29 listopada 2023

Od Dantego – Brokat

Nigdy nie potrafił za długo usiedzieć w mieszkaniu, a już w szczególności gdy był w nim sam, lecz przez ostatnie wydarzenia niechęć do zostawania w swoich cichych, czterech ścianach nasiliła się, ledwo dając mu spać spokojnie w wannie, przebrać się, miło mu się tylko rybki karmiło. Zabrane od Giovanny listy spoczywały na stoliku przed kanapą i wciąż nie potrafił zebrać się w sobie, żeby je otworzyć. Więc szukał choć chwili wytchnienia gdziekolwiek, pływając w morzu, spacerując po kwiaciarniach, ślęcząc godzinami w kawiarniach, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w wystygłą herbatę. W pracy zakładał słuchawki, pochylał się nad biurkiem i wstawał, dopiero gdy Kuttner się pytał, czy wszystko w porządku i czy nie jest głodny. Virgil domyślał się, lecz nie naciskał, Zapałce syren napisał, że wyjścia do baru są odwołane, z Basharem chciał się spotkać, lecz z drugiej strony spodziewał się, że lekarz zainteresuje się otarciami na dłoniach, a Dante wiedział, że jemu nie odmówi odpowiedzi. Nie był jednak na to gotowy, więc poprosił o cierpliwość i danie mu czasu.
Gdy tak błądził po mieście, nogi same zaprowadziły go w stronę teatru, gdzie przesiadywała jeszcze jedna bliska mu osoba – wróżka, zawsze łatwo i sprytnie potrafiąca skupić jego myśli na czymś zupełnie innym, będąca dużo większym dla niego wsparciem, niż sobie chyba zdawała z tego sprawę. Cieszył się, że Maeve po prostu jest, że może pobyć z nią, o nic więcej nie zamierzał prosić.
I nie musiał, bo i bez tego przyjaciółka przyszła z choć chwilowym wybawieniem go z tego przytłaczającego marazmu. Wystarczyła szczypta brokatu.
Kiedy zużyli całe pudełko, nie miał pojęcia, w pewnym momencie wsadził rękę do pustego opakowania, zaklął, Maeve zaś zaśmiała się głośno, trzymając w garści prawdopodobnie poszukiwane przez niego resztki, podleciała i nawet zasłonięcie się rękoma nie uchroniło go przed zarobieniem błyszczącej bomby w złotą burzę. Syren okręcił się, kolorowe drobinki poleciały w powietrze, sypiąc się z jego włosów.
— Maeve! — Parsknął, wymierzył w nią palcem, ledwo mówił przez niekontrolowany śmiech. — Gdzie masz jeszcze brokat? Gdzieś musisz mieć!
— Z tamtej szafie — wydukała wróżka, opadając powoli na ziemię. Ciało trzęsło się z wesołości, dopiero po chwili aktorka zrozumiała swój błąd, spojrzała z lekkim przerażeniem na ten charakterystyczny półuśmiech niezwiastujący niczego dobrego. — O nie.
Dante był szybszy. Zanim Maeve zdążyła do niego podbiec, on już szarpał za drewniane skrzydło, grzebał prędko po półkach, a wskakująca mu na plecy wróżka, desperacko próbująca jakoś mu przeszkodzić, nic nie mogła poradzić. Znalazł opakowanie pełne różowego brokatu, szarpnął za wieczko, roześmiany pisk uciekł z gardła przyjaciółki. Maeve przycisnęła się do jego barku, drobiny poleciały w tył, obsypały ich obojga.
Zmęczenie wzięło w końcu nad nimi górę, zmusiło do położenia się na błyszczącej podłodze, kulturalnego zignorowania bałaganu, jaki zdążyli stworzyć w sali. Dante ciężko oddychał, Maeve jeszcze ciężej, to bieganie i latanie za kawałkiem zwisającej z sufity starej kurtyny było zdecydowanym szczytem jej sprawności fizycznej i teraz brokat przez pot lepił się jak na klej do jej czoła. Uśmiechnął się, zerknął w bok, pstryknął wróżkę w ramię. I tak ją dorwał, o konsekwencjach zerwania tej kurtyny z zaczepu nie myślał.
— Masz mniej brokatu na sobie niż ja — mruknęła Maeve, popatrując na niego zmrużonymi oczami.
— Trzeba było lepiej się orientować i mi nie mówić, gdzie brokat jest — odparł, odgarniając włosy z twarzy. Skrzywił się, zamlaskał językiem, czując, że dostało mu się tego cholerstwa nawet do ust. — Kurwa, jak mi na kłach to… Hej!
Aktorka przeturlała się po ziemi, objęła go, kiwając do tego energicznie głową na boki, strząsając na syrena to, co osadziło się na rudych kosmykach i ramionach.
— Żeby było po równo!
Jak łatwo było zapomnieć, jak radośnie pogrążyć się w zabawie i uważać tę teatralną salkę za wszystko, co się liczyło i ocieplało zziębnięte serce. Pierś nie bolała od płaczu, lecz od śmiechu, usta wyginały się w szczery uśmiech, nie ten wymuszony i udawany, Dante prychał i kichał od ilości brokatu w rude loki, nie bojąc się, że przy przytuleniu kogoś zwyczajnie się rozpłacze.
Ścisnął mocniej wróżkę, figlarna myśl zakręciła się w głowie.
— Ej, Maeve — zagaił.
— Hm?
— Dzwonimy po Ignisa?
Chwila wahania i niepewności, prawie znów się roześmiał przez jej reakcję.
— D-dzwonimy po Ignisa — powiedziała, a policzki zaczerwieniły się, jakby żadnego odpoczynku od biegania wróżka nie odbyła.


Ktoś szedł korytarzem, przystanął, ruszył dalej, szukając właściwego pomieszczenia przy pomocy nadesłanych instrukcji. Glany zaszurały o ziemię, niczego nieświadomy Ignis coś mruknął pod nosem, nacisnął klamkę.
— Karp, wytłumaczy mi łaskawie, po kiego chuja…
— Teraz! — krzyknął Dante, wyskakując na Zapałkę zza otworzonych przez niego drzwi, sypiąc mu w twarz całym pudełkiem brokatu, Maeve zaś, wisząca w powietrzu nad wejściem, przekręciła własne pudełko do dołu wiekiem, pakując mieniące się srebro w potarganego włosy muzyka.
Genashi stanął jak wryty, zamrugał, oranż z czystą nienawiścią patrzył na pękającego ze śmiechu syrena.
— Czy ciebie do reszty… — Wszechświat nie byłby sobą, gdyby ponownie coś nie przerwało Zapałce jego wzburzone pierdolenie.
— Maeve?!
Głos brzmiał bardzo podobnie do Elaine, właścicielki teatru. Cała trójka zerknęła na korytarz, wytrzeszczyła oczy na stojącą niedaleko od nich elfkę, poruszoną do żywego widokiem walającego się po wszystkim i po wszystkich brokatu. Dante zaśmiał się niezręcznie.
— Ojoj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz