19 sierpnia 2024

Od George'a - The Lucky Ones [AU]

Potężny ssak nie próbował nawet ukrywać się pomiędzy roślinnością lasu. Zamiast tego wybrał pokazanie się w całości na środku polany. W naturalnych warunkach takie zachowanie mogłoby być korzystne. Zbieranie się osobników tego samego gatunku w jednym miejscu miało na celu uproszczenie doboru przy rozrodzie. Niestety dzięki istnieniu ludzi, kochających wszystko, co sztuczne, rykowisko oznaczało też wielkie niebezpieczeństwo. Kim byli ci ludzie, by myśleć, że mają prawo wybierać, który z osobników przekaże swoje geny dalej?
Dla większości obywateli kraju byli pasożytami, na których życie pracowali. Nie było to jednak coś, co mówiło się głośno. Dla George'a byli rodziną, którą uważał za wstrętną. Nie miał prawa powiedzieć tego komukolwiek.
Królowa Anna została wydana za swojego męża w młodym wieku. Była córką jednego z najzamożniejszych szlachciców, a za okoliczności urodzenia zapłaciła brakiem możliwości podejmowania wyborów o swoim losie. Była uwięziona na zawsze z nieodpowiedzialnym, niewychowanym i brutalnym mężczyzną. Na szczęście rodzinny lekarz oferował jej sposoby na zmniejszenie jej egzystencjalnego bólu. 
Król rodzinę posiadał z przymusu, chociaż każdy, komu zdarzało się uczęszczać na bale, wiedział, że nie był wierny swej żonie. Jego syn cieszył się, że rzadko zabierał go na polowania, na których według niego George tworzył jedynie kłopoty. Król zmuszał go do wypadów tylko w przypadku, kiedy sam również został do tego zmuszony. Każde spotkanie księcia z nim wzbudzało w nastolatku stres. Była to tak naprawdę wyuczona reakcja jego układu nerwowego. Zdarzało mu się być obiektem, na którym król mógł wyładować energię pochodzącą z własnych problemów. Wybuchy złości mężczyzny potrafiły być naprawdę nieprzyjemne.
Dziadkowie, wujkowie oraz kuzynostwo pochodzące od strony ojca było równie zainteresowane George'em. Mieli we wcześniejszych etapach jego życia fazy prób wzbudzania do siebie sympatii. W końcu był jedynym potomkiem króla, co oznaczało, że los chciał, aby przejął kiedyś jego stanowisko. Spokrewnieni z nim ludzie nie byli jego ulubionymi osobami. Większość z nich miała za sobą wiele skandali, w tym niektórych naprawdę niewybaczalnych. Jego rodzina wydawała mu się stworzona po to, by być przykładem społecznego upadku. Po jakimś czasie skreślili księcia z listy osób, którym należy się podlizywać. Stwierdzili ostatecznie, że w przyszłości będzie łatwo odsunąć go od tronu, a więc stali się również okazjonalnie okrutni.
Inaczej wyglądała jego relacja z matką, której głównym zajęciem było odwiedzanie lekarza. Trudno było mu spotkać ją w trzeźwym stanie, a kiedy już w nim była, szukała kolejnych dawek. Przebłyski trzeźwości zdarzały się rzadko i były piętnowane przez środowisko, przekonane o tym, że kobieta potrzebowała leków, które uspokajały jej histerię. George zastanawiał się, czy w czasach, których nie miał szans pamiętać, musiała być zachęcana do brania środków. Królowa była w każdym razie przez większość jego świadomego istnienia półprzytomna i mimo tego, że zdarzało jej się przedawkować, nie wyrażała chęci prowadzenia innego stylu życia. Efekty związane z takimi wydarzeniami należały do jego najwyraźniejszych wspomnień. W związku z tym książę w nastoletnim wieku zaczął opiekować się rodzicielką. Nie było to szczególnie trudne zadanie. Wystarczało pilnować ilości używanych przez nią substancji i sprawdzać, czy oddycha. Żeby umilić sobie czas, opowiadał jej o rzeczach, których nie miała prawa później pamiętać.
Mimo wszystko George wiedział, że nie powinien narzekać. Urodził się w końcu w warunkach, o których wiele osób marzy. W kraju, w którym panował jego ojciec, panował kryzys, który najmocniej dotykał najbiedniejszych. Pewnie wiedząc nawet o tym, jak wyglądało życie rodzinne księcia, chętnie zamieniliby się z nim miejscami. Mimo to czasem snuł się po zamku, próbując wydobyć ze swojego umysłu najbezsensowniejsze wypociny. Na podium znajdowały się różne pomysły o opuszczeniu rodziny. Oczywiście myśl o tym, by nigdy już nie musiał słuchać wrzasków ojca ani hałasów generowanych przez rzucane z impetem przedmioty, był bardzo atrakcyjny. Mimo to wiedział, że nie może uciec od swojej sytuacji. Nie przeszkadzał mu w tym żaden wmawiany mu kiedyś królewski obowiązek, lecz jedna osoba, która nauczyła się na nim polegać.
Była to jego matka. Drzwi do sypialni księcia otwierała coraz częściej, a zdarzało się to głównie wieczorem.
— George? — Dźwięk jej paznokci stukających o drewno wskazywało na nerwowość. — Śpisz?
— Nie — powiedział zgodnie z prawdą. Zamiast snu wolał leżeć na środku łóżka i patrzeć w sufit, wymyślając światy, w których miałby lepsze życie. Myślał o takim, w którym królowej udało się rzucić swoje uzależnienia. Do swojego ojca właściwie nie miał życzeń, pomijając to, że najchętniej chciałby go nigdy nie poznać. Kluczową częścią fantazji okazał się jednak pomysł, o jakim tylko czytał w książkach: przyjaciel. Zdawał sobie sprawę z tego, jak dziecinne było jego marzenie. Tego wieczoru jego rozmyślania zostały przerwane przez nawiedzającego go ciągle ducha.
Dał matce czas na wykonanie kolejnego ruchu. Przez jakiś czas jedynie stała przy otwartych drzwiach, jednak w końcu zdecydowała się na zamknięcie ich za sobą i głębsze wniknięcie do komnaty. Słyszał dźwięk jej obcasów uderzających ostrożnie o parkiet. Skończyła przy jego łóżku, gdzie usiadła na podłodze. George zamknął oczy. Przekonany był, że była to jedna z nocy, którą kobieta z jakiegoś powodu chciała spędzić u niego. Na początku myślał, że robiła to przez przymus dzielenia sypialni z królem, a potem wpadł na to, że mogła też bać się o swoje przetrwanie przy okazji wzięcia odrobinę zbyt dużej dawki. Nie wiedział właściwie, dlaczego to robiła. Gdyby był w stanie widzieć siebie jako wartościową osobę, może domyśliłby się, że chodzi o zwyczajne wsparcie emocjonalne, które oferował książę.
Usłyszał szlochanie kobiety. Zmarszczył brwi i podniósł się tak, by siedział na skraju łóżka, tuż obok swojej matki. 
— Mamo? Co się dzieje? — zapytał, sięgając dłonią tak, by ostatecznie spoczęła na jej ramieniu.
— Boję się. — książę obniżył się, by usiąść obok królowej. Zauważył, jak od jej mokrych policzków odbija się jedyny promyk księżycowego światła, wpuszczony do pokoju przez nieszczelnie zasłaniające okno firany. Jakaś część go żałowała niezaciągnięcia kurtyn do końca. Została szybko wygaszona przez tą bardziej odpowiedzialną, a przede wszystkim bardziej świadomą i czułą.
— Czego się boisz? Potrzebujesz, żebym... — Chciał dokończyć to zdanie propozycją o wezwanie osoby lepiej wykwalifikowanej, która mogłaby pomóc z jej emocjonalnym problemem. Szybko przypomniał sobie jednak, że w całym zamku nie było żadnej takiej osoby. Gdy kobieta zarzuciła na niego swoje drżące ręce i ścisnęła go mocno, zrozumiał, że według niej to właśnie on miał nią być.  Bycie jedynym oparciem dla rodzica, kiedy sam był nastolatkiem, wydawało mu się niemiłosiernie niesprawiedliwe. Wciąż tkwiły w nim resztki instynktu, w którym w ciężkich sytuacjach miał kierować się właśnie do swojej matki. Dzięki temu, że większość momentów, w których chciał skorzystać z jej opieki, nie była w odpowiednim stanie, by mu ją zapewnić, łatwo było mu wygasić iskry tego właśnie zaprogramowanego zachowania. Sytuacja miała charakter, który jego podświadomość określiłaby jako nienaturalny, lecz nieunikniony. Wziął więc głęboki wdech i zaczął kreślić okręgi na spoconych plecach matki. Bolała go myśl o tym, że nie był w stanie sobie jej wyobrazić szczęśliwej, ani przypomnieć sobie ostatniego razu, kiedy była w takim humorze. Najprawdopodobniej już jakiś czas jej nastrój się pogarszał, dopóki nie została sprowadzona do dna. W jego myślach pojawiły się szepty o tym, jak bardzo powinien się nienawidzić za przeoczenie czegoś tak ważnego. Zwłaszcza że sam wyznaczył sobie zadanie opieki nad nią.
— Boję się, że będziesz jak ja. — Zdanie było dla chłopaka niejasne. Założył, że chodziło o jej uzależnienia. W swoim umyśle przyznał się do tego, że niekiedy zdarzało mu się rozważać, czy nie łatwiej byłoby przeżyć bezsensowne wyczekiwania na śmierć ojca, gdyby miał ze sobą kompana w postaci środka sporządzonego przez rodzinnego lekarza. Ulga, jaką miały zapewnić doktorskie tynktury, nie wydawała się jednak tak zachęcająca, kiedy w jego pamięci krzątały się wspomnienia o wszystkich najgorszych momentach królowej. 
— Dlaczego? — zapytał. Zanim usłyszał odpowiedź, minęło parę chwil. W końcu puściła go, by przetrzeć policzki.
— Ojciec chce cię wydać za Eleonorę — wyjawiła — chce po prostu pieniędzy jej ojca. — Hrabiankę poznał już w dzieciństwie. Jej imię kojarzyło mu się z małymi obiektami rzucanymi w jego stronę oraz smrodem palących się włosów. Kiedy tylko usłyszał jej imię, poczuł ten właśnie specyficzny zapach.
Chciał zapytać, czy ma wybór. Spojrzał jednak w oczy swojej matki, siedzącej na podłodze jego sypialni i zobaczył na jej twarzy, pozbawionej już jakichkolwiek szlacheckich aspektów, odpowiedzi w postaci znaków starości, których nie powinna mieć kobieta w jej wieku. Stres i leki robiły swoje. Żaden aspekt jej życia nie był jej wyborem. Zgadywał, że podobnie będzie w jego przypadku. Przyciągnął nogi blisko swojej klatki piersiowej. W próbie uspokojenia samego siebie zamknął oczy i oparł czoło o kolana. 
Zastanawiał się, czy pomysł ojca wziął się z chęci wyrządzenia mu krzywdy. Być może widząc to, jak cierpi jego matka, postanowił zafundować mu podobną przyszłość.
— Nie martw się o mnie, dam sobie radę — powiedział to, wiedząc, że jego jedyna nadzieja na normalne życie, które miało zacząć się po śmierci króla, właśnie poległa. Nie tylko nie wierzył w to, że poradzi sobie w przyszłości, ale nie dawał sobie rady nawet i w tamtym momencie.
— Potrzebuję cię — wyznała kobieta. Jego wzrok wrócił do niej. 
— Wiem — powiedział — Brałaś teraz leki? — Instynktownie już znał odpowiedź na pytanie. Zajmował się kobietą, dopóki nie udało mu się sprawić, że zasnęła na jego łóżku. Sam siedział na podłodze, zajęty swoimi rozmyślaniami.
Mimo tego, że nigdy takiej nie doświadczył, czuł tęsknotę za rzeczywistością, w której jest szczęśliwy. Jeśli taka miała szansę istnieć, na pewno w niej się nie znajdował. W półśnie jego wyobrażenia zaczęły przyjmować fantastyczne  barwy, aż w końcu odpłynął i stał na polanie. Był na niej sam. Nie wydawało mu się, żeby ten świat był wiele lepszy od prawdziwego, jednak jego ciężkie poroże szeptało do niego, by się nie ruszał, a na pewno niedługo będzie wolny od zmartwień. Jak głupi wierzył w te obietnice, dopóki nie rozległ się huk strzału. Dla George'a wyjście nigdy nie mogło być tak proste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz