Grom był domeną boga burzy. To on stworzył to miejsce i nim zarządzał. “Szczyt” to nie fizyczny wierzchołek, a raczej przestrzeń podlegające wyłącznie woli swojego właściciela. Tak naprawdę, żaden śmiertelnik nie miałby szansy się tutaj dostać, nawet jeśli wpisałby się na każdą górę świata. To Yunru Lei dbał tutaj o to, aby rosły drzewa, płynęła woda czy gorące źródła grzały. Wszystko to należało do niego, a że był to mężczyzna wyjątkowo ambitny, myślał również o tym, żeby zmieniały się pory roku.
Tego poranka, kiedy Song An zaprzestał swojej nocnej medytacji i wyjrzał na dwór, zobaczył, że całe podwórko pokrywa śnieg. Uśmiechnął się szeroko i wyszedł na zewnątrz. Na szczęście, boski sługa nie czuł zimna, a przynajmniej nie okropnego mrozy. Jedne miłe w uczucie ochłodzenia.
Płatki śniegu jeszcze spadały z nieba, dokładając kolejnych warstw do białych zasp. Song An przeskakiwał między górkami, kręcąc się wokół świątyni, ciesząc się z nadejścia zimy. Bardzo lubił tę porę roku. Wtedy wszystko wydawało się być o wiele piękniejsze - czyste i delikatne!
Boski sługa szybko przemoczył swoje buty. Niestety, nie były one tak przystosowane do zmian pogodowych, jak ich właściciel. Song An musiał więc wrócić do świątyni.
Yunru Lei siedział w swoim biurze i pił herbatę. Nie spodziewał się tego, że jego uczeń za chwilę cały w skowronkach wpadnie do środka.
- Mistrzu! Widziałeś? Spadł śnieg! - zawołał uradowany Song An już od progu.
Filiżanka prawie wypadła mu z ręki. Odłożył ją niezgrabnie na stolik i spojrzał zaskoczony na swojego podopiecznego. W najmniejszym stopniu nie okazał jednak złości. Jedynie cicho się zaśmiał.
- Jak ci się podoba tegoroczna zima? - zapytał, wyglądając przez okno. Białe płatki powoli sunęły w dół.
- Bardzo! - odparł zadowolony Song An. - Jest wspaniale!
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę. W tym czasie boski sługa zrobił herbatę dla siebie i swojego mistrza. Siedzieli razem do momentu, aż ich filiżanki całkiem opustoszały. Yunru Lei musiał wrócić do pracy, ale przyszło mu do głowy nowe zadanie dla swojego ucznia.
- Czy mógłbyś odśnieżyć trochę drogi? - poprosił. - Śnieg niedługo zasypie ścieżki.
Song An nie protestował. Praca na zewnątrz, jeszcze w tak piękną pogodę, była mu jak najbardziej po myśli! Od razu więc opuścił świątynie i udał się do szopy po łopatę. Wyciągnął potrzebne narzędzie i od razu zabrał się do pracy. Jeszcze przed wieczorem wszystkie trasy zostały przez niego oczyszczone.
Powrócił do świątyni, gdzie czekał na niego Yunru Lei z gorącą czekoladą. Wieczór spędzili wspólnie, dużo rozmawiając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz