Prośba Song Ana była o tyle nagła, że Yunru Lei początkowo nie miał pojęcia, co zrobić z tym faktem. Nim jego uczeń jeszcze nie zdążył wyruszyć, mistrz musiał wpaść na pomysł, jak go bezpiecznie przerzucić do śmiertelnego świata. Głównie dlatego, że nie mógł pozwolić na żaden głupi eksperyment. Miał tylko jedną szansę i wiedział, że nie może zawieść Song Ana. Dlatego też do późna siedział nad zwojami. Wierzył, że w starych pismach znajdzie wiedzę, która pozwoli mu na umożliwienie podróży podopiecznemu.
Najmniejsze ryzyko nie wchodziło w grę. Yunru Lei doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że świat śmiertelników jest już sam w sobie niebezpieczny. Pragnął więc zaoszczędzić Song Anowi problemów chociaż w czasie podróży.
Szczerze mówiąc, bóg burzy zastanawiał się, czy nie iść za Song Anem i chociaż na początku mu jakoś pomóc. Niby wierzył w umiejętności swojego podopiecznego, w końcu - sam go wychował, ale równie doskonale znał charakter młodzieńca. Jego wychowanek był po prostu zbyt łagodny i naiwny, dlatego też Yunru Lei bał się go narazić na złe wewnętrzne wpływy. Długo bił się ze swoimi myślami, ale ostatecznie porzucił ten pomysł. Uznał, że to najwyższy czas, aby pozwolić Song Anowi się wykazać. Bóg burzy pragnął także w ten sposób ukazać podopiecznemu swoje zaufanie. Zostało więc postanowione, że nieważne jak Yunru Lei będzie się martwić, musi pozwolić Song Anowi na samodzielność. W końcu, nie mógł on całego życia spędzić w zamknięciu. Nawet jeśli bolesne dla mentora było to odejście, wiedział on, że pewnego dnia nadejdzie. Nie pozostało mu nic innego, niż się z tym pogodzić.
Noc pochłonęła już szczyt góry, a Yunru Lei dalej nie odrywał się od starych pism. Szybko jednak stracił widoczność i musial poratować się sztucznym światłem.
Niestety nie było to takie proste. Ciemne pomieszczenie, nawet lekko roświetlone ciepłym płomieniem nie dawało wystarczającej widoczności. Yunru Lei nie mógł też trzymać świecznika w dłoni, ponieważ jednocześnie sporządzał notatki. W związku z tym podjął się ostateczności. Zawołał Song Ana.
- Już wszystko gotowe, mistrzu? - zapytał z nadzieją w głosie uczeń, kiedy tylko zjawił się w pokoju swojego mentora.
- Powiedziałem ci przecież, że wyruszysz jutro - przypomniał mu Yunru Lei. - W każdym razie, potrzebuję twojej pomocy. Weź świecznik i poświeć mi nad tym zwojem. Tylko błagam, bądź ostrożny i nie nakap na niego woskiem.
Song An bez słowa podniósł świeczkę wstawioną w metalową oprawę, a następnie przesunął ją w wyznaczone przez mistrza miejsce. Stał tak przez chwilę obserwując pracę swojego nauczyciela.
- Co robisz, mistrzu? - przerwał ciszę. W końcu, Song An nie byłby Song Anem bez swojej wrodzonej ciekawości.
- Staram się czytać - odparł szorstko Yunru Lei. - Trzymaj ten świecznik prosto.
Song An poprawił chwyt. Znowu nikt się nie odzywał, a boskiemu słudze powoli zaczynało się nudzić. Stanie w jednym miejscu i trzymanie świecy nie należało do szczytu jego pragnień. Jeszcze teraz, gdy jego marzenia są o krok od spełnienia. Na samą myśl o podróży, dłonie chłopaka zaczęły dygotać z podniecenia. Szybko się jednak uspokoił pod wpływem ostrego spojrzenia mistrza.
Song An zerknął w stronę pisma. Skoro już tutaj jest, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby również poczytać. Nachylił się nad zwojem, ale niewiele rozumiał. Jeszcze większy problem miał z rozczytaniem tekstu, więc przysunął dłoń w swoim kierunku. Dopiero, kiedy na litery padło światło, litery zaczęły układać mu się w całość.
Wtedy usłyszał głośne chrząknięcie. Odwrócił głowę i zobaczył za sobą spowitą cieniem twarz swojego mistrza. Jedynie jego oczy odbijały jasne światło oddalonej świecy.
- Song Anie, czy ty świecisz mi czy sobie? - zapytał zirytowany. - Naprawdę nie umiesz utrzymać tej świecy prosto przez kilka sekund?
Zawstydzony uczeń poprawił chwyt i podsunął świecznik w kierunku mistrza, a następnie starał się nie ruszać dłonią już do końca badań mentora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz