20 listopada 2023

Od Maeve – Język

Dziwne znaki wydrukowane na barwnym plakacie wyglądały obco i tajemniczo, tak samo jak wysokie wieżowce i zatłoczone ulice, których unikała, jak tylko mogła. Żaden zapach, widok czy dźwięk nie były znajome, nie pobudzały skrytych w ciemności odmętów pamięci. Jej najwcześniejszym wspomnieniem był kamienny portal, który nie chciał jej przepuścić z powrotem. Nie mogła wiedzieć, że powrót był złym pomysłem, a jednak przebywanie w tym świecie wydawało się największym koszmarem. 
Minęło kilka dni, odkąd przerażona, z licznymi zadrapaniami i podartą sukienką podbiegła do pierwszej istoty, która nie wydała jej się wroga. Nie zastanawiając się wiele, chwyciła ją za ramię, błagając o pomoc, o wskazanie drogi, o cokolwiek. Podejrzliwość i irytacja kobiety cofnęła ją o krok, zmusiły do skulenia ramion, dociśnięcia skrzydeł do pleców pod czujnym, niechętnym spojrzeniem pod zmarszczonymi brwiami. Patrzyła na nią szeroko otwartymi ze zdumienia oczami, gdy w końcu otworzyła usta i wydała z nich szereg dźwięków, ostrych i dziwnych, które kompletnie nic wróżce nie powiedziały. Jedynie poirytowany ton, gwałtowne machnięcie ręką dały jej do zrozumienia, że powinna uciec, oddalić się czym prędzej i zniknąć jej z oczu, jeśli nie chce kłopotów.
Uciekła więc, kryjąc się przed spojrzeniami mieszkańców tej krainy, przed pytaniami i okrzykami, których nie byłaby w stanie zrozumieć. Krążyła ciemnymi uliczkami Novendii, coraz bardziej przytłoczona własną niemocą. Nie wiedziała, gdzie jest, nie była w stanie nikogo prosić o pomoc, bo nikt jej nie rozumiał. Pusty żołądek buntował się coraz bardziej, odzywając bólem, a zmarznięte, bose stopy coraz bardziej odczuwały długie wędrówki, gdy przenosiła się z miejsca na miejsce, kurczowo trzymając się myśli, że gdzieś musi być ktoś, kto jej pomoże, wskaże drogę. Pozwoli przeżyć w tym obcym, nieprzyjaznym świecie. 
Nie wiedziała, kim była w przeszłości, jednak wyrzuty sumienia, które czuła, wyciągając dłoń po leżące w skrzynce jabłko, były wystarczającym dowodem na to, że nie była taka. Nie była złodziejką, jednak głód w tej chwili był silniejszy niż jakiekolwiek zasady. Długo krążyła wokół stoiska rumianego, przysadzistego mężczyzny, który nawoływał głośno, prawdopodobnie zachwalając swój towar. Przypięte do skrzynek etykiety z odręcznie napisanymi słowami zapewne zdradzały ceny i nazwy warzyw i owoców, jednak tego mogła się jedynie domyślać. Część wyglądała dość obco i nie kojarzyło jej się z niczym, jednak podświadomie czuła, że ten rumiany, okrągły owoc z lśniącą skórką jest czymś, co może zjeść. A przynajmniej mogłaby, gdyby miała pieniądze lub chociaż potrafiła porozumieć się ze sprzedawcą.
Szczupłe, odrętwiałe z zimna palce zacisnęły się na jabłku. Wypuściły je jednak niemal natychmiast, gdy uderzył w nią szok i gniew ze strony sprzedawcy. Uciekała już, gdy krzyknął coś za nią i po raz kolejny mogła jedynie zgadywać, o co chodziło. Wzywał służby, chciał ją tylko zatrzymać? Nie chciała się przekonywać. Nie wiedziała, co tutaj robią ze złodziejami i na pewno nie chciała się przekonać o tym na własnej skórze. Biegła, chociaż brakowało jej sił, by ukryć się po raz kolejny. Narastająca panika i bezradność zaciskały lodowate szpony na jej gardle. Z trudem chwytała chłodne, wczesnowiosenne powietrze, kryjąc się w jednym z zaułków. Nie była w stanie powstrzymać łez i nawet nie próbowała tego dokonać. 
Pierwszy raz, odkąd trafiła tutaj przez portal, zapragnęła gorąco, by ten koszmar w końcu się zakończył. Samotność, zagubienie, głód i zimno zrzucały na jej ramiona ciężar, którego nie była w stanie dłużej dźwigać. Czy tak źle byłoby skryć się gdzieś, położyć i już nigdy więcej nie wstać?
Brudna dłoń rozmazała pył na twarzy, gdy ocierała z niej łzy. Rozejrzała się bezradnie, przywierając plecami do zimnej, chropowatej ściany. Czuła, że powinna iść, ale dokąd? I po co?
Zatrzymała spojrzenie na niedomkniętych drzwiach na tyłach dużego, otynkowanego na biało budynku. Niewielka przerwa, z której wylewało się przyjemne, ciepłe światło na zimny, mokry zaułek, kusiła obietnicą chociaż chwilowego schronienia. Maeve nie zastanawiała się długo. Brodząc przez kałużę, podeszła do drzwi i przemknęła się do wnętrza budynku. 
Wąski korytarz był suchy i ciepły, oświetlony zaledwie jedną lampą wiszącą z sufitu. Wróżka z mocno bijącym sercem ruszyła przed siebie, starając się być tak cicho, jak tylko to możliwe i zostawiając za sobą mokre ślady stóp. Westchnęła cicho, przykładając dłonie do starego, przyjemnie rozgrzanego grzejnika. Ciało drżało, pozbywając się zalegającego od wielu dni chłodu tkwiącego w mięśniach, przenikającego do kości. Choć żołądek wciąż boleśnie przysysał się do kręgosłupa, to jednak wraz z tym ciepłem wkradła się w nią delikatna ulga. Słabo tląca się iskierka nadzieje, że może jednak uda jej się przetrwać. 
Drgnęła, słysząc hałas po przeciwnej stronie korytarza. Nacisnęła klamkę najbliższego pomieszczenia, które okazało się otwarte. Wślizgnęła się do środka ciemnego pokoju. Pachniało w nim nieco kurzem, ale nadal było ciepło, a w tym momencie to było dla niej najważniejsze. Oddaliła się od drzwi, przyglądając zagraconemu wnętrzu. W pokoju było pełno podniszczonych mebli, kartonowych chmur i wież, pod ścianą stało oparte pęknięte lustro, w którym brakowało kilku odłamków. W półmroku mogła dostrzec swoją bladą, wychudłą twarz. Po policzku i czole przebiegały ciemne linie zadrapań, a ciemne sińce pod oczami zdradzały wyczerpanie. Coś, co kiedyś było sukienką, wisiało smętnie na jej skulonych w wiecznym napięciu ramionach. Skrzydła, boleśnie zmarznięte, przylegały ciasno do pleców.
Wstrzymała oddech, nasłuchując przez chwilę. Dźwięk, który zagonił ją tutaj, umilkł, pozostawiając bezpieczną ciszę. Maeve rozejrzała się, aż w końcu dostrzegła zapadniętą kanapę stojącą pod ścianą. Podeszła bliżej i obejrzała się jeszcze raz w stronę drzwi. Zmęczenie jednak wygrało. Położyła się i nakryła się ciężkim aksamitem starej, zakurzonej kurtyny. Głowę oparła o twardą poręcz i niemal natychmiast zasnęła. 
Nie wiedziała, jak długo spała nim rozbudził ją gwałtowny błysk światła. Zerwała się tak szybko, jak pozwolił jej na to ciężki fragment starej kurtyny, którą się otuliła. Zamarła w bezruchu z przerażeniem wpatrując się w stojącą w drzwiach kobietę, która patrzyła na nią z nie mniejszym szokiem. Maeve wcisnęła się w kanapę. Nie miała jak uciec. Elegancka, jasnowłosa elfka, choć szczupła, zastawiała jej jedyną drogę ucieczki. Wróżka czuła, że nawet gdyby chciała, nie miałaby szans, aby przemknąć obok. Nie miała na to sił.
Kim jesteś? Co tu robisz? – Te dźwięki już znała, choć nadal nie potrafiła zrozumieć ich znaczenia. Wypowiedziane były jednak zupełnie innym tonem. Nie tak ostrym i gniewnym, a bardziej… zmartwionym.
– Przepraszam, nie rozumiem… – wydusiła cicho. Reakcja była dokładnie taka, jak się spodziewała. Kobieta zmarszczyła brwi, kompletnie nie rozpoznając języka, jakim posługiwała się dziewczyna. Nie to jednak było w tej chwili najważniejsze. Na pierwszy rzut oka widziała, że to zagłodzone dziecko musiało od dawna tułać się po ulicy. 
Powoli zbliżyła się do dziewczyny, unosząc dłonie tak, by wróżka je widziała. Za wszelką cenę nie chciała jej przestraszyć jeszcze bardziej. 
Jestem Elaine – powiedziała spokojnie, przykładając dłoń do klatki piersiowej. Później wskazała palcem na wróżkę. – A ty?
Dziewczyna domyśliła się, o co pyta kobieta. Już otworzyła usta, aby odpowiedzieć, kiedy dotarło do niej, że… nie wie. Nie pamięta, jak brzmiało jej imię. Nie miała pojęcia, kim była, ale jak miała to wyjaśnić?
Spuściła wzrok na brudne dłonie i pokręciła lekko głową. W całości skupiła się na współczuciu i trosce, którą emanowała kobieta. W tej chwili było to pierwszą pociechą od wielu, wielu dni. Czuła, że elfka jej nie skrzywdzi. 
Chodź ze mną. – Elaine uśmiechnęła się, podając jej dłoń. Choć Maeve znów nie zrozumiała ani słowa, to jednak instynktownie wiedziała, o co chodzi. Chwyciła ciepłą, miękką dłoń elfki. Swoją jedyną deskę ratunku. 
Pierwszy ciepły posiłek smakował jak pokarm bogów. Elaine pilnowała, aby dziewczyna nie zjadła zbyt wiele, a jedynie nasyciła podstawowy głód. Ciepły, miękki sweter otulił chude ramiona, gdy wróżka łykała kolejne łyżki gorącej zupy. Elfka siedziała obok, przyglądając jej się z delikatnym uśmiechem. Wzięła do ręki telefon, szukając czegoś przez chwilę w wyszukiwarce.
Gdy zjesz. – Wskazała najpierw na wróżkę, później na pustoszejącą miskę z zupą. – Pójdziemy do lekarza. – Tym razem pokazała jej na wyświetlaczu kobietę w białym kitlu ze stetoskopem na szyi. – Jesteś ranna i trzeba się tym zająć. – Wskazała na zadrapania na jej twarzy. Spojrzała jej w oczy, jakby oczekiwała potwierdzenia tego planu. Wróżka nieznacznie skinęła głową i otarła wierzchem dłoni usta. 
Jeszcze tego samego wieczora Elaine zabrała wróżkę do szpitala. Białe, sterylne sale były przerażające, jednak Maeve w pełni zaufała elfce, której nie pozwoliła się oddalić nawet na krok i zostawić samą z lekarzami. Dziewczyna ze strachem wpatrywała się w ubranych na biało mężczyzn i kobiety, którzy rozmawiali między sobą, zerkając na nią z zaciekawieniem. W końcu rany zostały opatrzone, a Maeve bez słowa sprzeciwu pozwoliła podłączyć się do plastikowych rurek i przyjęła podane leki. 
Elaine w końcu zabrała ją do swojego domu. Oddała jej pokój gościnny z wygodnym, ciepłym łóżkiem, dała ubrania i pozwoliła wziąć gorącą kąpiel. Zajrzała do niej, gdy wróżka, otulona ciepłą kołdrą, niemal zasypiała. Podeszła cicho bliżej i uśmiechnęła się do dziewczyny.
Wygodnie ci? – zapytała, próbując także na migi pokazać swoje pytanie. Dotknęła łóżka i pokazała kciuk w górę. Maeve skinęła głową i uśmiechnęła się nieśmiało do kobiety.
Śpij dobrze – powiedziała miękko. Maeve wyciągnęła rękę i chwyciła za dłoń swojej opiekunki. Chociaż nie potrafiła przemówić w jej języku, to jednak znała inny, całkowicie uniwersalny. Przelała na Elaine całą swoją wdzięczność, ciepłą i miękką, rozgrzewającą serce i duszę. Elaine zamrugała, w pierwszej chwili zaskoczona, jednak w końcu uśmiechnęła się, rozumiejąc. Mocniej zacisnęła palce na dłoni wróżki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz