Dwunastoletnia Suyeon siedziała sama w malutkim pomieszczeniu, pod ścianą. Z pełnym skupieniem wyrywała kartki modlitewnika, lecz zamiast rzucać na ziemię, przekładała je dalej. Plan miała taki, by zaskoczyć tym księdza, który przyjedzie udzielać spowiedzi – gdy otworzy książeczkę, wszystkie strony rozsypią się po całej podłodze. Przy dobrych wiatrach więcej nie przyjdzie, bo się obrazi na zakonnice, a te będą musiały pocić się przy znajdywaniu nowego kapłana.
Konfesjonał był pusty, po drugiej stronie nie siedział Cheoryeon. Zazwyczaj „do spowiedzi” trafiali razem, więc mogli sobie umilić czas różnymi aktywnościami. Bazgrolili w modlitewnikach, na ścianach (potem Suyeon zakrywała to iluzjami), zabawiali się popularnymi, a także własnoręcznie opracowanymi grami. Cheoryeon tylko się zastrzegał, że nie mogą już grać w statki ani państwa-miasta, bo zbyt wiele razy przegrał. Nie wina siostry, że była od niego po prostu lepsza. Jak na kogoś, kto pamiętał swoje poprzednie życia i miał sporo, hm, życiowego doświadczenia, jej brat był naprawdę kiepski w tego typu gry.
Cisza panowała w całym kościółku, jedynie gdzieś z oddali dobiegały głosy bawiących się na podwórku dzieciaków z sierocińca. Suyeon z reguły nie przeszkadzał ten swoisty brak dźwięków. Mogła się wyciszyć, skupić się na swoich zajęciach; nic nie odwracało jej uwagi. Ale nie tym razem. Nie robiła nic poza wyrywaniem kartek i wyglądała na spokojną, jednak w duchu miała totalną burzę.
Cały czas martwiła się o brata. Po tym, co mu zrobił Olivier ze swoją brygadą, został zabrany przez siostrę Emilię i mimo że była to jedyna zakonnica, której bliźniaki choć trochę ufały, Suyeon nadal nie potrafiła się w pełni uspokoić. Pragnęła być przy jasnowidzu, obserwować jego stan zdrowia. Co prawda, nie doszło do tragedii, ale musiało bardzo boleć. Pewnie jeszcze na sam koniec chłopak to wszystko przechoruje...
Usłyszała zbliżające się kroki. Pospiesznie zamknęła modlitewnik i, upewniwszy się, że żadna kartka nie wyleciała, odłożyła go na miejsce. Usiadła na klęczniku, wpatrywała się w ścianę, dopóki nie rozległ się dźwięk przekręcania kluczyka w zamku.
Drzwi otworzyły się, do środka zajrzała główna siostra zakonna, Rosemary. Spuściła wzrok na dziewczynę, wykrzywiła usta w grymasie, co pogłębiło jej zmarszczki oraz jeszcze bardziej popsuło i bez tego brzydką twarz.
— Żałujesz już tego, co zrobiłaś? — rzuciła szorstko.
Suyeon podniosła głowę, spojrzała na nią.
— Żałuję — zaczęła — że tylko dzieciom podpaliłam włosy.
Słysząc te słowa, zakonnica prawie podniosła na dziewczynę głos, lecz powstrzymała ją nagła chrypka. Odchrząknęła głośno.
— Widzę, że jeszcze tu sobie posiedzisz.
To powiedziawszy, zamknęła drzwi na klucz, a następnie poszła. Kiedy zapadła znów cisza, Suyeon złapała do ręki modlitewnik i powróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
Tak, podpaliła swoim rówieśnikom włosy. Nie jedno, nie dwa, nie kilka, lecz kilkanaście dzieci dostało od niej solidnym zaklęciem ognia. Może w zaklęciach bojowych się nie specjalizowała, bo, nie licząc szkoły, całą naukę poświęcała na iluzje oraz maskowanie, ale rozpalanie ognia to był pikuś. Pikuś, który tego dnia niezwykle się przydał. Jedyny problem, że udało jej się zobaczyć stanu już ugaszonych przez zakonnice włosów. Ach, ciekawe, ilu blondasków przeszło na czerń.
Gdy w końcu się rozprawiła z modlitewnikiem, postanowiła ćwiczyć zaklęcia. Kucnęła, podniosła deskę klęcznika i wyciągnęła spod niego rodzinną księgę. Otworzyła na oznaczonej zakładką stronie, próbując odrzucić zmartwienia na potem, zaczęła czytać.
Nie była w stanie się skupić.
Co parę słów wracała myślami do brata. Jak się czuł? Nie mógł jechać do szpitala, więc czy siostra Emilia dobrze się nim zajęła? Nabawił się gorączki? Był osłabiony? Może zasnął. Ale czy w takim razie miał spokojny sen? Wiele pytań krążyło po jej głowie, lecz nie mogła na żadne znaleźć odpowiedzi. Gdyby tu był, gdyby ona przy nim była...
— SUYEON!
Zerwała się jak poparzona, wypuściła z rąk księgę, która obitym dobrze grzbietem uderzyła o podłogę. Sekundę zajęło jej stanięcie na równych nogach. Odwróciła głowę, ujrzała po drugiej stronie kratki twarz Cheoryeona.
— CHEORYEON! — zawołała.
Przywarła do ścianki, wyjrzała przez kratkę. Spojrzała na bliźniaka, jej oczy się zaszkliły.
— Jak się czujesz? Boli bardzo? Wszystko w porządku? — pytała na jednym wdechu.
— Boli, ale nie jest źle! — zapewnił ją energicznie chłopak.
Odszedł kawałek od kratki i okręcił się na pięcie, pokazując całe swoje ciało.
— Siostra Emilia cię opatrzyła? — ciągnęła dalej Suyeon.
— Tak!
— Inne zakonnice nie dokuczały?
— Nie!
— Masz gorączkę?
— Tak!
— Co? — zdziwiła się. — Powinieneś leżeć w łóżku! Czemu przyszedłeś!
— Bo się martwiłem!
Usłyszawszy to, zamrugała parę razy. Wewnętrzne końce brwi wygięły się nieco do góry.
Cheoryeon wykorzystał chwilę ciszy, żeby dokładnie przyjrzeć się swojej siostrze. Zmrużył na moment oczy, upewnił się, że dziewczyna była cała, bez uszczerbku na zdrowiu.
— Te stare lampucery coś szeptały między sobą, że chcą cię solidnie ukarać — powiedział. — Musiałem na własne oczy zobaczyć, że nic ci nie jest.
— To nie mogłeś sprawdzić w przyszłości? — spytała Suyeon.
— Przez gorączkę nie umiem się skupić! — jęknął. — Serio, już łatwiej mi było tu przyjść!
Sam wcześniej nie przykładał zbytniej wartości do swojego życia, przekonany, że w razie czego, cóż, mógł mieć pewnego rodzaju restart, nową grę. Ale gdy usłyszał, że coś się mogło stać Suyeon za to, że chciała go tylko ratować, nie potrafił wytrzymać w jednym miejscu, więc się wymknął z sierocińca. Nie wybaczyłby sobie, gdyby i ona ucierpiała.
Może jego życie samo w sobie nie miało aż tak wielkiej wartości.
Ale gdy chodziło o ochronę siostry, był w stanie poświęcić wszystko.
— Ej, ale serio, te palące się włosy? Niesamowity widok! — zaśmiał się niczym kreskówkowy złoczyńca. — Wyobraź sobie to w nocy! Jak takie ruchome świeczki na torcie!
Suyeon zmierzyła go wzrokiem, uśmiechnęła się lekko. Po jego zachowaniu mogła bez najmniejszego problemu stwierdzić, że było z nim wszystko w porządku i nic poważnego mu nie dolegało. Oparła się łokciami o półeczkę, cicho odetchnęła z ulgą.
— Następnym razem zakonnicom podpalę włosy — rzuciła. — Tak starannie je chowają pod tymi welonami i czepkami, więc nawet wiele nie stracą.
Cheoryeon spojrzał na nią, otworzył szeroko oczy.
— Suyeon! — zawołał podejrzanie poważnym tonem. — To świetny pomysł!
Obydwoje zaczęli się śmiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz