02 sierpnia 2024

Od Annikki – Kawa i kropka, mieczem broniona (I) [AU]

— Miałam wyjechać…
— Panienko Hagluinyendë — przerwał jej ostro szef, łypiąc na nią znad cienkich, pozłacanych oprawek. Zwracał się tak do niej wyłącznie w bardzo poważnych sytuacjach, gdy jego majestat czuł się oburzony i wielce niezadowolony z jej postępowania.
Karl, opieszały niziołek, jedna z najbardziej irytujących i leniwych istot, jaką przyszło Annikki znać, siedział przy niepotrzebnie wysokim biurku ustawionym na niepotrzebnie dużym podwyższeniu, byle tylko móc patrzeć na swoich pracowników i gości biura z góry, bo przecież w żaden inny sposób nie byłby w stanie tego osiągnąć. Typ postawiony na swoim miejscu jedynie dzięki ogromnemu szczęściu i paru łapówkach dzianych rodziców. Ćma rzadko odczuwała tak skrajne emocje jak nienawiść, lecz w tym przypadku mogła całkowicie szczerze przyznać, że najchętniej wyciągnęłaby za fraki szefa i wrzuciła go do rzeki, jego los pozostawiając w rękach nielitościwych bóstw wody.
Problem w tym, że to on teraz ciągnął ją za fraki, każąc pozostać w tej wiejskiej dziurze zabitej dechami i porzucić marzenia związane z wyjazdem do Stellaire, tętniącej życiem stolicy królestwa, w której za niecałe dwa tygodnie miała się odbyć parada na cześć panującej rodziny królewskiej. Tyle osobistości zamierzało się pojawić w najbliższym czasie w mieście! Gdyby choć z częścią z nich mogła porozmawiać, już miałaby tony obiecującego materiału.
Okazja ta przechodziła jej właśnie koło nosa, bo nie umiała trzymać języka za zębami. Jeden jedyny tekst o wymuszeniach dokonywanych przez burmistrza, wywieszony na głównym rynku bez zgody Karla, tego drania głęboko siedzącego u urzędnika w kieszeni, przekreślił całkowicie jej szansę trafienia na paradę. Przecież jej szef nie mógł teraz tak zawieść swego drogiego przyjaciela, posyłając nieokrzesaną dziennikarkę jako reprezentantkę ich niewielkiego miasteczka do wielkiej stolicy.
— W świetle ostatnich wypadków — podjął Karl, wpatrując się w nią wymownie — uznałem, że nie wykazuje panienka odpowiednich kompetencji potrzebnych do tego zadania…
Czułka wystrzeliły w górę, dwa nastroszone końce szermierczych floretów, starające się wygrać w straconej bitwie.
— Piszę dla tego miasta dłużej niż…
— …i wymaga panienka — mówił dalej niziołek — zdobycia dodatkowego doświadczenia. Dlatego przydzielam panience inne zadanie.
Trochę przetasowania kartek, przejrzenia jednego stosiku, drugiego, w końcu szef znalazł, czego szukał. Podał zmięty kawałek papieru ciemce, złożył grube palce w piramidkę, oczekując reakcji. Bystre spojrzenie przeleciało po paru skreślonych niechlujnie zdaniach, coś było jeszcze wypisane ponad nimi.
Kawiarnia? — odczytała na głos, niepewna, co to w ogóle mogłoby znaczyć.
— Burmistrz — niziołek położył spory nacisk na słowo, ćma udała, że nie zwróciła na to uwagi — wykazał spore zainteresowanie tym nowym miejscem założonym przez pewną orczycę. Chciałbym, żebyś wybrała się tam i napisała coś na temat tej całej kawiarni, aby nakarmić jego ciekawość. I innych mieszkańców również, rzecz jasna. Masz już umówione tam spotkanie.
— Przecież nikt… — zaprotestowała Annikki.
— A-a-a. — Szef pokiwał palcem wskazującym na boki, kobieta zamilkła z grymasem na twarzy. — Więcej chodzenia i pisania, mniej gadania.


Kolorowa wróżka, z tymi wielkimi skrzydłami, pierzastymi czułkami i intensywnie zielonymi włosami rzucała się tak mocno w oczy, jak to tylko było możliwe po tej części miasta, gdzie królował brud, kurz i chodzenie w obdartym płaszczu, zaś jej biała koszula i złote kolczyki od ciotki stanowiły ciekawy łup, formę zapłaty za kolejny pełny kufel piwska. Annikki przycisnęła mocniej do boku skórzaną torbę, mijając schowanych w cieniu zaułka rzezimieszków, pognała żwawszym krokiem pod podany jej adres. Widać, że ktokolwiek założył ten nowy lokal, nie wiedział nic o miasteczku, bo nikt o zdrowych zmysłach nie próbowałby ściągać klienteli w te szemrane rejony.
Ćma westchnęła któryś to już raz z rzędu, przeszła koło ziejącej dziury między kocimi łbami, smętnie wykręciła w prawo, jak skazany w stronę stryczka, i uniosła wzrok.
Kawa i kropka, mieczem broniona – słowa zdobiły drewniany szyld, w zamiarze mając informować, co znajduje się w przybytku, lecz w praktyce jedynie konfundowały przechodniów, bo dlaczego kropka miałaby być chroniona mieczem i co jeszcze jakaś kawa tam wyprawiała? Annikki pokręciła głową, żałując coraz bardziej swojego ostatniego wybryku w pracy, złapała w końcu za mosiężny uchwyt świeżo wstawionych drzwi, weszła do środka.
Niegdyś pustostan, kojarzony przez wszystkich z wybitymi oknami i mysimi rodzinami mieszkającymi w zakamarkach, teraz cieszył oko swymi ciepłymi barwami, zapachem świeżego drewna i wypieków, otulał przyjemną atmosferą, zapraszał do padnięcia w te miękkie fotele przy porozrzucanych po całym lokalu stolikach. Ćma zamrugała, przystanęła, zaskoczona miłym widokiem, którego nie spodziewała się tutaj ujrzeć, zdziwiona swoją nagłą ochotą do zajęcia miejsca pod oknem, z tym białym storczykiem kwitnącym na parapecie, i spędzenia długich godzin nad swoimi notatkami. Zakładała, że znajdzie się w kolejnym barze, gdzie podłoga lepi się od alkoholu, a barman wyciera tą samą brudną ścierką dziesiąty kufel z rzędu, lecz doniczki z kwiatami, pastelowe dywany i ozdobiona białym, haftowanym obrusikiem lada nie były dostosowane do pijackich awantur. Raczej do rozmów prowadzonych spokojnym głosem oraz śmiechów dobrych znajomych.
Wszystko wyglądało tak zachęcająco i przytulnie, więc dlaczego nie widziała ani jednego klienta?
Drzwi z cichym kliknięciem zamknęły się za nią, Annikki postąpiła w głąb lokalu, bezwiednie wyciągając dłoń, by przejechać palcami po pistacjowo-zielonej poduszce leżącej na jednym z krzesełek, musnąć gładki kant okrągłego stolika. Wzrok błądził swobodnie po wystroju, spiczaste uszy koiła cisza, ćma zdążyła zapomnieć, że nie znalazła się kompletnie sama w ciepłym zakątku, otwartym dla niej do zwiedzania.
— Jak ja zaraz zapierdolę tym kurwiom… — Rozległ się czyiś głos z zaplecza.
Annikki momentalnie przycisnęła dłoń do piersi, stanęła jak kołek pośrodku kawiarni, mając wrażenie, że jej status gościa zmienił się na intruza.
Drzwi zza lady gruchnęły o ścianę, aż się kubki na półkach zatrzęsły. Orczyca ubrana w biały fartuszek i ze złością buzującą w całym jej ciele wkroczyła do pomieszczenia, kły wystawały spomiędzy zaciśniętych ust. Złociste oczy namierzyły ćmę i choć nieznajoma niczego więcej nie zrobiła ani nie powiedziała, jej postawa jakby instynktownie pytała czego, kurwa?
— Czy ja… — Annikki przełknęła ślinę — przyszłam nie w porę?
Orczyca przeleciała szybko spojrzeniem po kawiarni, zaklęła siarczyście, w końcu westchnęła i złagodniała nieco. Wzruszyła wielkimi ramionami.
— Pora dobra jak każda inna — odparła, irytacja i złość mieszały się w jej słowach. — Ty jesteś tą dziennikarką? — Ćma przytaknęła. — Zajebiście, bo trzeba ten biznes rozkręcić jakoś. Coś podać na spróbowanie?
Dopiero Annikki zwróciła uwagę na kilka tabliczek zapisanych kredą i wywieszonych nad głową orczycy, każda zawierająca kompletnie niezrozumiałe dla niej słowa. Nie była pewna, czy to ona nie umie czytać tego charakteru pisma, czy naprawdę wszystko brzmi tak dziwnie.
— Um… Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, czym są te rzeczy — przyznała, zerkając na nieznajomą, krzątającą się przy wielkiej, stalowej maszynie, wyglądającej jak narzędzie tortur, ze swoimi uchwytami, błyszczącymi rurkami i całą masą elementów, których Annikki nie potrafiła nazwać. Orczyca przetarła żelastwo w kilku miejscach.
— Zdziwiłabym się, gdybyś wiedziała.
I tak ćma otrzymała krótki wykład, czym jest kawa, jak się ją parzy i dlaczego to monstrum, dzieło krasnoludzkich rąk, jest takie w tym pomocne. Kindra, bo tak się orczyca nazywała, jeśli nie używała jakiegoś zmyślonego imienia, opowiadała w bardzo konkretny i zwięzły sposób, ale Annikki to wystarczyło.
— No to może… matchę różaną — zdecydowała się w końcu.
Kindra cmoknęła.
— Z tym musisz poczekać na naszą specjalistkę. Niedługo powinna przyjść.
Dziennikarka skinęła głową, uznała, że nie ma problemu. Ołówek pomknął po kartce w dzienniku, obok notatek o kawie zapisał przypominajkę o uzupełnieniu informacji o pracowniczce kawiarni i jej zdolnościach w robieniu matchu, która była egzotyczną, zieloną herbatą, jak to Kindra opisała.
— W porządku. W takim razie może powiesz mi coś więcej o sobie i tym, co tutaj robisz?
Spięcie przebiegło przez barczyste ramiona, kolejne przekleństwo cisnęło się na usta, lecz Kindra ostatecznie się powstrzymała. Dotarło chyba do niej, że jeśli współpraca z dziennikarką ma być owocna, musi odsłonić trochę ze swojego życia. Annikki już nie raz się z tym spotkała, czekała spokojnie.
— Przez różne chujowe okoliczności zostałam zmuszona do zejścia ze szlaku i wypróbowania jakiegoś innego życia. A tak się składa, że dzięki pewnej… osobie, ogarnęłam, czym jest kawa i nie wiem, chyba z jakiegoś pierdolonego sentymentu uznałam, że tym się właśnie zajmę. Oriona spotkałam już tutaj.
— Oriona? — dopytała ćma, nie odrywając wzroku od kartki.
— Tę kozę, gdzie on jest… Orion! — Krzyk Kindry sprawił, że ołówek prawie wypadł z drobnej dłoni. Orczyca burknęła coś pod nosem, patrząc piorunującym wzrokiem na schody w kącie kawiarni, zastawione nieużywanymi beczkami, mającymi pewnie zniechęcić do włażenia na górę. — Pewnie, kurwa, zapomniał, że przychodzisz dzisiaj. To on miał ten stary budynek, ale nie było komu remontu zrobić…
Annikki zapisywała skrupulatnie słowa Kindry, co jakiś czas zadając dodatkowe pytania i prosząc o lepsze wyjaśnienia niektórych sytuacji, aż na stronach ćmowego notatnika zaczęła powstawać historia przybytku, który został wybudowany wręcz od zera, zrodzony z wyjątkowej idei, nigdy wcześniej nie spotkanej w tych okolicach. W międzyczasie pojawił się wspomniany Orion, kompletnie nieświadomy tego, że był wołany, że dziennikarka chciała z nim porozmawiać, ale dlaczego z nim, co on ma do powiedzenia jako właściciel kawiarni… Annikki przebrnęła jakoś przez tę barierę z marzycielskich chmur, za którą kryły się myśli fauna i pozyskała nieco informacji o nim samym.
Otwierające się drzwi kawiarni wybiły ją nieco z rytmu pracy.
— Przepraszam za spóźnienie — odezwała się od progu kobieta, zaciekawiając ćmę swym obco brzmiącym akcentem — ale pomyślałam, że kupię na targu świeże kwiaty… Och, dzień dobry.
Z tego, co Annikki wiedziała, nigdy nie została poddana działaniom czarów, lecz moment pojawienia się nieznajomej kobiety w kawiarni zdawał się naelektryzowany czarodziejską iskrą magii, jakby różdżka maga wycelowała prosto w ćmową pierś, miast inkantacji używając zwyczajnie tego łagodnego, tak przyjemnego dla ucha głosu. Wzrok ciemka skupiła na brązowych oczach, mając nadzieję, że jeśli w istocie dopadł ją jakiś urok, to nie odpuści prędko.
— Hej — przywitała się, po chwili zorientowała, że zrobiła to w sposób pozbawiony całkiem manier. — Dzień dobry — poprawiła. Skąd wzięła się nagła ciepłota na twarzy?
— Hotaru, dobrze, że już jesteś. — Kindra skinęła na przywitanie kobiecie. — To Annikki, pomoże nam trochę zachęcić ludzi do odwiedzenia tej dziury.
Ćma pokiwała głową trochę zbyt energicznie, widząc uśmiech Hotaru na słowa orczycy.
— Postaram się — zapewniła, kompletnie przestając przejmować się tym, że właściwie jej zadanie napisania czegoś o nowym lokalu w miasteczku wyewoluowało w promocję kawiarni.
Hotaru rozpromieniła się jeszcze bardziej, ruszyła ku ladzie, przynosząc ze sobą słodki zapach kwiatów i nieznany Annikki aromat.
— To cudownie. Kawiarnia Kindry i Oriona zasługuje na zdobycie uwagi mieszkańców.
— Tak, też tak myślę — zgodziła się, jak gdyby jeszcze chwilę temu nie żałowała samego zerknięcia na drzwi kawiarni.


Matcha okazała się wyrobem niezwykle delikatnym w smaku oraz orzeźwiającym, gdy podawano ją z lodem, a jej różana wersja podbiła serce Annikki już pierwszym łykiem. Hotaru przyrządzała ją z bardzo dużą dozą uwagi, w czasie procesu zaparzania opowiadając dziennikarce nieco o tym, jak łatwo można minąć się przy swoich przygotowaniach z pożądanym smakiem – zbyt wysoka temperatura i herbata stanie się gorzka, zbyt dużo proszku i napój nabierze nieprzyjemniej gęstości.
— W mojej ojczyźnie — mówiła, mieszając zalany wodą proszek specjalnym trzepakiem — mamy całą ceremonię opartą na parzeniu tej herbaty.
Nostalgie łatwo było wyczuć u Hotaru, gdy wspominała swój kraj, lecz nie pozwalała smutkowi pójść dalej. Annikki słuchała o tym, jak przypadkiem natrafiła na Kindrę i Oriona, jak poczuła się zaopiekowana przez tę specyficzną dwójkę w czasie tułania się po obcym miasteczku. Wsadzili kubek kawy w dłonie, dali chrupkie ciastko z kawałkiem czekolady, orczyca szczodrze zaoferowała również słoik ogórków, gdyby kobieta potrzebowała zjeść coś konkretniejszego. Nie mieli za wiele poza pustym lokalem i tak urzekli ją swą dobrocią, za którą postanowiła odwdzięczyć im się parą rąk skorą do pracy, wiedzącą również to i owo o przyrządzaniu ciekawych napoi. Chciała, żeby ich kawiarnia nie musiała zamykać się, nim w ogóle dostała szansę otworzenia się, żeby i do nich los uśmiechnął się tak, jak uśmiechnął się do niej, gdy nie mogła znaleźć dla siebie miejsca.
Annikki przestała żałować niepojechania do stolicy. Okazało się, że w miasteczku czekało na nią ważniejsze zadanie.


Tekst o kawiarni potrzebował trochę czasu, by stać się gotowym do wywieszenia na rynku w mieście, ćma dalej zbierała pomysły na niego, lecz już teraz mogła próbować przyciągnąć klientów do Kawy i kropki.
Zaczęło się od opowiedzenia w pracy o kawiarni i cierpliwego wytłumaczenia wszystkim, że nie, ona wcale nie zmyśla i coś takiego jak kawa naprawdę istnieje, jest bardzo dobre, rozbudza, a przy okazji powinni spróbować zagranicznej zielonej herbaty. Pomimo wstępnego sceptycyzmu, Annikki przyuważyła w lokalu dwójkę znajomych dziennikarzy. Jednak nawet jeśli zamierzali oni przekazać swoje doświadczenia z kawiarnią dalej, to informacja nie rozniosłaby się wystarczająco szybko.
Ćma zaproponowała wystawienie stolików na zewnątrz. Szczerze, nie miała pojęcia, co robi, ale chciała robić cokolwiek i ten pomysł wydał jej się o tyle dobry, że mieszkańcy zauważyliby, że naprawdę ktoś tutaj siedzi i coś zamawia. Oczywiście, okna w lokalu były wystarczająco duże i czyste, żeby z łatwością zobaczyć, co się dzieje w środku, lecz znajdowali się w dzielnicy, gdzie zwykle takie spoglądanie na boki mogło przysporzyć komuś guza. Więc Kindra skończyła burczeć, zamówiła z resztek oszczędności kilka nowych stolików i krzeseł i powstała na zewnątrz dodatkowa część kawiarni, w której Annikki przesiadywała od otwarcia do zamknięcia, robiąc niestrudzenie za reklamę.
Wreszcie nastąpił przełom, niby niewielki, lecz dla miejsca, które jeszcze niedawno brzmiało jedynie martwą ciszą, te kilka rozmów, śmiechów i przyjacielskich przepychanek wydawały się tak głośne jak miastowy targ. Monety brzęczały na ladzie, Kindra przygotowywała kawę w trochę mniejszej złości, Orion zajął się nawet kelnerowaniem, choć wychodziło mu to różnie. W każdym razie charakterystyczny zapach mielonych ziaren przestał być jedynie dodatkiem do pachnącego świeżością lokalu, a stał się jego stałym elementem.
Annikki pozwoliła sobie spisać część swoich obserwacji z czasu spędzonego w kawiarni.

Z ćmowego pamiętnika – życie w kawiarni w kilku podpunktach
  1. Kindra klnie na wszystko i wszystkich. Nie ma co się tym martwić. Oczywiście, jeśli te przekleństwa nie są wymierzone w ciebie.
  2. Orion zwykle nie ogarnia, gdy te przekleństwa są wymierzone w niego.
  3. Zapas ziaren kawy jest przywożony przez pewną ciemnowłosą piratkę, przy której Kindra robi się dziwnie cicha, a po wyjściu kobiety orczyca znika na resztę popołudnia.
  4. Grupa muzykantów zaczęła grywać w kawiarni, a ich piosenki ściągnęły trochę osób do lokalu. Kindra chciała grajków z początku wyrzucić, ale syren z wampirzymi kłami jakoś ją powstrzymał. Orczyca mimo to prawie rąbnęła go kubkiem.
  5. Syren jest regularnym klientem. Szerokie barki i ciężki miecz wyglądają kompletnie niegroźnie, gdy zakochanym wzrokiem wpatruje się w mężczyznę, który przychodzi z nim pić kawę.
  6. Rudowłosa wróżka, jedna z pierwszych bywalczyń kawiarni, ogląda się dużo na głównego śpiewaka muzykantów.
  7. Cichy wilkołak z lasu wcale nie jest lepszy, gdy na scenie pojawia się czarodziej z lutnią.
  8. Jakiś najemnik chciał wyjść z kawiarni, bo nie znalazł piwa w ofercie, lecz jego towarzysz o melodyjnym głosie skutecznie zachęcił go do spróbowania ciastka i espresso.
  9. Dwójka młodych chłopaków stanęło w wejściu, jeden zastanawiał się, czy to na pewno normalne dla ludzi pić coś takiego jak kawa, ponieważ on jest na pewno człowiekiem i nie chciałby zatruć swojego ludzkiego żołądka. Drugi po prostu westchnął i pokiwał głową.
— Już praca?
W panice przerzuciła kartki w notatniku, obejrzała się przez ramię. Hotaru stała krok za nią, trzymając w dłoniach szklankę z ćmowym zamówieniem. Słała wróżce miły uśmiech, delikatny jak te poranne promienie słońca padające zza chmur, wciąż łaskawe dla mieszkańców, niepalące letnim gorącem. Jak się ćma niedawno dowiedziała, kobieta przez większość życia zajmowała się tańcem, a ta jej taneczna gracja w połączeniu z cichymi krokami sprawiała, że niezwykle łatwo pojawiała się nagle przy boku pogrążonej w swoich zapiskach Annikki, nawet jeśli specjalnie nie to chciała osiągnąć.
Przynajmniej ciemka miała wytłumaczenie, dlaczego jej serce tak niespodziewanie podskakiwało na widok Hotaru – zwyczajnie się zestresowało.
— Powiedzmy — odpowiedziała. — Nadal zastanawiam się, jak dobrze opisać waszą kawiarnię.
Tancerka postawiła szklankę na stoliku.
— Może matcha pomoże ci lepiej pozbierać myśli.
— Może. — Annikki skinęła lekko głową. — Dziękuję.
Odprowadziła Hotaru wzrokiem, a gdy ta zniknęła znów we wnętrzu kawiarni, ćma wróciła do ostatniej notatki, dopisała jeszcze jeden podpunkt.

10. Hotaru uśmiechnęła się do mnie chyba trochę szerzej.


Nie minęło wiele czasu, od kiedy Annikki szła tą podłą dzielnicą w stronę nowego przybytku w miasteczku, mając dość wszystkiego i wszystkich, mimo to już odczuła różnicę w klimacie tego miejsca. Kto krył się w zaułkach i trzymał parę drobnych w kieszeni, przez tworzące się przy kawiarni zamieszanie, decydował się spróbować kawowych wyrobów i chociaż spodziewał się czegoś alkoholowego, to znajdował jednak coś lepszego. Pozostali mieszkańcy przestali omijać szerokim łukiem obdrapane domy i zniszczone ulice, wprowadzili więcej życia na pusty placyk przed lokalem Kindry i Oriona.
Ćma uśmiechnęła się któryś to już raz z rzędu, przeskoczyła zgrabnym susem nad ziejącą dziurą między kocimi łbami, skrzydła zatrzepotały, przeniosły ją za zakręt, a potem prosto pod znajome drzwi.
— Przyszłam wam coś pokazać — rzuciła od razu, zgarniając uwagę całej trójki zajmującej się kawiarnią. Było chwilę przed otwarciem, wszyscy krzątali się za ladą, zaciekawione spojrzenia wlepili w ciemkę.
Usadziła ich przy jednym stoliku, Kindra na środku, Orion z prawej, Hotaru z lewej. Stojąc tak przed nimi z efektami swojej pracy, nagły strach wkradł się w serce Annikki, niepokój wypełnił bursztyn. Nigdy nie martwiła się tak przedstawieniem tekstu Karlowi, nigdy nie czuła stresu, gdy dawała spisany wywiad z jej komentarzem do sprowadzenia osobie, która go udzielała. Teraz było inaczej, bo ćma zrozumiała, że ta niecodzienna brygada ze swoim szczególnym pomysłem na biznes kojarzyła jej się już bardziej z przyjaciółmi niż z klientami.
Annikki wzięła głęboki wdech, zerknęła na Hotaru. Łagodne spojrzenie brązu zachęcało do mówienia.
— No więc przygotowałam plakat z artykułem o waszej kawiarni, który wywieszę na rynku, jak tylko mój szef się zgodzi. — Dłonie ścisnęły mocniej rulon. — I jeśli wam się spodoba, bo oczywiście nie musi i ja go jeszcze mogę pozmieniać…
Rozprostowała nieśmiało papier, ułożyła go na stoliku.

Kawa i kropka, mieczem broniona
Nowy skarb na mapie Auranthii

Opowieści zwykle kończą się w momencie pokonania zła przez bohatera, lecz co dzieje się potem z wybawcami krain, dzielnymi rycerzami czy nieustraszonymi wojami? Przyjdźcie do kawiarni „Kawa i kropka, mieczem broniona” już w przyszły piątek, gdy zostanie zaprezentowane bogate w nowe napoje i smakołyki menu, żeby poznać historię walecznej orczycy, która podjęła się jednego z najcięższych zadań po swojej ostatniej spektakularnej walce – próbie zdobycia Waszych kubków smakowych czymś kompletnie nieznanym.


Notka odautorska: motyw z kawiarnią prowadzoną przez emerytowaną orczycę, w miejscu, gdzie nikt o czymś takim jak kawa nawet nie słyszał, został zaczerpnięty z książki Legendy i latte autorstwa Travisa Baldree.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz