Pewnego dnia poszedłeś do restauracji założonej przez przyjaciela twojego ojca. Usiadłeś przy stoliku i czekałeś na obsługę. W końcu podchodzi do Ciebie osoba. Zwracasz na nią wzrok i uświadamiasz sobie, że nigdy nie widziałeś kogoś piękniejszego. Ma przepiękne, niebieskie oczy, na głowie kapelusz. Czarna muszka okalała jego szyję. Wiesz, że jest to sławny idol. Ma miliony fanów na całym świecie. W ręce trzyma mikrofon. Jest koloru brązowego. Zaczyna śpiewać: "Five Night's at Freddy's...". Uświadamiasz sobie, że to on: Freddy Fazbear. Co robisz?
Praca w pizzerii nie była specjalnie ciężka. A przynajmniej tak wydawało się Song Anowi, który od kilku ostatnich dni dorabiał sobie w pobliskim lokalu. Udało mu się załapać na stanowisko kelnera. Do jego podstawowych obowiązków należało roznoszenie posiłków czy napojów. Czasem też zaśpiewał „sto lat”, kiedy akurat ktoś obchodził urodziny. Nic nadzwyczajnego.
Oprócz samego charakteru pizzerii. Do największej atrakcji tego miejsca należały animatroniki. Song An z początku nie wiedział, czym one właściwie były. Zaskoczył się więc na widok czterech mechanicznych zwierząt, które podczas przyjęć zabawiały dzieci. Roboty te budziły w nim mały niepokój. Głównie ze względu na swój wygląd, a szczególnie o dreszcze przyprawiały go ich oczy. Animatroniki posiadały martwe spojrzenia, ale boski sługa miał przedziwne wrażenie, że ciągle go one obserwują. Nie spuszczały z niego wzroku podczas pracy. A przynajmniej myślał, że właśnie tak było. To dziwne przeczucie starał się tłumaczyć swoimi elektrycznymi zdolnościami. Mechaniczne zwierzęta prąd wprawiał w ruch. Może więc dlatego Song An tak mocno odczuwał ich dziwaczną obecność?
Ten dzień zapowiadał się całkiem normalnie. Boski sługa przyszedł do pracy na popołudniową zmianę. Trwało właśnie przyjęcie urodzinowe. Dzieci biegały wokoło, śmiejąc się i bawiąc. Trzy animatroniki na scenie wygrywały właśnie jedną z firmowych piosenek. Pozostały siedział w swoim kąciku, mrucząc pirackie melodie. Ogólnie rzecz biorąc, wszędzie panował istny chaos.
Song Anowi nawet przez chwilę to jednak nie przeszkadzało. Lubił pracę z ludźmi. Dlatego też szybko założył na siebie swój uniform kelnera i zabrał się za roznoszenie pizzy. Pszenny placek został polany pomidorowym sosem i posypany serem, co sprawiało, że pachniał naprawdę niesamowicie. Boski sługa wiedział, że gdyby nie to, że każdy kawałek ma odliczony z pensji, skusiłby się chociaż na gryza.
Pierwsze zamówienia zostały dostarczone do stolików. Tam Song An starannie ułożył talerze i sztućce, aby goście poczuli się zaopiekowani. Dołożył też dodatkową porcję serwetek — dzieci słynęły z tego, iż bardzo lubiły się pobrudzić.
Z trudem manewrował pomiędzy stolikami, ale z jeszcze większym problemem próbował przemieszczać się wśród nieletnich, którzy nie zwracając większej uwagi, radośnie biegali w kółko. Song An kilka razy prawie się o jakiegoś potknął i upuścił pizzę. Na szczęście miał genialny refleks, więc żadne zamówienie nie spadło na ziemię.
— Poprosimy specjał Freddy’ego! — Usłyszał od klientów. Uśmiechnął się szeroko, zabierając się do spisywania zleconej potrawy.
— Robi się! — odparł radośnie. — Dodać colę lub frytki?
— Oba, zestaw powiększony — odpowiedział mężczyzna, a następnie zerknął na córkę. — Co dla ciebie?
— Pizza z serem! — zdecydowała dziewczynka. — A na deser babeczkę!
Song An pokiwał głową, zapisując zamówienie.
— Zaraz przyniosę — obiecał, chowając notatnik do kieszeni. — W tym czasie polecam rozejrzeć się po lokalu! Mamy naprawdę wiele atrakcji dla dzieci!
Mała dziewczynka pokiwała głową, wymieniła z tatą porozumiewawcze spojrzenie, a następnie wstała od stolika i ruszyła w stronę sceny. Song An odprowadził ją wzrokiem. W tym samym momencie znów ogarnęło go dziwne uczucie. W momencie, w którym zerknął trochę wyżej, prosto w oczy śpiewającego robotycznego niedźwiedzia, przeszedł go dreszcz. Pokręcił głową.
— Skup się na pracy, nie na głupotach — mruknął sam do siebie w drodze powrotnej do kuchni. Tam kucharze skomponowali zamówienie, które Song An zaniósł do stolika. Później pozbierał brudne talerze od innych gości, dwa razy starł podłogę przy scenie (podekscytowane dzieci często upuszczały tam lody), a na sam koniec uzupełnił dekoracje. To znaczy, poszedł do magazynu, skąd z kartonu wyciągnął zapasowe papierowe czapki urodzinowe. Z innego pudełka zabrał garść kolorowych gwizdków. Wszystko to zabrał na salę, aby goście z nich korzystali. Ot, darmowy upominek od Freddy’s.
— Song An, pozbierasz kulki z basenu? — poprosił kierownik. Ledwo widział boskiego sługę, ponieważ ręce aż po samą głowę miał zajęte pluszakami, które najpewniej zanosił do automatów, jako nagrody. — Jakiś dzieciak znowu je powyrzucał.
— Zajmę się tym.
Nie czekając ani chwili, ruszył w stronę pokoju z atrakcjami dla młodszych klientów pizzerii. Tam zabrał się za bieganie kolorowych piłeczek. Cóż, to wcale nie należało do prostych zadań. Tyle samo piłek, ile wróciło na swoje miejsce, tyle dzieci znowu wyrzuciły. Praca ta naprawdę zdawała się nie mieć końca. Na szczęście Song An szybko się nie poddawał i ostatecznie uprzątnął większą część kulek. Zaraz po tym wrócił na salę, aby przyjmować zamówienia i roznosić pizzę.
Wieczór nadszedł, nim boski sługa w ogóle zdążył się obejrzeć. Wkrótce pizzeria opustoszała. Wszyscy zajęli się porządkami, aby przygotować lokal na następny dzień. Animatroniki zostały wyłączone na noc. Opuściły łby, tak, jakby całkiem odeszło z nich życie.
Song An właściwie miał wracać już do domu, gdy w czasie odnoszenia plastikowych kubeczków do magazynu spotkał tam swojego przyjaciela.
George grzebał w pudłach z częściami zapasowymi do animatroników. Pracował tutaj jako mechanik i to on, tak właściwie, pomógł Song Anowi się tutaj zatrudnić.
— Szukasz czegoś? Pomóc ci?
— Sprężyn — wyjawił George. — Chciałem je wymienić Bonnie’mu, ale nie mogę żadnych znaleźć.
— Przesuń się trochę, poszukamy razem.
Mówiąc to, przykucnął obok przyjaciela i zabrał się za otwieranie kartonów. Szybko umazał sobie ręce czarną mazią do oliwienia ruchomych części animatroników, ale w końcu na dnie jednego pudełka udało im się znaleźć kilka odpowiednio dużych sprężyn.
— Załatwione. — W głosie Song Ana udało się usłyszeć zadowolenie. Spojrzał na George’a, ale na jego twarzy nie zauważył podobnej ulgi.
— Coś się stało? — zapytał, zerkając na przyjaciela.
— Mogę powiedzieć, ale… nie będziesz się śmiać?
Boski sługa zdziwił się. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
— Absolutnie! — zapewnił. — Możesz mi powiedzieć o wszystkim!
George zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu wyrzucił z siebie:
— Czy tobie też te animatroniki wydają się takie dziwne?
Song An zmarszczył brwi. Chyba rozumiał, co jego przyjaciel ma na myśli.
— Nie czuję się przy nich pewnie — przyznał. — Mam wrażenie, że ciągle nie spuszczają ze mnie wzroku.
— To samo — przytaknął George. — Nie wiem dlaczego, ale coś mnie w nich niepokoi. Plus ta dziwna sprawa ze stróżami nocnymi…
— Jaka sprawa?
— Co chwilę jest jakiś nowy — wyjaśnił mechanik, ściszając głos. — Żaden nie chce zostać tutaj dłużej niż pięć dni. Ostatnio nawet Mike zrezygnował z pracy.
— Mike odszedł?! — Song An nie potrafił w to uwierzyć. — Widziałem go jeszcze wczoraj wieczorem… Ale jakby się nad tym zastanowić, masz rację, trochę dziwnie wygląda…
— Dzisiaj już go nie będzie — dodał poważnie George. — Szukają nowego stróża na jego miejsce. Póki co, nikt nie siedzi na kamerach.
Song An przyłożył rękę do brody. Cała ta sprawa brzmiała naprawdę dziwacznie.
— Chciałbym dowiedzieć się, o co z tym wszystkim chodzi — mruknął. — To, co tu się dzieje, nie jest normalne.
— Całkowicie się z tobą zgadzam.
W zaciemnionym pomieszczeniu panowała grobowa cisza. Siedzieli w milczeniu, zastanawiając się nad wszystkim, co wiedzieli. Lub czego właśnie nie wiedzieli.
— Zdaje się, że do tych najdziwniejszych zdarzeń musi dochodzić po zmroku — odezwał się w końcu Song An. — Świadczy o tym ciągła rotacja wśród nocnych stróżów.
— To prawda, też o tym myślałem — zgodził się jego przyjaciel. — Zawsze, gdy rano oglądam animatroniki, mam wrażenie, że były one uruchamiane wcześniej.
— Wiem!— zawołał w końcu Song An, zrywając się na równe nogi. — Co ty na to, aby zostać dzisiaj tutaj na noc? Wtedy na własne oczy przekonamy się, co się dzieje!
— Nie sądzę, czy to dobry pomysł — George złożył obiekcje. — Jeśli ktoś się o tym dowie, będziemy mieć kłopoty…
— A kto ma się dowiedzieć? — zaśmiał się Song An. — Sam mówiłeś, że nie ma nocnego stróża. Nikt nawet nie zauważy naszej obecności.
Mechanik rozważał propozycję. W końcu, wstał i skierował się w stronę pobliskiej półki. Ściągnął z niej dwie latarki.
— Schowajmy się gdzieś — zaproponował, podając jeden z przedmiotów Song Anowi. — Zapasowe baterie znajdziemy w biurze.
— Cieszę się, że jesteś w tym ze mną — powiedział z uśmiechem na ustach boski sługa. — Mam nawet pomysł, gdzie nas nigdy nie znajdą! Chodź za mną!
W ciszy przemknęli do bawialni. Tam znajdował się basen z kulkami, do którego piłeczki wrzucał Song An jeszcze tego samego dnia. Teraz bez słowa sam tam wskoczył.
— Nie jestem przekonany — usłyszał głos George’a, pochylającego się nad atrakcją dla dzieci.
— Wchodź, nie marudź.
Mechanik westchnął, a następnie ostrożnie zanurzył się w szale kolorowych piłek. Kilka kulek wypadło i cicho poturlało się po ziemi.
Teraz pozostało im czekać, aż wszyscy opuszczą pizzerię i zamkną lokal. Wtedy będą mogli bezpiecznie wyjść z kryjówki.
Muzyka w końcu ucichła, a ostatnie światła zgasły. Dało się też usłyszeć cichy zgrzyt zamka. Wtedy też odczekali jeszcze kilka minut, aby upewnić się, że nikt ich nie zobaczy.
Pierwszy na salę wyszedł Song An. Rozejrzał się w ciszy. Zdawało się, że pizzeria całkowicie opustoszała. Zapalił latarkę i skierował ją w stronę basenu z piłeczkami. Na ścianie nad nim wisiał zegar. Wskazywał równą północ.
— Chodź, nikogo nie ma — zwrócił się do George’a. Moment później głowa pokryta białymi włosami wynurzyła się z kulek. Mechanik dołączył do Song Ana.
— Co będziemy robić? — zapytał, otrzepując się z konfetti, które jakimś cudem znalazło się w basenie.
— Na razie pozwiedzamy — stwierdził boski sługa. — A później się zobaczy.
George miał zamiar coś powiedzieć, gdy nagle błogą nocną ciszę przerwało głośne:
— Hor, hor, hor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz