— W sumie to skąd masz tę bliznę?
Cheoryeon przerwał polerowanie kryształowej kuli, spojrzał na siedzącego po drugiej stronie stolika Souela, który jeszcze chwilę temu robił notatki w swoim zeszycie. Dwójka spotkała się, bo zbliżało się kolokwium z historii magii żywiołów, a prowadząca Souela według pogłosek potrafiła uwalić połowę kierunku. Genashi dobrze się uczył (mimo że nigdy nie był wielbicielem historycznych rzeczy), ale stres robił swoje i obawiał się, że nie zda, a poprawy ponoć nie były u tej kobiety lepsze. Postanowił więc wpaść do Cheoryeona, żeby ten przewidział, jakie pojawią się pytania. Nie, nie, nie, to nie było żadne oszustwo. Tu chodziło o ratowanie życia.
Jasnowidz dostrzegł zaciekawione spojrzenie przyjaciela. Zamyślił się, spuścił wzrok na wnętrze swojej prawej dłoni, przecięte przez praktycznie całą jej szerokość długą blizną. Znał się już trochę z genashim, nawet widział w jego przyszłości parę wydarzeń, o których mu nie powiedział, bo nie chciał psuć niespodzianki (też na co dzień o tym nie pamiętał), jednak sprawa rany wciąż pozostawała zagadką. W sumie to nie było nigdy odpowiedniej okazji, by o to pytać, a Souel, jak to Souel, nie zadawał tego typu pytań, nie znając za dobrze osoby.
— Jeśli nie chcesz mówić, to nie musisz — powiedział niebieskowłosy.
Dokładnie taki był. Rozumiał idealnie przestrzeń osobistą, zwłaszcza że sam ukrywał pewne rzeczy przed innymi. Aczkolwiek Cheoryeonowi co nieco opowiedział. Chociażby o tym, że za dziecka ktoś go porwał, ale zdołał uciec i w nadal nie do końca zrozumiany sposób trafił do miejsca, w którym zaopiekował się nim Władca Powietrza.
Spojrzał na swoje zakrzywione odbicie w kryształowej kuli, którą po chwili odłożył na miejsce.
— Wypieprzyłem się — rzucił.
Souel zamrugał parę razy, uniósł jedną brew.
— Co?
— No, wypieprzyłem się.
— Nie.
Ło, hola, co to za szybka reakcja? Do tego odrzucenie?
Tym razem to on zamrugał parę razy.
— Nie wierzysz, że można się tak wypieprzyć?
— Wierzę, że przynajmniej u ciebie jest to całkiem prawdopodobne — przyznał bez ogródek Souel — ale gdyby o to chodziło, już dawno byś mi o tym powiedział.
Słysząc te słowa, uniósł brwi.
Jak długo oni się znali?
Nie przypuszczał, że genashi będzie umieć tak dobrze z niego czytać. A taki niby niepozorny studencik, ha! Coś jednak uważał! Ale w sumie to tak było z osobami jego pokroju – mniej mówiły, a więcej słuchały.
Czyli co, czyli Cheoryeon nie zamierzał mu opowiedzieć prawdziwej historii blizny? Dokładnie na odwrót. Komuś, kogo znał dość krótko, raczej nagadałby płytkich bzdur, ale nie widział nic przeciwko temu, żeby wyjawić taki drobny sekrecik przyjacielowi. Mógł być pewny, że Souel nie zrobi z tego stellairskiej plotki miesiąca. Poza tym nie była to nie wiadomo jak poważna, sekretywna, misterna historia i inne uje, muje, dzikie węże.
— Dobra, obczaj to — zaczął.
Souel odłożył na bok długopis, zamienił się w słuch.
— Nieeeeeeee... — Genashi zakrył usta ręką. — Serio?!
— No! — Cheoryeon wyprostował się. — Serio, serio! Na poważnie! Sto pro!
— Ale co to ma być?! Jak... Jak w ogóle mogło do czegoś takiego dojść?!
— No, widzisz, nie ma rzeczy niemożliwych na tym świecie!
Souel pokręcił głową.
— I co było dalej? — zapytał przejętym tonem, przysuwając się bliżej na kolorowej poduszce.
Cheoryeon wziął nieco głębszy wdech, oparł się plecami o oparcie krzesełka. Zastukał rytmicznie palcami o blat stolika, zanucił fragment losowej piosenki.
— Cóż, zastanawiałem się, jak daleko jeszcze może się potoczyć ta cała sytuacja — powiedział — ale wtedy zjawiła się Suyeon i wszystkich ogarnęła. Gdy zobaczyła, co się stało, żyłka poszła i szuch, wszystkim nagle włosy się palą!
Wykonał rękami gest, jakby trzymał miotacz ognia i pluł z niego płomieniami, uzupełniając obrazek efektami dźwiękowymi własnej roboty.
Oczy Souela zaświeciły się na ostatnie słowa. Poprawił swoją pozycję, uniósł wysoko brwi.
— Co na to zakonnice?
— No, żałuj, że nie widziałeś ich reakcji! — Klasnął w dłonie. — Totalny chaos! Latały wszędzie w panice, gubiąc buty, te biegały po wodę, tamte za dzieciakami, jedna mnie zabrała, żeby opatrzyć, a Suyeon poszła do spowiedzi! To znaczy, bo wiesz, bo tam było coś takiego, że jak przeskrobałeś, to cię zakonnice wrzucały do konfesjonału w kościółku, zamykały drzwi na klucz i wypuszczały wieczorem lub jak sobie przypomniały — wytłumaczył pospiesznie.
Genashi z początku nie wierzył w to. Powiedział, że coś takiego nie istniało, a przynajmniej nie powinno. Ale po tym, jak Cheoryeon opowiedział jeszcze kilka innych sytuacji z konfesjonałem w roli głównej, Souel doszedł do wniosku, że jednak takie rzeczy się działy. Pomyśleć, że w tak rozwiniętym kraju, jakim była Novendia, i to jeszcze niedaleko stolicy. Najciemniej było pod latarnią.
Jasnowidz wrócił do robienia porządku na stoliku, Souel kontynuował pisanie notatek. Siedział chwilę w ciszy, w końcu podniósł wzrok znad zeszytu i spojrzał na Cheoryeona.
— Najważniejsze, że dzisiaj opowiadamy o tych historiach, jakby były one niczym ponad lekką książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz