– Ej, ty! Łapy przy sobie!
Ilara zdążyła jedynie podnieść wzrok, nim poczuła, jak zimne, niezwykle przy tym cuchnące piwo ścieka jej po plecach, a wilgotne ubrania przyklejają się jej do ciała. Jeszcze tego jej brakowało. Na twarzy stojącej przed nią kobiety, sprawczyni całego zamieszania, pojawił się jakże obrzydliwie zwycięski uśmieszek. W tamtej chwili Ilara nie marzyła o niczym innym, niż o tym, żeby sprawić, że zniknie i nie pojawi się już nigdy więcej.
– Ty cholerny kundlu! – krzyknęła, mając nadzieję, że Virgil ani nie usłyszał uwagi rzuconej w stronę innej wilkołaczki, ani specjalnie się tym nie przejmie – Gdzie twoje maniery?!
Nieznajoma burknęła coś pod nosem, jednak Ilara była zbyt zirytowana, żeby się tym przejąć. Czas zdawał się stanąć w miejscu, a rozbrzmiewająca w barze muzyka oraz uniesione, wyraźnie zainteresowane całym zajściem głosy pozostałych klientów, wydawała się wręcz wygłuszona. Liczyła się jedynie wilkołaczka i ten jej wkurzający uśmiech. Ilara nie myślała o konsekwencjach tego, co planowała zrobić - czuła się jak za dawnych lat, gdy znacznie częściej myślała pięściami, niż głową i właśnie teraz, w tej jakże wyjątkowej sytuacji, raz jeszcze zdecydowała się na powrót do dawnych metod. Miała nadzieję, że pomimo upływu lat ciało nie zdążyło zapomnieć starych sztuczek.
– Nic nie powiesz? – Wilkołaczka skrzyżowała ręce na piersiach. – To zjeżdżaj.
Ilara nie odpowiedziała, a jedynie podwinęła rękawy koszuli, by następnie wycelować pięścią prosto w żuchwę oponentki. Barowy zgiełk nagle ucichł, a jedynym, co dało się usłyszeć, był głuchy jęk bólu i trzask drewnianej posadzki. Nieznajoma zatoczyła się, z zaskoczeniem przykładając dłoń do miejsca uderzenia. Wilkołaczka momentalnie zmrużyła oczy, ocierając ściekającą z ust strużkę śliny.
– Już nie żyjesz.
– Zobaczymy. – Ilara nie kryła satysfakcji. Dziewczyna nie miała pojęcia, z kim zadziera.
Wtem, jakby wyrastając z ziemi, u jej boku pojawił się Dante z wymalowanym na twarzy zabójczym wręcz uśmiechem.
– Niezły cios.
– Dzięki, akurat w tym radzę sobie znakomicie. A przy okazji uczę się od najlepszych. – Zaśmiała się, wymownie spoglądając w stronę Dantego.
Jak na zawołanie obydwoje rzucili się na wilkołaczkę, która znacząco górowała nad nimi pod każdym względem. Wyglądała na silną i w gruncie rzeczy dokładnie taka była, jednak rosła postawa niosła za sobą również pewną niezgrabność. Dziewczyna zwyczajnie nie miała cela. Każde wyprowadzane przez nią uderzenie niosło za sobą świst powietrza i pewną dozę wdzięczności, że nie zdołało ono trafić ani w Ilarę, ani w Dantego. Prywatne porachunki szybko przerodziły się jednak w jakże publiczny spektakl obserwowany przez niemal wszystkich klientów baru - każdy wymierzony cios, niezależnie od tego, od której ze stron pochodził, wywoływał podniosłe okrzyki, gwizdy i brawa tłumu, wykrzykującego w najlepsze cechy aparycji osoby, której kibicowali. Niektórzy, ci bardziej pijani, wszczynali własne bójki z innymi poszukującymi zaczepek, rozlewając przy tym trzymane w dłoniach trunki. Ilara nie spodziewała się, że jej nieudane podrywy zdołają doprowadzić do aż takiego chaosu i nieładu. Nie czuła jednak wyrzutów sumienia, ciężko powiedzieć, by w ogóle poświęciła całej sytuacji więcej uwagi - buzująca w jej żyłach adrenalina i wściekłość rosnąca wprost proporcjonalnie do ilości czasu, przez jaki musiała oglądać twarz wilkołaczki, skutecznie uniemożliwiały jej skupienie się na niczym innym, niż na walce. Nieznajoma nie radziła sobie zbyt dobrze. Ilara i Dante skutecznie zadbali o to, by nie dać jej szansy na unik, zmuszając ją tym samym do przyjęcia przynajmniej jednego ciosu. I być może walka trwałaby jeszcze dłużej, kończąc się nokautem przeciwniczki, jednak nagłe pojawienie się migających czerwono-niebieskich świateł i przeszywającego dźwięku policyjnej syreny sprawiły, że Ilara, Dante, jak i wiele innych osób szybko porzuciło wojownicze nastawienie, czym prędzej biorąc nogi za pas. Ściśnięci przez tłum, próbujący jednocześnie odnaleźć Virgila, szybko stracili się z oczu. Ilara przeklęła pod nosem, starając się mimo wszystko wypatrzeć towarzyszy, jednak na próżno. Trudno, znajdą się potem. Ilara wierzyła w nich obu i podświadomie wiedziała, że na pewno dadzą sobie radę. Po cichu modliła się jednak, żeby Dante w przypływie adrenaliny nie przywalił przypadkiem nieodpowiedniej osobie, pogarszając swoją sytuację. Ilara machnęła więc ręką i sama ruszyła biegiem przez plątaninę podobnie wyglądających uliczek, nim w końcu zdyszana oparła się o ścianę. Dopiero teraz dotarło do niej, w jak tragicznym była stanie - zarówno ubrania, jak i włosy cuchnęły alkoholem, klejąc się do ciała i wywołując u dziewczyny odruch wymiotny. Ilara czym prędzej zdjęła z siebie koszulę, zostając w samej podkoszulce, która, choć również wilgotna, przynajmniej nie śmierdziała tak, jak reszta odzienia. Ilara wyjęła telefon z kieszeni i wysłała wiadomość do Virgila, żeby upewnić się, że na pewno wszystko z nimi w porządku.
– Tragedia. – rzuciła do siebie pod nosem
Dziewczyna już spokojniejszym krokiem ruszyła wzdłuż uliczki, marząc o tym, żeby znaleźć się już we własnym mieszkaniu i zmyć z siebie upokorzenie tego wieczoru. Że też ze wszystkich kobiet w barze musiała trafić akurat na taką z nadpobudliwą dziewczyną. Była zmarznięta, wściekła i rozżalona. Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet idącej z naprzeciwka dziewczyny, a tym bardziej nie zakodowała tego, że uderzyła ją ramieniem. Zorientowała się dopiero w chwili, w której nieznajoma syknęła z bólu, tracąc równowagę. Na szczęście Ilara w porę odzyskała świadomość i złapała dziewczynę, pomagając jej się podnieść.
– Przepraszam, ciężka noc. – Ilara rzuciła bardziej do siebie, niż do niej, chcąc jak najszybciej kontynuować wędrówkę.
– Zauważyłam. – Nieznajoma brzmiała spokojnie, zdawała się nie mieć Ilarze nic za złe. – Czekaj, to od ciebie zaczęła się ta cała bójka, prawda? Współczuję. – Zmrużyła oczy, lustrując Rackham od stóp do głów. – Też byłam w tym barze, ale szybko się zmyłam, żeby sama przypadkiem nie dostać.
– Mądra decyzja. – Ilara skinęła głową. Naprawdę chciała już iść. – Przepraszam, ale chciałabym już wrócić do domu i się przebrać. Rozumiesz.
Rackham odwróciła się na pięcie, jednak zdążyła przejść tylko kilka kroków, nim usłyszała za sobą stukot butów o chodnik i poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
– Słuchaj, może pożyczę ci jakąś koszulkę albo sweter? Żebyś nie przemarzła. Jeśli chcesz, mogę nawet użyczyć ci prysznic i zaprosić na kawę, mieszkam niedaleko. – Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię, jakby zdając sobie sprawę z absurdu proponowania takich rzeczy nieznajomym. – Nie ukrywam, że to…wszystko, co się wydarzyło, było całkiem imponujące. I może odrobinę atrakcyjne?
Ilara zmarszczyła brwi. Czy dziewczyna naprawdę miała na myśli to, co wydawało się Ilarze? Jeśli tak, to dlaczego miałaby nie skorzystać. Jej noc stała się paskudna z powodu nieudanego flirtu z jedną dziewczyną, więc równie dobrze może skończyć się w mieszkaniu innej. Nawet jeśli nieznajoma okazałaby się seryjną morderczynią, prowadzącą ją prosto w sidła, Ilara przynajmniej umarłaby z rąk pięknej kobiety. Ewentualnie pobiła kolejną.
– Prowadź. – Uśmiechnęła się delikatnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz