Kiedy Hugo po raz pierwszy zobaczył Alicję, pomyślał sobie, że już wie, od kogo będzie pożyczał notatki. Dziewczyna nigdy się nie spóźniała na wykłady, zawsze miała za to przy sobie książkę, z mniej przewidywalnych rzeczy umiała jak nikt kantować w karty. Burza czarnych włosów swawolnie okalała ładną, bladą twarz, bystre oczy, schowane za okrągłymi oprawkami i trochę rozkojarzone, skanowały tekst na tablicy. A któregoś razu tak zagięła Hugona celną i ostrą repliką na jego wypowiedź o funkcjach metafory, że spadłyby mu kapcie, gdyby je miał.
Stopniowo zaczęli częściej rozmawiać. Może Hugo nawet zaczął jej wypatrywać na wydziałowych korytarzach. Krótko później filologia okazała się jednak nie najlepszym pomysłem, zmienił kierunek na biologię, ale miał kontakt ze starymi znajomymi, wydziały nie były znowu tak daleko od siebie. Z Alą też udało mu się zamienić od czasu do czasu kilka słów, a w końcu – myślał o tym już jakiś czas – zapytał dziewczynę, czy chciałaby z nim gdzieś wyskoczyć. Zgodziła się, więc zaczął opracowywać najlepszą randkę świata.
Alicja była uprzejmie zdziwiona, kiedy zapowiedział jej, że powinna ubrać się ciepło i założyć wygodne buty, bo idą późnym wieczorem do lasu. Ze śmiechem, podszytym lekkim niedowierzaniem, zapytała, czy powinna się bać.
– Mam plan.
– Zdradzisz coś? Brzmiałeś wcześniej dość tajemniczo.
– Spodoba ci się. Mam nadzieję.
– Jasne – w głosie zagościły miękkie tony. – Do zobaczenia.
Chłopak zerknął na stos piętrzących się notatek. Za dwa dni miał mieć duży egzamin z wprowadzenia do mykologii, ale przecież najlepiej uczy się w praktyce.
W lesie było ciemno i cicho. Pora nie była jeszcze późna, ale jesienią ściemniało się szybko, a w dodatku znajdował się daleko od sztucznych źródeł światła. Musieli chwilę poczekać, aż oczy przyzwyczają się do półmroku: inaczej nie mogliby zaobserwować zjawiska.
– Las wygląda zupełnie inaczej po zmroku – patrzyła uważnie na rysującą się niewyraźnie ścieżkę, powoli stawiała kolejne kroki. – Chyba nigdy tak późno tu nie byłam.
– To by było ładne miejsce, żeby tu mieszkać – zauważył z kolei Hugo.
– W sąsiedztwie dzików i wiewiórek?
– Może by mnie polubili, jakbym im czasem podrzucał jakieś orzeszki?
– Większość sobie bardzo dobrze radzi sama – zaprzeczyła. – Nie ma co ich tak uzależniać. Swoją drogą, czytałam ostatnio artykuł o projekcie obywatelstwa zwierząt…
Rozmowa popłynęła w kierunku rozważań, choć mówiła głównie dziewczyna. Hugo potakiwał, choć coraz częściej odpływał myślami, szukając charakterystycznego, zielonkawego poblasku. Dałby głowę, że gdzieś tu powinny być, niedawno spacerował tu za dnia i znalazł stanowiska interesującego go gatunku.
W końcu tam trafili. Grzyby nie zawiodły, trafiły się w dodatku młode, mocniej świecące osobniki; licznie porastały powalony pień.
– To jest to?
– Tak. Lampka na żarówki może się schować, co?
– Piękne – dziewczyna ukucnęła, musnęła łagodnie palcami blaszki. – Wyglądają jak zaczarowane. Jakby spadło trochę światła z gwiazd. Albo mieszkały tu świetliki.
– O, blisko. To bioluminescencja.
– Polubiłeś się tam z trudnymi słówkami
– A myślałem, że na filologii też ci czasem imponowałem.
Liczył, że rzuci jakąś kontrą, ale tylko się zaśmiała. Ładnie, choć miał wrażenie, że raczej z uprzejmości.
– Bioluminescencja – powtórzyła powoli. – To będzie, hm, żywe światło?
– Żyjące albo zimne, tak, mądralo. W przypadku opieńki miodowej, którą tu mamy, nazywa się foxfire.
– Lisy się z nimi lubią?
– A to akurat od „faux fire”, czyli fałszywy płomień.
– Jak ognik, który nęci nocnych wędrowców.
– Drzewa powinny się strzec, ludzi nie rusza – wyprostował się, uniósł ręce w gardzie. – W razie czego znam kilka chwytów karate.
Chwila ciszy. Alicja nawinęła pasmo włosów na palec, przy ruchu ręką otarła się lekko o bark Hugona.
– Można by przy tym napisać jakiś wiersz – zerknęła, ile światła odbija się w dłoni. – Zupełnie inaczej niż przy sztucznym świetle.
– W trakcie wojny żołnierze je wykorzystywali, żeby pisać listy – rzucił. – Także jakbyś miała wydawać tomik, to da się, chętnie przeczytam. Pisałaś już coś kiedyś?
– Nie, nie – machnęła niedbale dłonią. – A przynajmniej nic, co chciałabym pokazać światu.
– Może czekają tam w szufladzie i świecą jak opieńka. Tylko ktoś musi to zauważyć.
– Problem w tym – zauważyła – że jeśli ktoś otworzy szufladę, nie będzie już ciemno.
Miała coś w sobie z poetki. Zawsze dobrze analizowała teksty, był ciekawy, jak radzi sobie z własnymi.
– Kupimy ci porządne zasłony.
– Doceniam – uśmiechnęła się, zaraz westchnęła. – Nie wiedziałam, że las nocą jest taki piękny. I żywy. Mam wrażenie, jakbyśmy trafili na salę balową duchów leśnych.
Hugo rozejrzał się dookoła. Szczęśliwie, nie zapowiadało się na to, by gdzieś w pobliżu czaiło się jakieś towarzystwo, choć w lesie zawsze ktoś przecież był. Wyciągnął za to dłoń w kierunku Alicji:
– Zatem może chciałaby pani zaszczycić mnie pierwszym tańcem tego wieczoru?
– Tu? Teraz? – rozejrzała się z konsternacją. – Nie ma muzyki.
– Właściwie, grzyby mają swoją muzykę… – chciał już zaczynać wykład o genialnym artykule, który niedawno czytał na ten temat, w ostatniej chwili ugryzł się w język. – Mamy szum drzew, świerszcze. Idealna kapela.
– Nie przypuszczałam, że jesteś romantykiem – wstała, otrzepała kolana z mchu.
– Ja jestem, droga pani – skłonił się nisko – profesjonalnym romantykiem. Ale tylko na wyjątkowe okazje. I dla wyjątkowych osób.
– Myślisz, że to dobry pomysł?
– Bycie romantykiem? – udał, że się wzdryga. – Beznadziejny, ale przepadło.
– Miałam na myśli taniec.
– Nie zastanawiałem się – trzymał wciąż rękę w górze. – Improwizacja czasem się sprawdza.
Ujęła jego dłoń, choć dość niepewnie, zaczęli tańczyć. Powoli, spokojnie, w rytm dźwięków lasu. Trochę przypominało to walca, trochę po prostu spacer, ale Hugo w tym momencie bardzo mało myślał o tym, jakie kroki powinien wykonać.
Nachylił się wreszcie, musnął wargami usta Alicji. Dziewczyna uniosła podbródek, w oczach odbił się na moment zielonkawy blask.
– Hugo? – zagaiła, nim znów się nachylił. Wyglądała, jakby szukała odpowiednich słów, które nie bardzo chciały jej przejść przez gardło.
– Tak?
– Zostańmy przyjaciółmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz