27 listopada 2023

Od Cheoryeona – Oczy

Upadł na ziemię, w ostatniej chwili złagodził nieco rękami bliskie spotkanie z gruntem. Czując pulsujący ból na lewym policzku, skrzywił się mocno. Dawno tak solidnie nie oberwał. Ostatni raz był kiedy? Chyba w poprzednim wcieleniu. Tak, wtedy jak... Cóż... Zdarzyło się to, czemu on głupi nie zdołał zapobiec.
Stęknął cicho, podniósł głowę.
Nad nim stała grupka chłopców w tym samym lub zbliżonym do niego wieku. Na przodzie znajdował się blondasek o nieprzyjemnym spojrzeniu i głupkowatym wyrazie twarzy – Olivier. Uśmiechnął się szyderczo, złapał małego jasnowidza za koszulkę.
— Jak nie chcesz nam pokazać, sami to sprawdzimy — powiedział, pociągając go do góry. — Zobaczmy twoje oczy.
Oczy Cheoryeona. Kiedyś sam posiadacz je uwielbiał. Łączyły kolory mamy oraz taty, do tego dzieciaki na rodzinnym podwórku mu zazdrościły, a tęczówki zdobywały dodatkowy punkt na tym, że i szara, i brązowa mu pasowała. Lubił się w ten sposób wyróżniać.
Opinia niestety zmieniła się po trafieniu do sierocińca. Już na progu spotkał się z problemami: mało brakowało, a zakonnice w ogóle by go nie wzięły. Z powodu oczu! Uważały bowiem, że takie dwukolorowe są nie tylko oznaką dwulicowości, ale też brakiem symetrii, symbolu idealności, perfekcjonizmu, czyli w sumie przeciwieństwem ideału. Jedna zakonnica nawet stwierdziła, że prędzej przyjęłaby z otwartymi rękami rogate dziecko. Szmata stara, same były dwulicowe, stare bapsztyle jedne.
Na początku siostry zmusiły go do noszenia przepaski na oku. Padło na to szare, ponieważ brązowe nadawało łagodniejszego wyglądu. Chciał się niesamowicie buntować, lecz Suyeon powiedziała, że powinien przynajmniej trochę wytrzymać. Nie mieli możliwości stawać przeciwko dorosłym, a czarodziejka słyszała, że inny sierociniec, który był skory ich przyjąć, krył w sobie jeszcze gorszą reputację.
Tak oto Cheoryeon zaczął chodzić z przepaską. Pierwsze trzy dni ubolewał, potem przez tydzień udawał pirata (nawet mówił z akcentem), przez kolejne dwa tygodnie wrócił do normalnego zachowania, a następnego zaczął potajemnie zdejmować przepaskę, bo już zaczynała go irytować.
Inne dzieciaki na początku wierzyły, że po prostu coś sobie zrobił i musiał leczyć oko. Z czasem jednak zaczęła krążyć plotka, że stracił całą gałkę (ta, zgubił ją pod prysznicem któregoś dnia). Później ktoś podsłuchał rozmowę zakonnic i rozgłosił wszystkim, że to po prostu dwukolorowe oczy. Tyle że informacja nie zmniejszyła zbytnio ciekawości. W końcu siostry zakonne mówiły w kółko o symetrii, jej braku powiązanym z piekłem i tak dalej, aż korciło to młodych, żeby wszystko zobaczyć na własne oczy.
Olivier nie zwlekał. Któregoś dnia dopadł wraz ze swoją ekipą Cheoryeona, zaciągnął go za budynek kościółka, czyli tam, gdzie nikt nie widział. Po sprzedaniu chłopakowi kilku słów w języku pięści złapał biedaka za kołnierz i bez ogródek wolną dłonią pochwycił sznureczek przepaski.
O dziwo jasnowidz się nie wiercił. Z początku chciał wykorzystać tę okazję, by oddać z nawiązką (a przynajmniej spróbować, bo w prawdziwym starciu szans jako takich nie miał), lecz uznał, że jeśli ujawni swoje oczy, to może już więcej nie będzie musiał jednego zakrywać. Szkoda tylko, że pomyślał o tym dopiero teraz.
Przepaska lekko opadła na trawę, lewe oko ukazało się w pełnej swej krasie. Wszyscy zbliżyli się na tyle, na ile mogli, uważnie obserwując tęczówkę.
— Myślałem, że będzie całe czarne — rzucił jeden dzieciak.
— Albo czerwone jak u diabła — dodał inny.
— I tak wygląda okropnie — rzekł Olivier z miną przedstawiającą dziką mieszankę grymasu i szyderczości.
Cheoryeon odruchowo uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
— Zakonnice mają za dobre serce — mówił dalej blondyn (gdyby nie sytuacja, to Moon zacząłby się śmiać). — Wzięły takiego pomiota z czeluści, nie patrząc na nasze bezpieczeństwo.
Tak, bezpiecznie to oni na pewno nie mogli się tutaj czuć. Zaraz im jasnowidz zrobi prawy sierpowy, lewy prosty, w podbródek, w czułe miejsce kopniak, hydży, hydży, bum, nokaut, K.O.! Ach, szkoda, że to nie to życie...
Minął dopiero miesiąc, odkąd trafił do sierocińca, a nienawidził tu zakonnic, Oliviera, większości dzieci, całego tego miejsca, zakonnic, zadupia, Oliviera, normalnie masarka totalna. Ze wszystkich i wszystkiego lubił tylko Suyeon, a przecież nie była nawet stąd! Dobra, w sumie jeszcze siostra Emilia była dla nich miła, ale widział wyraźnie, że nie miała ona szans w starciu z resztą sióstr. Z tyłu głowy przesiadywało przeczucie, że młoda zakonnica długo tutaj nie pobędzie, ale jednocześnie nie chciał tego sprawdzać w przyszłości. Wolał nie wiedzieć, zrobić sobie iluzję.
Usłyszał dość nieprzyjemny, nie, wręcz obleśny dźwięk. Spojrzał na wciąż trzymającego go za kołnierz Oliviera, który niespodziewanie głośnym charknięciem zebrał ślinę w ustach. Nim Cheoryeon zdążył zareagować, coś mokrego poleciało prosto do jego oka.
Nie.
Nie.
Olivier tego nie zrobił.
Nie zrobił.
Spuścił lewą powiekę, miał wrażenie, że zaraz odda dzisiejsze marne śniadanie.
— Jak ŚMIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEESZ!
Jeden ruch i przywalił z główki prosto w nos Oliviera. Blondyn puścił koszulkę, zachwiał się, chwilę musiał odzyskiwać równowagę. Pachołki oglądały sytuację z niemałym zaskoczeniem, lecz żaden nie wkroczył do akcji, gdy jasnowidz, wykorzystując nieuwagę ich lidera, zasadził kolejny cios w dokładnie to samo miejsce, aż z nozdrzy ciurkiem poleciała krew.
— TY WIESZ, ILE MOJE OCZY SĄ WARTE?! — darł się na całe gardło. — WIĘCEJ NIŻ TEN CAŁY WALONY BUDYNEK I WSZYSTKIE WASZE ŻYCIA RAZEM WZIĘTE! UMIESZ TO CHOCIAŻ POLICZYĆ, UMIESZ CZY TWOJA MATMA KOŃCZY SIĘ NA DWA PLUS DWA, BO TYLE MASZ ILORAZU INTELIGENCJI?!
Oczywiście, że te wrzaski w końcu do kogoś dotarły. Przybiegły inne dzieciaki, które zaczęły oglądać widowisko, potem Suyeon musiała opanować sytuację, a na sam koniec z tupotem przytoczyła się najgrubsza z zakonnic i tym swoim drapiącym uszy gorzej niż paznokcie po tablicy głosem zakończyła imprezę.
Finał historii?
Cheoryeon przez kolejne dwa tygodnie nosił przepaskę, ale tym razem dlatego, że dostał zapalenia spojówki. Nie można jednak pominąć jego radości, gdy zobaczył, jak swoimi atakami zdołał skrzywić Olivierowi nos. Był tak dumny z siebie, że pokazał temu debilowi, na co go stać.
A mógł tego nie robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz