Spotkania z fanami należały do wydarzeń, które BenJohn absolutnie uwielbiał. Koncerty były niesamowite, ponieważ mógł zobaczyć, jak tysiące osób kołysze się i śpiewa do jego piosenek, lecz takie mniejsze eventy też miały w sobie magię. Siedział na niewielkiej scenie, z reguły bez wspierającego zespołu; trochę grał, ale w głównej mierze rozmawiał z fanami. A nie było nic lepszego niż dowiadywanie się o różnych rzeczach od osób, które widziały w nim idola, autorytet. Czuł się wtedy, jakby nie byli tylko celebrytą oraz fanami, a bardziej, hm, dobrymi kolegami, zgraną ze sobą paczką.
Fani najbardziej wyczekiwali momentu, w którym usiądzie przy stoliku, a oni będą mogli po kolei do niego podchodzić, żeby zdobyć jego autograf, wręczyć mu list, prezent lub po prostu zamienić parę słów. A prezentów to on zawsze dostawał mnóstwo. Odkąd poprosił, żeby mu nie przynosili tyle słodyczy, bo on nie wyrabia, zaczęli masowo dawać pluszaki, zabawki, ozdoby, a nawet ubrania. Ostatnio aż musiał kupić osobną szafę na to wszystko, którą postawił poza już zapchaną po brzegi garderobą, żeby to wszystko pomieścić. Nie miał serca wyrzucać, a jako wierny idol dodatkowo zakładał większość ciuchów i akcesoriów. Fani naprawdę znali jego styl.
— C-Czy mogę cię p-potrzymać za dłoń? — wyjąkała nastolatka.
BenJohn spojrzał na nią, uśmiechnął się ciepło.
— Oczywiście.
Podał jej lewą rękę, tamta delikatnie ujęła ją w swoje palce. Popatrzyła na wystające na grzbiecie żyły, potem na starte od przesuwania po strunach opuszki.
— Bu! — Muzyk niespodziewanie poruszył dłonią.
Dziewczyna wystraszyła się, lecz nie była zła. Obydwoje zaśmiali się cicho.
Kolejna fanka przyniosła dla niego własnoręcznie zrobioną na drutach czapkę z pomponem. Wręczyła mu prezent, mówiąc, że zbliża się zima i robi się coraz chłodniej, dlatego powinien ciepło się ubierać. BenJohn wesoło podziękował, przymierzył czapkę, powiedział, że leży jak ulał. Zanim zdjął, wiele osób zrobiło zdjęcia.
Następną osobą był chłopak, który przygotował dla niego małą kolekcję autorskich koszul (piosenkarz bardzo się zaskoczył na wiadomość, że fan sam je uszył). Wszystkie miały wzorki i grafiki, dokładnie tak, jak Benjamin lubił. Z zafascynowaniem obejrzał je po kolei. W szczególności skupił się na czerwonej w małe, białe skuterki.
— Do twarzy ci w czerwieni — wytłumaczył nieco drżącym głosem chłopak.
Muzyk spojrzał na niego, kąciki jego ust uniosły się wysoko.
— Akurat od jakiegoś czasu szukałem czegoś czerwonego, ale nie mogłem nic znaleźć — rzucił wesoło. — Ratujesz mi życie!
Chwilę jeszcze porozmawiał z nim, po czym przyszła kolej na innego fana.
Do stolika podeszła wysoka dziewczyna z prostymi, srebrzystobiałymi włosami i bursztynowymi oczami. Ukradkiem zwilżyła językiem usta, niepewnie położyła na obrusie kilka kaset.
Benjamin spojrzał na nią, uniósł brwi.
— Revena? — zapytał.
Słysząc to, fanka otworzyła szeroko oczy.
— Pamiętasz mnie? — spytała cicho.
— Oczywiście! — Przytaknął z uśmiechem. — Jak mógłbym zapomnieć jedną z pierwszych fanek?
Revena słuchała jego muzyki już w czasach, kiedy Benjamin był nikim ponad szarpiącym struny na ulicach niewielkiego miasta nastolatkiem. Co prawda, miała trochę wyróżniający się na tle innych wygląd, lecz nawet bez tego muzyk zawsze by ją rozpoznał. Pamiętał każdego słuchacza, który regularnie go odwiedzał na mieście, mimo że BenJohn wtedy na dobrą sprawę nie istniał. To właśnie dzięki temu, że go wspierali, teraz prowadził to spotkanie z fanami.
Gdy złożył autografy na kasetach, dziewczyna wyciągnęła rękę, którą dotychczas trzymała za plecami. Wręczyła muzykowi dość sporą kopertę w formacie A3. Benjamin zmierzył całość wzrokiem, potem posłał fance pytające spojrzenie.
— Co to? — zagadał.
— Namalowałam twój portret — zaczęła wolno, zagarniając kosmyk włosów za ucho.
— O, portret? Uwielbiam obrazy!
Jako artysta, który dla fanów zawodowo tworzył muzykę, a dla siebie jeszcze bazgrolił po kartkach i ciapał farbami na płótnach, niezwykle się cieszył, kiedy otrzymywał od kogoś obrazy. Cenił sztukę niesamowicie, uwielbiał patrzeć na fanowskie dzieła. Serio, cywilizacja powinna wreszcie udoskonalić komputery do tego stopnia, by można było na nie bez większego problemu wstawiać swoje rysunki. O, i żeby to jeszcze się jakoś w charakterystyczny sposób nazywało, dzięki czemu mógłby je z łatwością znaleźć. Na przykład fanart.
Złapał za koniec koperty z zamiarem otworzenia jej, lecz Revena niespodziewanie spanikowała. Złapała go za dłonie, by powstrzymać, wołając:
— Nie otwieraj!
— Hm?
Wymienili się spojrzeniami. Gdy dziewczyna zdała sobie sprawę, co zrobiła, puściła jego ręce, pospiesznie przeprosiła. Uciekła wzrokiem gdzieś na bok, chwilę tak trwała, nie odzywając się ani słowem.
— Zostawiłam jeszcze list — wytłumaczyła w końcu. — Proszę, otwórz, jak już będziesz w domu.
Czyli o to chodziło.
Muzyk uśmiechnął się ciepło, pokiwał głową.
— Dobrze.
Zamierzał odłożyć kopertę na stos innych, lecz zatrzymał się w połowie ruchu. Spojrzał na skromną, jednolicie brązową nawierzchnię. Bardzo chciał już teraz zobaczyć obraz, ciekawość go wręcz zżerała. Ale nie mógł rozczarować wiernej fanki. To byłby pierwszy krok do tego, żeby się od niego odwróciła.
Na szczęście znał sposób, żeby obejrzeć dzieło bez wiedzy innych.
Kilka sekund siedział nieruchomo, wpatrując się w tylko sobie znany punkt. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się, w ostatniej chwili powstrzymał się przed wydaniem z siebie zachwyconego dźwięku. Przytaknął, w końcu ostrożnie położył kopertę na stosie.
— Dziękuję — powiedział, prostując się. — Masz ogromny talent! Nie rezygnuj nigdy z malowania.
Słysząc te słowa, Revena zamrugała. Zapewne niezbyt rozumiała, o co dokładnie mu chodziło.
— Przecież nie widziałeś jeszcze — zauważyła.
— Ale wiem.
Uniosła brew.
— Skąd?
BenJohn oparł się łokciami o stolik, popatrzył gdzieś w górę, na moment udając zamyślenie.
— Hm. Po prostu to czuję — odparł, wzruszając ramionami.
Zaśmiał się cicho i niewinnie, zatańczył lekko na krześle.
Fanka przyglądała mu się przez pewien czas. Gdy została poproszona przez jednego z organizatorów, żeby się sprężała, ponieważ w kolejce czekało jeszcze wielu fanów, odchrząknęła głośno, przestąpiła z nogi na nogę. Widać było, że chciała coś jeszcze powiedzieć, tylko nie miała pojęcia, co. Benjamin w stu procentach ją rozumiał. Wiedział, że z perspektywy fanów spotkanie z ich ukochanym idolem było wydarzeniem pełnym emocji (w sumie dla niego też). Niektórzy to dniami się szykowali, powtarzali starannie opracowaną kwestię, sprawdzali stan wszystkich prezentów. Zdarzało się, że część z nerwów zapominała, co chciała przekazać. Ale wtedy muzyk prostymi gestami dawał znać, że najważniejsze były nie słowa, a ich sama obecność.
W końcu Revena zebrała myśli. Stanęła prosto, wzięła głęboki wdech i wyciągnęła przed siebie rękę.
— Obiecaj, że będziesz żył długo i szczęśliwie.
BenJohn spojrzał na wystawiony w jego stronę mały paluszek. Uśmiechnął się, bez zawahania splótł z nim swój.
— Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz