Virgil zadawał się z różnymi ludźmi, utrzymywał parę kontaktów ze studiów, łatwo było natrafić w jego liście znajomych na artystów, wiele osób pokrywało się z tymi, które i Dante osobiście kojarzył, jednak Ilara Rickam (czy ki chuj jej było na nazwisko, syren nie usłyszał dobrze przez muzykę w barze), zaproszona na koleżeńskie spotkanie, była zdecydowanie jedną z ciekawszych postaci, z którymi przyszło Dantemu w ostatnim czasie mieć styczność.
Przynajmniej z takiego właśnie założenia wyszedł, bo rozmowa z nią prędko zbiegła na interesujące go ploteczki, pierdółki, narzekanie na aplikacje randkowe, będące niejeden raz głębokim rozczarowaniem dla obojga, choć cele na pewno mieli dużo inne, gdy zakładali swoje profile. Powiedział, że dawno już z usług tego dziadostwa przestał korzystać, odinstalował wszystko i zapomniał, że w ogóle istniały, ta odpowiedziała, że zrobiła podobnie, jednak z dużo mniej zadowalających powodów niż syren.
— Jakie „nie mam szczęścia do kobiet”? Ilara, czy widziałaś siebie w lustrze! — Virgil popatrzył na niego dość wymownie, czarodziejka się nieco zmieszała, nie wiedząc, jak odebrać jego słowa. — Okej, to zabrzmiało źle! Ale chodzi mi o to, że panienki ci powinny z dłoni jeść jak wróbelki, a ty nie potrafisz przygruchać nawet jednej?
Kobieta westchnęła, zakręciła w dłoni pustą szklaneczką po ostatniej ich wspólnej kolejce czystej.
— Nie jestem po prostu najlepsza w… — Zawahała się.
— W…?
Kolejne westchnienie, Dante domówił im kolejkę na odwagę.
— Flirtowaniu — dokończyła Ilara, zerkając po dwójce swoich towarzyszy.
Syren, zamrugał, spojrzał ponad ramieniem kobiety, szkiełka błysnęły zawadiacko. Wilkołak nie odwzajemnił jego entuzjazmu, czując w kościach, co się święci.
— Nie.
— Tak.
— Co? — Ilara zmarszczyła brwi.
— Dante…
— Nauczę cię flirtować. — Wszedł w zdanie przyjacielowi, łapiąc czarodziejkę za ramiona i obracając ją w swoją stronę, żeby nie musiała rozpraszać się tą wilczą marudą. Posłał jej szeroki uśmiech, ciesząc się jak głupi na ten wspaniały, bo przecież przez niego wymyślony, barowy pomysł.
— Poważnie? — W głosie nie brzmiała na szczególnie przekonaną, lecz oczy zabłyszczały się jakąś skromną nadzieją.
— Pewnie. Ja myślę, że już wiem, czego ci przede wszystkim brakuje. Coś słyszałem, że znasz się na sztuce, prawda?
— Trochę.
— To teraz słuchaj tego. — Dante wyprężył się dumnie niczym paw, począł tłumaczyć to jakże witalne dla spragnionej miłości czarodziejki zagadnienie tonem pełnym syreniej głębi, a charakterystyczny półuśmiech błąkał się po ustach. — Flirtowanie to jest jak taka sztuka. Finezyjna. Urokliwa. Uwodzicielska. Wystawiasz się jak jebane arcydzieło przed kimś i powinien on od razu ogarnąć, że jesteś dokładnie tym obrazem, któremu wszyscy cykają fotki.
Ilara patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu.
— Okej.
Syren cmoknął, spróbował inaczej.
— Albo jakaś laska jeszcze nie wie, że ciebie chce, ale ty wiesz to za nią. Wiesz, że będzie chciała twoje zdjęcie. Rozumiesz, o co chodzi?
Tym razem wyszło nieco lepiej, kobieta pokiwała głową, zaraz jednak niepewnie zaprzeczyła, kręcąc nią na boki. Dante westchnął, z przyzwyczajenia poprawił kołnierzyk jej koszuli.
— Pewność siebie, moja droga, jest kluczem do sukcesu. Masz mieć jej od chuja. Ma się z ciebie wylewać i tryskać w oczy wszystkim panienkom, masz je oświecić, pokazać, czym jest prawdziwa sztuka, bo do tej pory żyły pod jebanym kamieniem. A dlaczego?
— Dlaczego? — Spodziewał się już odpowiedzi, nie pytania, ale dobra, niech będzie, zasadzi jej tego motywacyjnego kopa w dupę.
— Bo nie znały, kurwa, ciebie! — Klepnął ją w pierś, nie zwrócił uwagi na Virgila spoglądającego na jego ucznia z jakimś współczuciem. — Nie czekaj, Ilarka, tylko bierz je między łapy i nie puszczaj, bo ci okazja sprzed nosa spierdoli. — Objął czarodziejkę ramieniem, wystawił zachęcająco rękę przed siebie, pokazując jej cały urodzaj barowych dziewczyn czekających za swoją doskonałą brunetkę. — A teraz lecisz, wyrywasz którąś.
— Teraz?
— No kto ci się podoba stąd? — Szybkie, profesjonalne oko weterana-amanta wychwyciło samotną duszę siedzącą niedaleko od nich. — Tamta, patrz. Sama siedzi. Do boju, żołnierzu! — I pchnął ją w stronę stolika, pogonił dodatkowo machnięciem ręki, gdy Ilara rzuciła mu nieco niepewne spojrzenie przez ramię.
Pozbierała się jednak dziewczyna, wzięła głęboki oddech, spróbowała odnaleźć w sobie te pokłady wygórowanego ego. Może część tego syreniego na nią spłynęła, bowiem następne kroki już były bardziej sprężyste, mające konkretny cel i powód, przyciągnęły uwagę zasiadającej przy stoliku dziewczyny. Ilara podeszła, szybko zagadała, oparła się o blat, Dante od razu zanotował sobie w głowę, że trzeba będzie popracować nad jej pozami. Lecz ogół wyglądał znośnie, potencjalna kandydatka na żonę nawet się uroczo zaśmiała, co widocznie Ilarę podbudowało. Do czasu, aż za plecami czarodziejki pojawiła się kobieta postawna, wysoka, według zmysłów Virgila wilkołaczka, dzierżąca w dłoniach kufel piwa i drinka z oliwką. Dłonie nowoprzybyłej, prawdopodobnie partnerki właśnie podrywanej na pewność siebie dziewczyny, zacisnęły się mocniej na szkle, Ilara zdążyła jedynie zerknąć w górę, zanim trunki zmieszały się ze sobą i wylały jej się na głowę.
— Chuj, Ilarkę nam oblali! — Dante zrobił zgrabny zwrot, zawołał szybko barmana, poprosił o jeszcze jednego szota. — Dobra, czas na przyspieszoną naukę drugiej porady.
Virgil z zaniepokojeniem wbił wzrok w różowe szkiełka, zerknął przelotnie na dziejącą się za plecami syrena niewielką awanturę.
— To znaczy?
Półuśmiech, drapieżny, niezwiastujący niczego dobrego wypłynął na usta. Dante wypił podstawiony mu alkohol, szarpnął w górę za rękawy koszuli, ruszył na pomoc Ilarze.
— Napierdalanka zawsze zapada potencjalnym randkom w pamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz