23 listopada 2023

Od Merlina – Bohater

Morze wysuszonych kończyn, łuszczących się czerepów i płonących czerwienią oczu falowało gniewnie wokół trójki śmiałków. Nieludzkie jęki i charczenie rozbrzmiewały w ciemności cmentarza, dominując trzeszczenie próchniejących kości i odstręczające rzężenie zapadniętych płuc. Nieumarli bezrozumnie ciskali się między nagrobkami, żaden jednak nie odważył się podejść bliżej, nie chcąc znaleźć się w zasięgu promienistego blasku.
Kleryk wytrwale trzymał nad głową święty symbol – srebrnego jednorożca na tle barwnej tęczy – lśniący nierzeczywistym światłem, rozganiający czarnomagiczne ciemności. Jeden z wyschniętych szkieletów spróbował swego szczęścia, machnął łapą, starając się sięgnąć bohaterów. Ledwie dostała się w zasięg blasku, goła kość zapłonęła ogniem, jasnym i czystym, pożerającym gnijącą tkankę, przepędzającym plugawą magię z podległych jej szczątków. Szkielet rozpadł się z suchym trzaskiem.
— Precz, wraża wywłoko! — zawołała za nim wojowniczka, dzierżąc w dłoni swój idealnie wypolerowany miecz. Doskonale utrzymana zbroja sprawdziła się w niejednym boju, lecz choć tyle ciosów już przyjęła, widać po niej było, że właścicielka dba o swój ekwipunek, nie pozwala żadnemu ze śladów potyczki pozostać na metalu.
Wtem od strony krypty ozwał się ohydny śmiech.
— Głupcy! Jak długo będziecie się opierać? Moi nieumarli się nie męczą, wy zaś nie dotrwacie już do świtu! Ten cmentarz stanie się waszym grobem!
Posępna sylwetka nekromanty lśniła plugawym, zielonkawym światłem, oddzielona od drużyny zastępami bezrozumnych trupów. Chude ramiona szalonego czarnoksiężnika unosiły się złowrogo, dłoń ściskała tajemnicze berło. Ozdobione szczerzącymi się czaszkami, wyrzeźbione w bladym materiale kości, zakreślało nad głową nekromanty hipnotyczny wzór, a gdzie skinęło, tam przepływały fale nieumarłych.
— To tym ich kontroluje! — odezwała się towarzysząca im łowczyni, wskazując dłonią czarnoksiężnika. Mocniej schwyciła swój wierny łuk, odrzuciła na plecy warkocz złotych włosów. Oblicze, za którym oglądali się wszyscy mężczyźni w mieście, biło teraz skupieniem i determinacją.
— I ma rację — odezwał się kapłan, trzymająca święty symbol dłoń nieznacznie drżała. — Nie dotrwamy do świtu, jeśli czegoś nie zrobimy! Wszyscy zginiemy!
— Trzeba podejść do tego logicznie! — Wojowniczka zrobiła niewielki krok, próbowała lepiej zasłonić sobą swych towarzyszy, lecz nieumarli napierali z każdej strony, a blask świętego symbolu począł przygasać. — To musi dać się jakoś rozwiązać!
— Ja wam pokażę, jak się to rozwiązuje! — Łowczyni uniosła łuk, wymierzyła w stronę nekromanty. — Nie będzie miał berła, to nie będzie nieumarłych!
Strzała na cięciwie, skupienie na twarzy, wzrok utkwiony w celu. Kobieta stanęła dumnie, naciągając łuk, mierząc uważnie, koniec strzały kołysał się lekko, wodząc za każdym ruchem berła. Przelewający się wokół nieumarli nie mieli znaczenia, ich gniewne warkoty odpłynęły gdzieś daleko, pozostały za zasłoną żelaznej dyscypliny. Oczyścić umysł, oczyścić duszę, skupić się tylko na jednym. A potem palce puściły cięciwę, strzała poleciała…


Kość poturlała się po stole, zawirowała, znieruchomiała.
— Nieeee! — wyrwało się synchronicznie z gardeł, do wtóru śmiechu Hawthorna.
— Przerzucam to! — zawołała gniewnie Bernadette, sięgając po kość.
— Skończyły ci się przerzuty!
— Nieprawda!
— Prawda!
— Nieprawda!
Guinevere westchnęła ciężko, oparła podbródek na splecionych dłoniach.
— Skończyły ci się, Bercia, przecież widzę na karcie.
Merlin odchylił się na krześle, zapadł w oparcie.
— Wszyscy zginiemy.
— Nie marudź, nekromanta jeszcze z wami nie skończył. — Hawth obdarzył ich typowym, wesołym uśmiechem zadowolonego z siebie mistrza gry. — Strzała łowczyni pomknęła w mrok, zniknęła w ciemnościach nocy, nie czyniąc krzywdy nekromancie. Ten zaśmiał się złowieszczo, triumfalnie i widzicie, że chyba przygotowuje się do rzucenia jakiegoś zaklęcia. Akurat teraz, gdy święty symbol zgasł, a łaska bogini przestała was ochraniać… — Hawthorn popatrzył po reszcie drużyny. — Co robicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz