24 listopada 2023

Od Ilary - Emocje

Był to jeden z tych letnich wieczorów, w których słońce zdaje się nie kończyć swej wędrówki na niebie, chcąc jak najdłużej spoglądać na rozświetlone swymi promieniami krajobrazy, uśmiechnięte twarze ludzi cieszących się ciepłą pogodą. W powietrzu odczuć się dało duchotę i wilgoć, co nieszczególnie dziwiło Ilarę. Czego innego mogłaby spodziewać się po Solmarii. Dziewczyna nie myślała, że kiedykolwiek znów zawita na rodzimych ziemiach, raz jeszcze usłyszy znajomy szum fal, ponownie spojrzy w upstrzone pomarańczem i różem niebo, w które niegdyś z wytęsknieniem wpatrywała się godzinami, modląc się o lepsze życie. Interesy i potrzeba odpoczynku od pirackiego żywota okazała się jednak znacznie silniejsza od osobistych urazów, Ilara nie chciała przekładać własnych problemów ponad fizyczne wyczerpanie własnych kompanów. Ostatnie tygodnie spędzili na morzu, powoli tęskniąc za brzmieniem miejskiego gwaru, za zapachem spalin i tanich trunków. Solmaria była najbliższym lądem, do którego dopłynęli, a Ilara nie miała serca, by zawrócić, skazując towarzyszy na kolejne dni żeglugi. Dlatego właśnie, gdy reszta załogi pobiegła plątaniną miejskich uliczek, dziewczyna pozostała samotnie na pokładzie, wsłuchując się w unoszone przez wiatr melodie, przytłumione pieśni wygrywane przez ulicznych grajków oraz radosny śpiew wtórujących im przechodniów. Ilara przymknęła oczy, instynktownie nucąc dobrze znane jej utwory. Przez chwilę zdawało jej się, że cofnęła się w czasie, że znów jest jedynie młodym, naiwnym dzieckiem, któremu zdaje się, że świat przyjmie ją z otwartymi ramionami, że los uśmiechnie się do niej, gwarantując piękne, pełne radości i ciepła życie. Wspomnienia zniknęły równie szybko, jak się pojawiły, pozostawiając po sobie jedynie samotnie ściekającą po policzku łzę. Była w domu, w ojczyźnie, a jednak czuła się, jakby po raz pierwszy postawiła stopę w nowym, jakże obcym dla niej miejscu. Czy gdyby wtedy nie uciekła, gdyby zgodziła się przejąć rodzinny biznes, gdyby wyszła za mężczyznę, którego nie kochała, czy byłaby choć odrobinę szczęśliwsza? Nie, głupia. Dlatego uciekłaś. Dziewczyna westchnęła ciężko, musiała czym prędzej znaleźć sobie zajęcie, bo inaczej sczeźnie na pokładzie, przygnieciona przez własne myśli.
– Przeszkadzam? – Znajomy głos raz jeszcze wyrwał Ilarę z melancholii. – Pomyślałam, że przyda ci się towarzystwo. Jak się trzymasz?
Ruimelle stała tuż przed nią, skąpana w blasku zachodzącego słońca, wyglądając jeszcze piękniej, niż zazwyczaj. Ilara nie potrafiła opisać emocji, które wzbierały w niej za każdym razem, gdy widziała swą ukochaną. Emanowało od niej pewne osobliwe ciepło, jakoby Ruimelle nie była jedynie człowiekiem, a personifikacją samego słońca, które zdecydowało się zaszczycić Ilarę swą obecnością. Pożegnać ten ostatni raz, nim uda się na spoczynek, ustępując miejsca zimnej i złowrogiej nocy.
– Nie najlepiej. Przepraszam, że nie mogę być tam z wami. – Ilara posłała jej przepraszający uśmiech. – Tańczyć się i bawić aż do świtu.
– Właśnie dlatego wróciłam. – zaśmiała się – Nie potrafiłam dobrze się bawić, wiedząc, że siedzisz tu sama. Wiedziałaś, że w mieście jest teraz karnawał? Co ja mówię, na pewno wiedziałaś. – Wydawała się z lekka zakłopotana własnymi pytaniami - Zatańczymy? Nie możesz przegapić takiej okazji.
Ruimelle wyciągnęła ku niej dłoń, kłaniając się nisko, próbując zachęcić swą towarzyszkę do skorzystania z propozycji. Ilara z początku wahała się z odwzajemnieniem gestu, bała się, że wraz z chwilą, w której poda jej dłoń, przywiąże się na dobre, podpisując własny wyrok, który w przyszłości wyrwie jej serce z piersi i wyrzuci na dno oceanu. Mimo wszystko nie potrafiła się powstrzymać. Splotła ze sobą ich palce, z lekkim uczuciem niepewności obejmując partnerkę w talii. Przyciągnęła Ruimelle bliżej siebie, być może zbyt blisko, czując się tym faktem niezwykle onieśmielona. Partnerka nie protestowała jednak, stawiając pierwsze kroki w rytm wciąż unoszonej przez wiatr muzyki, spokojnej i jakże pięknej. Do osobliwej symfonii wkrótce dołączył również rosnący w siłę szum fal, rozbijających się rytmicznie o burtę galeonu. Zdawać by się mogło, że morze samo wygrywało im melodię, odpowiadało na pełne pożądania spojrzenia, które obie kobiety ku sobie posyłały. W blasku zachodzącego słońca tańczyły jednak nie tylko one, lecz również ich rzucane na pokład cienie, zamknięte w swym własnym, niezrozumiałym dla nich tańcu. Cienie tego, kim niegdyś były, cienie niespełnionych marzeń i niedopowiedzeń, które pomimo upływu lat wciąż ciążyły im na sercu. Każdy ruch, który wykonują, jest jedynie odzwierciedleniem ich emocji, uczuć, które od tak dawna chciałyby wykrzyczeć sobie wzajemnie w twarz, lecz ostatecznie decydują się milczeć, w obawie przed stratą kolejnej najbliższej sobie osoby. Dwie jakże tragiczne bohaterki życiowego dramatu. I właśnie wtedy, gdy słońce ginęło w morskiej tafli, gdy muzyka dochodząca z miasta rozbrzmiewała coraz głośniej, jakby przygotowując się do wielkiego finału, Ilara ujęła w dłonie twarz ukochanej, nim złożyła na jej ustach delikatny, lecz jakże przesycony pragnieniem i uczuciem pocałunek. Czas zdawał się stanąć w miejscu, gdy Ilara czekała na reakcję Ruimelle, niczym skazaniec z przerażeniem wyczekujący własnej egzekucji. Partnerka odwzajemniła gest, obdarzając Ilarę równie czułym pocałunkiem.
– Kocham Cię. – Ruimelle wypowiedziała owe dwa słowa, których Ilara wyczekiwała od tak dawna.
– Ja ciebie też.
Ilara złożyła na jej ustach kolejny pocałunek, po raz pierwszy od dawna czując się szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz