Zdrajca został pokonany, królestwo zaś powoli wracało do normalności. Pochowano poległych, rozpoczęła się naprawa zniszczeń, a koszmar minionych tygodni stopniowo ustępował. Książę Bashar miał pełne ręce roboty, biorąc udział w kolejnych naradach, spotykając się z możnymi, z poddanymi, starając się rozwiązać problemy, zaradzić troskom, pocieszyć w żałobie. Poplecznicy Wężownika poszli w rozsypkę, gdy tylko ten łuskowaty łeb gruchnął o kamień traktu, Bashar zaś został postawiony przed trudnym zadaniem osądzenia i ukarania wszystkich tych, którzy przyłożyli rękę do zamachu na koronę. Części z nich magia namieszała w głowie, łamiąc wolę i ducha, i sprawiając, że wierne serca nie wiedziały już, komu mają służyć. Wielu jednak było takich, których skusiły kłamliwe słowa i perspektywa zysku, którzy dali się omamić kłamstwom uważając, że nowy władca lepiej i sprawiedliwiej rozdzieli bogactwo i tytuły, co oczywiście sprowadzało się do tego, że osadzi na lukratywnych stanowiskach tych, którzy mu sprzyjają, nie zaś tych, którzy mają ku temu predyspozycje. Rozprawienie się z tym zatrutym gniazdem węży stanowiło najcięższe i najtrudniejsze zadanie, spędzające sen z powiek księcia, lecz gdy ostatni wyrok podpisano, a winni otrzymali to, na co zasłużyli, w końcu można było przejść do tego, nad czym Bashar myślał od dłuższego czasu i czego wyczekiwał.
Gdy przebywał w niewoli, jego jedyną nadzieją był ratunek od wiernych mu wojowników, ci zaś stanęli na wysokości zadania, oswobadzając królestwo i uwalniając je od wpływu zdradzieckiego Wężownika. Książę Bashar spodziewał się, że jego osobisty czempion, sir Dante, nie pozostanie obojętny i mimo wygnania obróci swój miecz przeciwko zdrajcom, nie spodziewał się jednak, że dołączą do niego również i artyści, których jego paladyn sprowadził na królewski zamek. Ich muzyka wniosła powiew świeżości na zamkowe komnaty, wyglądali też na ludzi drogi, lecz Bashar nie przypuszczał, że którykolwiek z nich postanowi dobyć broni i zaryzykować własnym życiem, by chronić prawowity porządek rzeczy. Nie składali mu żadnej przysięgi, nie musieli walczyć. A jednak, ich potrzeba sprawienia, by rzeczy szły właściwym torem, okazała się silniejsza, niż strach i cokolwiek innego. Książę nie byłby sobą, gdyby w jakiś sposób się do tego nie odniósł.
Popołudnie było słoneczne, ciepłe, złote. Promienie słońca z zaciekawieniem zaglądały do wnętrza sali tronowej, zerkały na twarze zebranych, zerkały na strojne szaty.
Król siedział na swym tronie, lecz ceremonii przewodził książę Bashar, stojący tuż obok, ustrojony w odświętny wams, ciężki płaszcz, książęcy diadem. Spoglądał na szereg postaci, wyczekujących jego słów, stojących karnie u podstawy królewskiego podwyższenia. Jego wzrok przesuwał się od twarzy do twarzy, zatrzymując się to na jego wiernym paladynie, to na dzielnym druidzie, to na piątce bardów, których nigdy nie spodziewał się w takiej sytuacji. Jeden z nich, wciąż opierający się o laskę, zerkał co jakiś czas ku grupie dworzan. Bashar podążył za jego wzrokiem, uśmiechnął się, widząc swą ulubioną aktorkę.
— Zbliż się, sir Dante — powiedział donośnym głosem, odwracając się w stronę zebranych.
Dante uśmiechnął się, pokonał te parę stopni, przyklęknął przed Basharem. Ten zaś odebrał od sługi miecz, klinga zalśniła w promieniach słońca.
— W podzięce za twe męstwo i waleczne serce, składam na twe dłonie ten oto miecz, tknięty magią i modlitwą. Oby służył ci wiernie w miejsce tego, który postradałeś z ręki wroga.
Dante ujął ostrze, uśmiechnął się, przyciągnął je do siebie. Wysadzana rubinami rękojeść zalśniła w promieniach słońca, stal błyszczała charakterystycznymi prążkami skutych razem metali. Sir Dante skłonił się z szacunkiem, wstał, wrócił do szeregu. Książę Bashar wywołał jego towarzysza.
Druid zbliżył się, również przyklęknął przed księciem.
— W podzięce za twą odwagę i niezłomną duszę, składam na twe dłonie tę oto księgę, pełną wiedzy i tajemnic. Oby zawarte w niej słowa okazały się dla ciebie ważne i przydatne, oby jej mądrość stała się kompasem wskazującym drogę.
Virgil skłonił się, odebrawszy swą nagrodę, następnie zaś cofnął, dołączając z powrotem do szeregu. Bashar przesunął się, spojrzał na bardów.
— Zbliżcie się — rozkazał władczo.
Mężczyźni popatrzyli po siebie, podeszli bliżej, przyklęknęli przy księciu.
— Długo zastanawiałem się nad tym, co mogłoby być odpowiednim darem dla ludzi sztuki, żyjących w zgodzie ze swym sercem i tym, co dyktują im niebiosa. Wiem, że pieniądze i przedmioty nie stanowią dla was żadnej wartości, pomyślałem więc, że inny sposób nagrody może być dla was cennym.
Książę skinął głową, gdzieś z boku komnaty zbliżył się jakiś mężczyzna. Odziany w szlachecki strój, mógłby być kimkolwiek. Spojrzał na tkwiących u stóp księcia bardów.
— Oto Norbert Goldworthy, znany kupiec i przedsiębiorca. Moją wolą jest, by zajął się wami, waszymi pieśniami i karierą, by każdy z poddanych w mym królestwie, usłyszał pisane i śpiewane przez was słowa. Wiem, że to właśnie to, bycie usłyszanym i docenionym, jest dla was nadrzędną wartością. Wierzę, że pan Goldworthy pomoże wam osiągnąć to, czego pragną wasze serca.
Jeden z bardów, ten sam, którego sir Dante określał mianem Zapałki, podniósł wzrok, obdarzając księcia szerokim uśmiechem.
— Dziękujemy ci za twą szczodrość, panie, i obiecujemy, że pomoc pana Goldworthiego nie zostanie przez nas pominięta.
Książę obdarzył go uśmiechem, odwrócił wzrok w stronę Norberta. Ten popatrywał na bardów z lekkim powątpiewaniem. Odezwał się cicho, jego głos przeznaczony tylko dla księcia.
— Już ja się nimi zajmę, czy im się to będzie podobało, czy też nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz