Grube rękawiczki z trudem radziły sobie z przenikającym do kości zimnem, które wzięło tego wieczora Stellaire w posiadanie bez litości. Stojąca przed drzwiami mieszkania wróżka mocno ściskała w dłoniach torbę termiczną, mając nadzieję, że ta, mimo przeciwności losu, dobrze spełniła swoje zadanie i chroniła zawartość przed utratą temperatury. W końcu gorąca szarlotka z lodami nie miała najmniejszego sensu, jeśli nie była faktycznie gorąca. I niby można było ją na nowo podgrzać, jednak wiadomo, że najsmaczniejsza była taka wyciągnięta prosto z pieca, parząca podniebienie, które można było ukoić porcją pysznych lodów. Oczywiście, niektórym poparzone podniebienie wystarczało w zupełności, zatem w torbie przewieszonej przez ramię znajdowała się tylko jedna porcja lodów, przeznaczona dla niej. Teraz jednak nie była pewna, czy nie zadowoli się jedynie ciastem, w końcu i tak już przemarzła na kość.
Nie wiedziała, czemu jej serce bije tak mocno, gdy stała przed drzwiami tego konkretnego mieszkania. W końcu nie pierwszy raz odwiedza Ignisa, a jednak nieznośny mięsień zachowywał się tak, jakby faktycznie nigdy wcześniej nie stała na jego progu i nie wiedziała, czego się spodziewać, kiedy tylko go przekroczy. Mogłaby jeszcze zrozumieć, gdyby odwiedzała go bez zapowiedzi, jednak na swoim telefonie miała jasny dowód, że na tę wizytę się umówili. Nawet o tym, że przyniesie to nieszczęsne ciasto, własnoręcznie upieczone, uprzedzała go.
Trzymając torbę w jednej ręce, zapukała w końcu. Uśmiech pojawił się na zarumienionej od chłodu twarzy, gdy drzwi w końcu się otworzyły.
– Cześć. Przepraszam za spóźnienie. Trochę niedoszacowałam czasu – powiedziała, unosząc torbę z ciastem jako dowód w sprawie. Weszła do mieszkania, a przyjemne ciepło z miejsca uderzyło w jej twarz.
– Nic nie szkodzi – Ignis przejął od niej torbę, by mogła zdjąć czapkę, rękawiczki i płaszcz. Zerknęła na niego z rozbawieniem, gdy już zaglądał do trzymanej w rękach torby.
– Na twoim miejscu już bym kroiła ciasto. Z każdą chwilą jest coraz chłodniejsze, a tego nie chcemy – powiedziała, przeczesując dłonią zmierzwione przez czapkę włosy. Skrzydła zatrzepotały lekko, wyrzucając z siebie nieprzyjemny chłód. Gdy poszedł do kuchni, sama rozejrzała się po mieszkaniu, jak to już miała w zwyczaju. Nic nie mogła poradzić na to, że bardzo jej się podobało, choć wielu uznałoby zapewne wystrój za dość siermiężny. Lubiła jednak te wszystkie świeczki dające ciepłe, przyjemne światło i winyle, przed którymi zatrzymała się, jak zwykle, przechylając lekko głowę i czytając kolejne tytuły. Sięgnęła po jedną, by przyjrzeć się papierowej okładce. Bez względu na muzykę, która wyryta była na krążku, podobały jej się kolory i technika, jaką było wykonane opakowanie. Lubiła jej się przyglądać w migoczącym świetle świec, które dawało wrażenie, jakby kształty na papierze poruszały się. Jej wzrok umknął z okładki na gitarę, lśniącą w ciepłym świetle, ożywającą w dłoniach muzyka i niemal do złudzenia przypominającą oddychającą, czującą istotę.
– Pięknie pachnie. I chyba nie wystygła aż tak bardzo – powiedział Ignis, podchodząc do niej z dwoma talerzykami z ciastem. O lodach w torbie faktycznie zapomniała. Zapach topiącego się wosku zastąpił aromat prażonych jabłek, cynamonu i maślanego ciasta.
– Mam nadzieję, że będzie ci smakować. – Wzięła od niego talerzyk, po czym nie bez przyjemności zapadła się w jedną z poduch, tuż przy odtwarzaczu. Już od pierwszej wizyty tutaj uznała tę za swoją ulubioną. Mogła w niej spędzać długie godziny na rozmowach z Ignisem, przy czym to nie fakt, jak bardzo wygodna była poducha, miało największe znaczenie. Z tej perspektywy drobne płomyczki świec odbijały się w jego oczach, hipnotyzując ją, sącząc w jej duszę i serce ogień zmuszający niepokorny mięsień do szybszego bicia. Podwinęła nogi, zwijając się niemal w kłębek i ginąc w miękkiej powierzchni poduchy, zajadając się ciastem i obserwując grę emocji na jego twarzy podczas rozmowy. Rysy to wyostrzały się, to łagodniały w zależności od wypowiadanych słów. Wsłuchana w płynny miód jego głosu nawet nie zorientowała się, gdy na talerzykach pozostały już jedynie okruszki. Na krótki moment zapadła cisza, wcale nie niezręczna, a przepełniona wzajemnym zrozumieniem, rozmyślaniem nad słowami, które wybrzmiały, a teraz musiały dobrze osadzić się w umysłach. Maeve wstała z poduchy, zabrała talerzyk od Ignisa i odniosła je do kuchni, wciąż uśmiechając się do siebie na wspomnienie pochwał, które wygłaszał nad jej wypiekiem. Mówił szczerze, czy też po prostu chciał sprawić jej przyjemność? Przycisnęła dłonie do policzków, które wcale nie przestawały płonąć. Choć tak starannie ukrywała swoje emocje, niemal eksplodujące w piersi, by nie mógł niczego wyczuć, to jednak czy nie widział tego jak na dłoni? Rumieńców plamiących piegowate policzki nie była w stanie ukryć.
Odetchnęła głęboko, zdradzieckie skrzydła zadrżały z podniecenia. Pokręciła głową, próbując się uspokoić. I dopiero gdy zapanowała nad sobą, wróciła do salonu, gdzie jej wzrok, by dać sobie jeszcze parę sekund, nie padł na Ignisa, a ponownie na jego gitarę.
– Może… zagrałbyś mi coś? – zapytała, nim w ogóle zdążyła przemyśleć swoje słowa. Speszyła się nieco, widząc, jak Ignis w pierwszej chwili unosi brwi w zdziwieniu.
– Jasne – odpowiedział jednak, sięgając po gitarę. Odwrócił się na moment, więc nie widział, jak rumieniec na jej twarzy pociemniał jeszcze bardziej.
Znów wtuliła się w poduchę, opierając głowę na ramieniu. Spojrzała na Ignisa, który znów się usadowił, tym razem z gitarą w rękach. Kącik ust wróżki drgnął w nieśmiałym uśmiechu, widząc, jak obejmuje instrument, a palce zręcznie, niemalże miękko przebiegają po strunach. Mieszkanie genashiego wypełnił dźwięk pierwszych akordów. Maeve zatonęła w nich, ponownie zanurzyła się w tonie głosu Ignisa i spod przymkniętych powiek przyglądała się muzykowi, który niemal stał się tym, co tworzył, a reszta świata przestała istnieć. Jego cień drgał na ścianie, ramiona kołysały się być może nawet bezwiednie. Płynęła w tej muzyce wraz z nim. Dawała się porwać temu, co chciał jej przekazać, ze spokojem pozwalała płomieniom trawić bijące mocno serce, krążyć w żyłach, ukryć wszystko, co nie było tą jedną, konkretną chwilą. Choć przez te kilka niepewnych sekund nie była pewna, czy słusznie wypowiedziała swoją prośbę, tak teraz nie była w stanie żałować. Odetchnęła cicho, czując ten charakterystyczny ścisk wzruszenia, gęsią skórkę na ramionach. Skrzydła znów zadrżały, odbiły się barwną tęczą na ścianie.
Nie zastanawiała się nad tym, co robi. Muzyka, emocje, uczucia nie potrzebowały rozsądku, by wiedzieć, co jest dobre a co nie. Wstała powoli ze swojego miejsca i usiadła tuż obok Ignisa. Jej ramię przylgnęło do jego, głowa wróżki oparła się o męski bark, oczy zamknęły. Otworzyła się na niego, dzieląc się płomieniem własnego serca. Wszystkimi emocjami, które miały smak, kolor, ale nie można było określić ich słowami. Choć starała się zrobić to łagodnie, to i tak uśmiechnęła się lekko pod nosem, gdy głos Ignisa na krótki moment się załamał, zgubił nutę, która jednak już po chwili odnalazła się, trafiła na właściwy tor. Wszystko było na swoim miejscu i nie było już Ignisa i Maeve. Była tylko muzyka.
Special thanks to vicrik za podsunięcie pomysłu. Nicponiu Ty ;*
Special thanks to vicrik za podsunięcie pomysłu. Nicponiu Ty ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz