Trochę oddalone od głównej świątyni, górowało nad wszystkim ogromne i stare drzewo. Chociaż było już wiekowe, Song An dokładnie pamiętał dzień, kiedy zostało ono zasadzone przez jego mistrza.
Yunru Lei przyniósł sadzonkę niedługo po tym, jak powołał do życia swojego ucznia. Młody wtedy jeszcze Song An, liczący dopiero kilka miesięcy, choć wcale nie różniący się wyglądem od tego współczesnego, pomógł posadzić drzewo na pustym wzniesieniu.
- To sosna - wyjaśnił mu mistrz. - Na razie jest mała, ale pewnego dnia na pewno będzie sięgać po samo niebo.
Młody Song An z ekscytacją w oczach przypatrywał się drobnej i delikatnej sadzonce. Ciężko było mu uwierzyć, że coś tak wątłego pewnego dnia może wyrosnąć naprawdę wielka! Ale to czasy, gdy nie rozumiał jeszcze wielu rzeczy. Niczym dziecko, dopiero raczkujące, poznawał otaczający go świat.
- Twoje imię - powiedział nagle Yunru Lei, nie odrywając wzroku od rośliny.
- Moje imię? - powtórzył Song An, kompletnie nie rozumiejąc słów mistrza.
- Sosna, twoje imię znaczy “sosna” - wyjaśnił lekko rozbawiony. - Potęga, nieśmiertelność, stałość i siła. To właśnie znaczy.
Song An z otwartymi ustami i wielkimi oczami wpatrywał się w drobną sadzonkę. Chwilę zajęło mu przetrawienie słów mistrza. Dopiero po kilku sekundach uśmiechnął się szeroko.
- Sosna! Bardzo mi się podoba!
Teraz, starszy już o wiele, wiele, wiele więcej Song An wpatrywał się w ogromne drzewo. Królową pobliskiego lasu. Wielka, gruba, tak jak kiedyś powiedział mistrz, sięgała niemal pod samo niebo. Boski sługa lubił siedzieć w jej cieniu. Tutaj najczęściej grał, pijał herbatę, czytał książki i rozmyślał.
Dzisiaj spoglądał na sosnę z pewnym uczuciem nostalgii. Wprawdzie była potężna, silna, a nawet nieśmiertelna. Zdecydowanie jednak można nazwać ją stałą. Rosła tutaj od pół wieku. Nie ruszała się z miejsca - w końcu to drzewo, jak mogłoby zmienić miejsce?
Song An czuł się wyjątkowo jak owa sosna, która pięła się górę, pozostając jednak nieruchoma. On sam, choć z dnia na dzień, przez całe pięć wieków, rozwijał się i uczył, lecz ciągle tkwił tutaj. Chociaż wiedział, że nie ma w tym nic złego, ciągle pragnął zobaczyć świat poza Gromem.
Oparł się o sosnę. Znowu wyobrażał sobie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby choć na chwilę mógł zejść ze szczytu góry. Wszystko jednak zapowiadało się, że całe swoje nieśmiertelne życie spędzi jak to drzewo: w jednym miejscu.
- Naprawdę wspaniała, prawda?
Z zamyślenia wyrwał go głos. Song An przekrzywił głowę i spojrzał na nadchodzącego mentora.
- Tak, miałeś rację, mistrzu - przytaknął. - Ciężko uwierzyć, że wyrosła taka ogromna!
- Mhm - przytaknął Yunru Lei. - Choć stało tak wiele, wszystko zdaje się być jedynie krótkim mrugnięciem oka. Czas płynie zdecydowanie zbyt szybko.
Song An z trudem potrafił rozróżnić, czy jego mistrz dalej mówi o sośnie, czy o czymś innym. Zauważył, że przez całą ów wypowiedź, nie odrywał wzroku od niego samego. Uśmiechnął się delikatnie.
Yunru Lei dosiadł się do podopiecznego i w ciszy wpatrywali się w równie milczące drzewo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz