Drzwi apartamentu otworzyły się, do środka wszedł Raoun. Stanął w przedsionku, zaczął zdejmować buty, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Podniósł wzrok na wiszącą tuż nad nim lampę, pomachał ręką. Światło jednak się nie pojawiało. Bóg westchnął ciężko, aż wzruszył mimowolnie ramionami. Coś tam zamruczał pod nosem, zaklął raz. Ostatecznie zignorował niedziałającą lampę. Po ciemku odstawił buty na półeczkę, wsunął swoje kapcie. Luzując nieco krawat, ruszył w stronę głównego pomieszczenia...
— Kurwa! — wyślizgnęło mu się z ust, szybko niezręcznie odchrząknął.
Kilka metrów przed nim widniały dwie białe kropki. Gdy Raoun sięgnął po przełącznik, zapalił światło, ukazując w ten sposób Yonkiego. Bóg Chaosu stał trochę szerzej na nogach, z zaciśniętymi pięściami, jak gdyby zamierzał zaraz wyzwać swojego kumpla na pojedynek w bierki... Nie, Yonki nie znał tego słowa.
— Raoun, potrzebuję pomocy.
Te słowa w uszach Boga Spirytyzmu zabrzmiały mega podejrzanie.
— Czy ubezpieczenie pokryje straty? — rzucił.
Wtem Yonki zamrugał.
— Co? — Przechylił głowę lekko na bok. — Nie? To znaczy, po co ubezpieczenie? Co to ubezpieczenie?
— Dobra, po prostu powiedz, czego chcesz — jęknął w odpowiedzi tamten.
— Mam projekt do zrobienia.
Między dwójką nastała cisza.
To już miesiąc, odkąd Yonki rozpoczął naukę w szkole. Na początku żaden z białookich nawet nie myślał, żeby posyłać ucieleśnienie chaosu do publicznej placówki edukacyjnej pełnej dzieci. Dopiero po jakimś czasie w pewnej rozmowie przypadkowo poruszyli temat szkoły i ostatecznie doszli do wniosków, że Yonki za mało wie o tym świecie i powinien się dokształcić, a gdzie lepiej tego nie zrobi, jak w szkole?
O dziwo na początku mały bóg się buntował.
Po pierwsze: nie był dzieckiem. To, że wyglądał jak, em, dość młody osobnik, nie znaczyło, że taki był naprawdę. Miał siedem mileniów na karku! Śmiertelnicy z jego typu wyglądem do tylu nawet nie potrafią policzyć! W sumie Yonki sam też nigdy nie próbował liczyć do siedmiu tysięcy, też tak w sumie nie pamięta swojego dokładnego wieku, bo stracił rachubę i ogólnie dzięki Kiyonowi wie, że to już siedem kafli (jak to Cheoryeon mówił, bóg nie miał pojęcia, o co z tymi kaflami chodziło).
Po drugie: był bogiem! Czemu bóg miał chodzić do szkoły dla śmiertelników? Raoun naprawdę myślał, że Yonki był głupi? Przecież tyle rzeczy wiedział! Umiał liczyć, pisać, czytać, szybko się uczył, jeśli czegoś nie potrafił, to tylko dlatego, że nie chciał! Co z tego, że nie rozumiał wielu określeń używanych w tym świecie, nie pojmował działania wielu urządzeń i nie wiedział, co traktować poważnie, a co jako przenośnię? Nie jego wina, że nigdy nie był w świecie tak rozwiniętym technologicznie czy magicznie! Ale mógł wszystkiego sam się nauczyć! W końcu dowie się, w których chmurach ludzie trzymają swoje rzeczy!
Po trzecie...
Hm, w sumie czemu nie? Co mu zaszkodzi? Będzie miał jakieś zajęcie. I zabawy. Słyszał, że szkoły zabierają uczniów na wycieczki opłacane przez rodziców, więc mógł za darmo zwiedzać! W sumie już to robił, ale w grupie to inaczej wyglądało! I też były jakieś projekty. I kogoś pozna.
No dobra, na trochę mógł iść do tej szkoły.
Więc poszedł.
Na początku wszystko było super. Przedstawił się ładnie swojej klasie, powiedział, że lubi przygody (bo Raoun mu zabronił podawać szczegółów typu chodzenie po ruinach, dołączanie do załogi piratów czy pojedynkowanie się z bandytami), inni uczniowie całkiem dobrze go przyjęli, mimo że nie był z nimi od początku roku szkolnego. Cóż, miał ten urok, haha! Łatwo się zaprzyjaźniał z innymi! Nawet zdobył kolegów i koleżanki!
W szkole bawił się świetnie.
Gorzej się uczył.
Okej, to nie tak, że on był jakimś defektem wśród białookich czy cokolwiek w tym stylu. Szybko się uczył, matmę ogarniał... dopóki nie trzeba było liczyć powierzchni klombu, objętości rogali i wszystkiego, czego nie znał. Czym był klomb? Czym były rogale? Jak wyglądała linia wysokiego napięcia? Zawsze na takich zadaniach wypadał. Novendyjski też mu dobrze szedł... dopóki, znowu, nie były omawiane rzeczy, których nie znał. I jeszcze te nieszczęsne dyktanda! Kto wymyślił tak głupie zasady pisowni?! Język sam w sobie był prosty do opanowania i trochę podobny do haveruńskiego, ale pisanie w Haverunie było proste i przyjemne! Na szczęście łatwiej mu szła biologia i chemia, bo tam praktycznie wszystko było nowe lub w miarę łatwe do ogarnięcia.
Czy mógł spytać kogoś z klasy o pomoc? Tak. Czy to zrobił? Nie. Co jak co, ale mimo wszystko miał swoją boską godność, której nie chciał całkiem porzucać. Jeśli inni uczniowie i nauczyciele zauważą, że on ciągle pyta o dla nich proste rzeczy, to straci reputację! Dlatego dopiero po powrocie ze szkoły pytał Raouna (lub też Cheoryeona) o wszystko, czego nie wiedział.
Teraz też prosił o pomoc.
Raoun zmierzył go wzrokiem z góry na dół.
— Projekt? — Uniósł jedną brew.
— Tak — odpowiedział pewnym siebie tonem Yonki.
— Z czego?
— Z religii.
— Z religii? — wyraźnie się zdziwił.
— Z religii.
Tak będąc szczerym, Yonki nigdy nie przypuszczał, że w szkole będzie się uczył o innych bogach. To akurat była jedna z lepszych rzeczy. Mógł się tyle dowiedzieć o boskich istotach, które tu przebywały! Jedyną wadą było to, że jak pytał, gdzie mógł poszczególnych bogów spotkać, to nauczycielka posyłała mu trudne do określenia spojrzenia. Co złego robił? Od dawna chciał poznać jakiegoś tutejszego boga! Jak na razie trafił tylko na nie dość, że białookich, to jeszcze oboje pochodzili z innych światów!
Wracając, nauczycielka zadała całej klasie projekt. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że w tym świecie Yonki był beznadziejny w szukaniu informacji. Musiał zatem poprosić Raouna o pomoc.
— A jaki możecie mieć projekt z religii? — Bóg Spirytyzmu skrzywił się nieznacznie.
Od początku Raoun nie był wielbicielem pomagania Yonkiemu. To była jedna rzecz, której nie przewidział. Cóż, nie był Złotoskrzydłym Wszechwiedzy, a Cheoryeon nie zamierzał ich oświecić w tej kwestii, więc musieli sami się uczyć na swoich błędach.
— Każdy ma przygotować prezentację na temat wybranego przez siebie boga.
I oto stało się coś niespodziewanego.
— Wybranego boga, mówisz?
Ten ton. O tak, ten ton. Yonki był w stu procentach pewny, że Raoun już coś wykombinował. Błysk w oczach wszystko mówił. Wszyściutko. I co na to Bóg Chaosu? Oczywiście, że się ucieszył. Może wreszcie jego białooki przyjaciel okaże więcej entuzjazmu w trakcie pomagania biednemu uczniowi!
Raoun pomógł. Jeszcze tej samej nocy siedli do laptopa: wyższy bóg pokazał, jak się tworzy prezentacje, gdzie się klika, Yonki połowy nie ogarnął od razu, ale dawał radę, gdy za każdym razem otrzymywał wskazówki. Nawet mu dyktowano, co pisać na poszczególnych, jak to się nazywało, slajdach. Co pewien czas zerkał na Boga Spirytyzmu, który z dosyć charakterystycznym uśmieszkiem podawał kolejne informacje.
Yonki miał ogromne szczęście, że Raoun kiedyś wyrobił sobie reputację w Riftreach. Choć mały bóg lubił dowiadywać się o tutejszych bogach, nie widział zbytnio siebie tworzącego całą prezentację o którymś z nich. No bo jak, bóg robić projekt o innym bogu? To nie miało sensu! O Raounie akurat mógł pisać, bo to przyjaciel, też pobratymiec, więc lepiej to siadało. Kurde, taką prezentację trzaśnie, że wszystkim szczęki poopadają! Jedyny problem stanowił limit obrazków, ale udało im się jeszcze znaleźć zdjęcia z jakiegoś muzeum, w którym znajdowały się stare rzeczy związane z wiarą Raouna.
Gdy wreszcie skończyli, razem obejrzeli dokładnie gotowy projekt. Bóg Chaosu dostał jeszcze rady o tym, co i jak ma mówić.
— Dasz radę? — spytał wyższy białooki.
— Dam radę! — Mniejszy żywiołowo przytaknął.
— Jak nic nie spieprzysz, to będziesz miał szóstkę.
Usłyszawszy to, oczy chłopaka błysnęły mocniejszym światłem.
— O? — Uniósł brwi. — To z pewnością niczego nie spieprzę!
Drzwi apartamentu otworzyły się, do środka wszedł Raoun. Stanął w przedsionku, zaczął zdejmować buty. Podniósł wzrok na wiszącą pod sufitem lampę, która normalnie świeciła – nowa żarówka tak szybko się nie spali. Wsunął na stopy kapcie, zdjął płaszcz i powiesił na wieszaku. Złapał za swoją torbę, ruszył do pokoju dziennego.
Zapalił światło, gdy nagle się wzdrygnął (na szczęście tym razem nie zaklął). Parę metrów przed nim stał Yonki: nieco szerzej na nogach z rękami zaciśniętymi w pięści. Wyglądał dokładnie, jak tydzień temu, też jak gdyby zamierzał się pojedynkować z Raounem.
— Bijmy się — powiedział Yonki.
I na serio zamierzał.
— Co? — rzucił mało rozbawionym tonem Bóg Spirytyzmu. — O co ci chodzi?
— Dostałem z tej prezentacji!
— TRÓJĘ?!
— TRÓJĘ!
Raoun od razu zaczął domagać się wyjaśnień, a Yonki nie planował zwlekać z odpowiedzią. Bo jak. Można. Było. Dać mu. Tróję. Tróję. Z prezentacji o bogu. Bogu, którego osobiście znał.
Na początku wszystko szło dobrze. Gdy przyszła jego kolej na prezentację, podpiął pendrive'a do laptopa nauczycielki dokładnie tak, jak nauczył go Raoun, znalazł plik, otworzył, nawet wcisnął klawisz F5, żeby to wszystko ładnie wyglądało. Przeczytał tytuł, ale poza tym prawie niczego nie czytał, bo nauczył się wszystkich informacji na pamięć. Slajdy ładnie wyglądały, były uporządkowane, z jednej strony obrazek, z drugiej tekst, widać, że się postarał.
I wtedy nauczycielka zaczęła kwestionować to, co napisał! Miała problem do co drugiej informacji, a dlaczego?
„Bo ona nigdzie o czymś takim nie przeczytała!”
Nie znalazła książki ani strony internetowej z tak dokładnymi informacjami, a ponieważ sama była nauczycielką, to oczywiście, że „musiała się najlepiej znać na swoim przedmiocie”. Fakt, istniał bóg Raoun, był czczony aż do czterysta lat temu, kiedy wziął i zniknął, ale ponieważ jego kult nie rozprzestrzenił się na cały odłamek, tylko parę regionów, to nie było tyle o nim informacji! Tak, znał się z Boginią Złotego Płomienia Farvaną, ale nikt nie podał szczegółów ich relacji, mimo że istniały gdzieś ewidentne zapiski tego, że oboje z bogów byli czczeni na tych samych terenach! Sporo źródeł na temat boga Raouna przepadło, coś tam, coś tam, bla, bla, bla, Yonki nie miał czym podeprzeć połowy swoich informacji, więc trója. Trója!
To była katastrofa!
— Porozmawiam z tą starą prukwą — oznajmił Raoun.
— I co powiesz? — jęknął Yonki. — Że to ty jesteś bogiem Raounem i ma mi ocenę zmienić? Nie mieliśmy czasem ukrywać swoich prawdziwych tożsamości?
Na te słowa Bóg Spirytyzmu nie odpowiedział. Poprawił swoją pozycję na kanapie, skrzyżował ręce na piersi, popadając w głębokie zamyślenie. Yonki chwilę mierzył go wzrokiem, aż w końcu westchnął ciężko.
Jednak szkoła nie była taka super.
— Uch, mam dość — rzucił, wstając. — Jutro spytam ją, czy mogę poprawić i zrobię prezentację o Cruinneirimie.
— Cruinneirimie? — zdziwił się Raoun. — Przecież Cheoryeon nic nie pamięta z czasów, gdy nim był!
— Ale o nim jest więcej realnych źródeł.
To powiedziawszy, smętnym krokiem udał się do schodów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz