieszkańców, w Novendii i za granicą, przeglądali listy osób zaginionych lub uznanych już za martwe, ale dziesięć lat temu nie istniałam dla Auranthii. Co było wcześniej? — Skrzydła przylgnęły ciasno do pleców, Dante widział, jak nieprzyjemny dreszcz zatrząsł Maeve. — Może coś komuś zrobiłam i teraz wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju?
— Jeśli to gościowi z portretów coś zrobiłaś, to jestem bardziej niż pewny, że dupek sobie na to zasłużył — rzucił szybko. Wywołał tym jedynie dość niemrawy uśmiech na twarzy przyjaciółki.
— Wiesz, o co mi chodzi… Chciałabym wiedzieć. Zrozumieć. A to… — Poluźniła zaciśniętą pięść, brzegi chusteczki nieśmiało spróbowały odzyskać pierwotny kształt. — To wcale nie pomaga mi myśleć, że w mojej przeszłości jest cokolwiek dobrego. Boję się jej.
Złota burza przekrzywiła się nieco w bok w zamyśleniu. Już po chwili różowe szkiełka błysnęły, zwiastując wymyślenie nowego pomysłu przez syrena.
— A może byłaś legendarną wojowniczką, która pokonała prześladowcę i ocaliła swoje miasto? — podjął niespodziewanie Dante. — Albo byłaś wschodzącą gwiazdą świata malarstwa, a twój wielki mistrz dbał o twój rozwój?
— Co? — Maeve prychnęła cicho. — Dante, o czym ty…
— O, wiem — klasnął w dłonie, wskazał palcem na wróżkę, mówiąc pełnym przekonania o swojej racji głosem — młoda druidka w chatce gdzieś w środku lasu, o której krążą różne historie i jedyną prawdziwą jest ta o jej miłości do kotów.
— Poczekaj, bo nie… — W końcu zaśmiała się, pokręciła głową, kompletnie zgubiona przez syrena, lecz z radośniejszym uśmiechem na ustach. Dobrze, tylko tyle chciał osiągnąć, żeby te przytłaczające Maeve myśli odpuściły trochę, ramiona nieznacznie się wyprostowały. Dopiero wtedy Dante odezwał się ponownie, tłumacząc, do czego zmierzał.
— Nie znam prawdy — westchnął, wzruszył ramionami. — Może nawet nigdy jej ani ty, ani ja nie poznamy. Ale możemy na swój sposób sobie radzić z tymi brakami i strachem. I na pewno nie popieram metody obwiniania się o to gówno z obrazami, bo do chuja, już o tym rozmawialiśmy, tak? To jest jakieś jebaństwo z zewnątrz, które na ciebie działa, nie na odwrót.
Dante by tak niewyobrażalnej kurwicy dostał, gdyby coś próbowało go psychicznie zmuszać to robienia rzeczy wbrew jego woli, że nie mógł sobie wyobrazić, jak męczące to musiało być dla Maeve, która przez swoje koszmary tworzyła makabryczne dzieła w żadnym stopniu niepodobne do jej stylu.
— Jeśli tym gościem jest ktoś naprawdę z twojej przeszłości, to może damy radę się dowiedzieć o niej coś więcej, kto wie, co za informacje o nieznanych odłamkach dostały się do Auranthii. Jeśli ktoś teraz jednak nałożył na ciebie jakąś klątwę, to dojedziemy frajera. — Kieł błysnął w półuśmiechu. — A jeśli przez dłuższy czas nie znajdziemy nic, to zrobimy sobie przerwę na driny, upijemy się na kanapie i będziemy żartować o tym, kim mogłaś być. Ten strach da się ograć.
Pomysł przypadł chyba Maeve do gustu, wróżka pokiwała lekko głową. Dante jednak nie odpuścił wpatrywania się w nią uważnie, jakieś zmartwienie wciąż czaiło się w tym błękitnym spojrzeniu. Aktorka strzeliła wzrokiem na niego, znów nim gdzieś uciekła, poprawiła się na krześle. Nie dała rady dłużej kryć reszty niepokoju przed przyjacielem.
— Chciałabym to samo móc zrobić z tym poczuciem, że ja po prostu nie jestem normalna…
Jego śmiech poniósł się po ogródku kawiarni, ściągając na siebie uwagę reszty gości, zaś Dante, jak na nienormalnego łobuza przystało, ani trochę tym się nie przejął.
— Tylko wariaci są coś warci. — Klepnął ją łagodnie w głowę. — Wbij to sobie do łebka dobrze.
Wiedział, że wyzbycie się swoich lęków nie należało do rzeczy najprostszych, lecz Dante uważał każdy przebłysk pokrzepienia u Maeve za sukces, zadowolony był z uśmiechów pojawiających się po ciężkich chwilach. A te najlepiej było przypieczętować domówionym kawałkiem szarlotki z lodami.
— Poza tym — odparł Dante, gdy wróżka pałaszowała ze smakiem swoje ciacho — wyjdzie ze mnie pieprzony egoista, ale wiesz, kruszyno, trochę się cieszę, że jakimś magicznym zrządzeniem losu wylądowałaś w Stellaire. Inaczej byśmy się nie poznali, a to by była wielka szkoda, nie?
Maeve przestała na moment jeść, posłała mu zaczepny uśmiech.
— Tylko trochę się cieszysz?
— Oj, dopijaj swoją kawę — prychnął, odwracając wzrok od śmiejącej się wróżki.
Po zmiętej chusteczce nie pozostał ślad, wiatr zwiał ją ze stolika prosto do studzienki, a nikt z nich nie podniósł się, by ją ratować. Wylądowała we właściwym miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz