Co mu strzeliło do łba? Nie miał pojęcia, jak zwykle, przecież poszedł te lata temu za durnego dzieciaka do jednego jasnowidza, nie skończyło się to ani trochę dobrze, do teraz źle wspominał, jeszcze przepowiednia tego dziadka nie miała żadnego sensu. Ale tak bardzo chciał zabrać Bashara na ten pokaz świateł, ludzie organizujący to wydarzenie pojawiali się w Stellaire raz do roku, a był absolutnie zjawiskowy, patrząc po zdjęciach z internetu. Z drugiej jednak strony, przez ostatni tydzień wiało i lało nieustannie, dzień i noc, przejaśniało się na może kilka minut, po czym deszcz zaczynał męczyć mieszkańców stolicy od nowa. Niby prognozy zapowiadały, że wieczór będzie ładny, spokojny, że nie było co się martwić, ale nie zamierzał wyciągać Bashara z domu tylko po to, żeby zwiała ich wichura w tym parku.
Więc poszedł do jasnowidza. Bo czego się nie robiło dla udanego spotkania z doktorem.
Miejsce było iście wyjątkowe, to musiał przyznać, na wstępie zdążył rozproszyć się perłowymi koralikami, przechodząc przez nie dobre kilka razy, za każdym razem z równą fascynacją je komentując, pytając samego siebie na głos, jak wyglądałyby u niego na wejściu do sypialni. Różowe szkiełka świeciły się nie tylko ciekawością i ekscytacją na wszystkie bibeloty, odbijały się w nich do tego różne przeróżne światełka, świeczki, inne świecidełka, pierdółki, które bez pardonu podnosił, obracał w dłoniach, rzucał pod nosem, że sam chciałby takie mieć. Szurał różowymi kroksami, łaził wte i wewte, nie mając w sobie jeszcze wystarczająco zakresu uwagi, żeby zwrócić ją na siedzącego w pokoju chłopaka.
— Kurwa, no klimacik jest — odparł, przesuwając wzrokiem po całości pomieszczenia. Wtem dostrzegł klatkę, kroksy ustawione w tryb sportowy szybko poniosły go w jej stronę. — O, szczur. Ma imię?
— Kamyk. — Westchnął chłopak, popatrując na syrena.
— Siemasz, Kamyk. — Parsknął Dante. Szczurek zareagował na swoje imię, zerknął w górę.
— Przyszedł pan po wizję? — Spróbował ponaglić go jasnowidz.
Krawiec zaśmiał się na tę formalność, obdarzył młodego szerokim uśmiechem, zlitował się w końcu nad jego cierpliwością. Uklęknął na kolorowej poduszce, oparł łokcie o stolik, podbródek o dłonie.
— Wystarczy Dante — powiedział słodko. — Tak, klientka z zakładu, w którym pracuję, zrobiła ci niezłą reklamę. A ja potrzebuję wiedzieć coś na sto procent.
— Randka — rzekł jasnowidz, pokiwał głową. Dante zmarszczył brwi.
— Co randka?
— Czy pójdzie z tobą na randkę.
Syren wyprostował się, zastukał palcem w blat.
— Nie, kurwa, czy ze mną pójdzie, tylko jaka pogoda będzie na randce.
Chłopak uniósł głowę znad tasowanych kart, w półmroku pokoju dało się dostrzec dwie różne tęczówki, jedna jaśniejsza od drugiej. Dante przypatrywał im się chwilę, w końcu doszedł do wniosku, że jego są fajniejsze.
— A co ja, pogodynka?
Krawiec prychnął.
— No kurwa, po coś widzisz przyszłość?
Młody się zapowietrzył, otworzył szeroko usta, coś jednak w ostatnim momencie zmieniło się w jego postawie, ramiona opadły ciężko, grzywka zsunęła się nieznacznie na oczy. Wymamrotał niewyraźnie jakieś słowa.
— Daj rękę — mruknął, Dante usłuchał. Bransoletki zadźwięczały, dwie mniejsze dłonie przykryły tę bokserską.
Szkiełka zlustrowały pokój, nagle pozbawiony światła świec, zastąpiony blaskiem kryształów. Lecz zanim na dobre zdążył się przyzwyczaić do tej magicznej zmiany atmosfery, świecie zapaliły się na nowo, wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
— ZNASZ VOX METALLICA? — wrzasnął jasnowidz, wlepiając w niego zaskoczone spojrzenie.
— NA MOJE NIESZCZĘŚCIE TAK? — wydarł się również, próbując jakoś zakryć tym nagłe zamieszanie po krzyku chłopaka. — Skąd wiedziałeś?
— Jestem jasnowidzem? — odparł, jakby przechodził przez podobną sytuację nie pierwszy raz.
— Hm. No tak.
Świecie zgasły ponownie, zapaliły się kryształy i…
— ZNASZ MERLINA? — …znów wróciły świece.
— ALE JAK… — Młody zmrużył oczy, syren ucichł. — Nie było pytania. Skąd ty znasz Merlina?
— Wspólny przyjaciel. — Wzruszył ramionami.
— Dobra, a możesz przewidzieć mi tę pogodę, a nie grzebać w mojej liście kontaktów?
— No już, już… Ale myślisz, że Ignis by zrobił cover piosenki BenJohna?
— Kogo?
— NIE ZNASZ BENJOHNA?
— NIE ZNAM TEŻ PROGNOZY POGODY, O KTÓRĄ POPROSIŁEM.
Kolejne kilka minut spędzili na przekrzykiwaniu się, jasnowidz narzekał na jego gust muzyczny, Dantego szlag trafiał, że nie dostał wystarczająco szybko i sprawnie tej cholernej prognozy pogody. W końcu jednak doszli do porozumienia – jemu został przewidziany ładny wieczór, Cheemsowi obiecał zapytać Zapałkę o tego całego BenJohna i przesłuchać jego twórczość w wolnej chwili. Jak się jeszcze kiedyś, nie dajcie bogowie, spotkają, to mu wywrzeszczy prosto w mordę co myśli o tym całym jego ulubionym grajku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz