29 listopada 2023

Od Cheoryeona – Eksperyment

Gdy bliźniaki rozpoczęły naukę w liceum, Cheoryeon był niezwykle podekscytowany. Udało im się dostać do szkoły dla czarodziejów, więc mogli powrócić do tego, co robili w podstawówce. Chociaż... W podstawówce to tak ładnie nie było, bo jasnowidz prawie został wywalony za problemy z manifestacją magii. Mmmm, niemiłe wspomnienia, prawie zrujnował siebie i rodzinę. Dobrze, że Suyeon znalazła wtedy tę księgę zaklęć z magii iluzji i maskowania. Gdyby nie to, być może teraz nie mieliby żadnych szans na czarodziejskie liceum.
Najbardziej był podjarany nowymi przedmiotami. Choć w znacznej większości tych obejmujących magię musiał polegać na pomocy siostry, bardzo chciał zobaczyć, jak to wszystko działa. I też sprawdzić, czy uda im się oszukać kadrę pedagogiczną, to znaczy, oszukać? Jakie oszukać! Przetest... Nabrać... Zrobić w bambuko... Uch, dobra, oszukać! Ich misją życia było sprawienie, by Cheoryeon, który nie potrafił rzucić ani jednego zaklęcia, ukończył liceum dla samych czarodziejów, najlepiej z możliwie jak najwyższymi wynikami. Ambitnie, co nie? I co za pomysł! Normalnie można by o tym później pracę naukową napisać! Jeszcze opublikować ją, żeby zaszokować społeczeństwo, a potem stracić swoje matury! I być może pójść siedzieć za to!
Wracając...
Kwestia teoretyczna nie stanowiła nawet najmniejszego problemu, ponieważ mógł się po prostu wszystkiego nauczyć oraz pojechać na wizjach z przyszłości, ale praktyka... Tak, praktyka. Serio, jeśli osiągną swój cel, to dla niego Suyeon będzie najpotężniejszą czarodziejką na świecie.
Pierwszy tydzień szybko minął, tym bardziej że wszyscy nauczyciele zrobili wtedy zajęcia organizacyjne. Prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero w drugi poniedziałek, kiedy to mieli, uwaga, uwaga, alchemię! O tak, alchemię! Beznadzieja. Ze wszystkich czarodziejskich przedmiotów zaczynali od alchemii. Kiedy to był absolutny banał! Wystarczyło zamieszać w kotle odpowiednie składniki! Nawet niepotrzebne były umiejętności kulinarne! W sumie dobrze, bo on w tym życiu totalnie się nie nadawał do kuchni, a jego perki kończyły się na zupce instant. Ale łatwizna totalna! Do magii nie trzeba było!
Co nie?
Co nie?
— Dzisiaj przygotujemy coś prostego — zaczęła prowadząca, starsza z kadry nauczycielskiej. — Eliksir regeneracji. Na pewno wam się przyda, jeśli po powrocie ze szkoły będziecie potrzebować do nauki szybkiego zastrzyku energii. Nie mylić z eliksirem uzdrowienia.
Uczniowie stali przy swoich stanowiskach, każdy miał własny kociołek z gotującą się wodą i przygotowane już wcześniej odpowiednie składniki. Nauczycielka mówiła, co po kolei dodać, powoli, aby każdy mógł nadążyć.
Cheoryeon popatrzył na czekający w miseczce fragment korzenia. Wziął go do ręki, obejrzał, powąchał.
— Ginseng? — szepnął do siebie, unosząc brew. — I my mamy to sobie tak o, w domu przygotowywać? Prędzej sobie kupię energola.
— Na energole też nas nie stać — rzuciła cicho do niego stojąca obok Suyeon.
— Może jak sprzedamy to, co nakradliśmy w kościele...
Siostra szybko go uciszyła. Wrócił myślami do zajęć.
Dobra, co babka od alchemii mówiła? Najpierw liście gruntka zwyczajnego, potem łodyga pokrzywy, ginseng, łyżeczka cukru...
On robił eliksir czy podwórkową zupę w kałuży? Nie, serio pytał. Bo już nie wiedział. Taką zabawę-eksperyment to sobie ostatni raz zrobił jako dwunastolatek: dał dzieciakom z sierocińca zagotowaną w paczce po chipsach wodę z kałuży, wymieszaną z trawą, jakimiś losowymi listkami i ziemią, mówiąc, że to herbata ziołowa. Potem przez parę dni mieli z Suyeon podwórko tylko dla siebie. Minus jeden dzień, który przesiedzieli „u spowiedzi”.
Korzystając z nieuwagi nauczycielki, zapuścił żurawia do siostry. Sprawdził, jak tam u niej, zaskoczył się, bo miała już prawie wszystko gotowe. Dziewczyna dodała szczyptę pyłu tęczowego motyla, cała zawartość kociołka płynnie zmieniła barwę z zielonej na przezroczystą.
— Chłopiec z heterochromią? — usłyszał.
Wzdrygnął się, popatrzył na mierzącą go wzrokiem nauczycielkę.
— Z czymś problem? — zapytała.
— Czy tęczowy motyl idzie na końcu? — zaimprowizował jasnowidz.
— Pył tęczowego motyla — niepotrzebnie go poprawiła.
— Pył tęczowego motyla.
— Tak, pył tęczowego motyla dodajemy na sam koniec.
— Dobrze, dziękuję!
Wrócił do swojego stanowiska.
Dobra, pora wreszcie zacząć.
Wrzucił do kociołka pierwsze składniki, zmrużył nieco oczy. Spodziewał się, że woda od razu zmieni kolor, lecz chyba za dużo naoglądał się seriali. Wziął do ręki drewnianą łyżkę, zaczął wszystko mieszać
Kolor dalej się nie zmieniał.
Cholerne seriale.
Dosypał cukru, nie przerywając mieszania. Zerknął ukradkiem na nauczycielkę, która zaczęła spacerować od stanowiska do stanowiska, sprawdzając, jak innym szło. Powrócił wzrokiem na swój wywar, złapał między palce korę brzozy iskrowej. Podpytał Suyeon, czy teraz miał to dodać; ta sprawdziła wygląd eliksiru, chwilę dumała, powiedziała, że woda powinna być zielona. Gdy jednak brat odparł, że dał już wszystko poza korą i pyłem, ostatecznie pozwoliła mu kontynuować.
Pokruszył korę, dorzucił do kociołka. Powrócił do mieszania.
— Suyeon, to nadal się nie robi zielone — szepnął zniżonym głosem.
— Jeśli masz pytania, to po prostu mnie spytaj — rzuciła nauczycielka, która niespodziewanie znalazła się tuż przy nim.
Zaskoczony podniósł na nią wzrok, wyprostował się gwałtownie. Przygryzł dolną wargę, dopiero po kilku sekundach poprosił o pomoc.
Kobieta zajrzała do kociołka, zmarszczyła brwi. Zamieszała łyżką, nabrała na nią trochę wywaru. Przyjrzała mu się dokładnie, powąchała.
— Dodałeś liście gruntka?
— Nie wiem? — odpowiedział szczerze. — Nie pamiętam.
Wychylił się zza nauczycielki w stronę Suyeon, posłał jej niepewne spojrzenie. Niestety siostra wzruszyła ramionami.
— Czyli nie — rzekła nauczycielka.
Zebrała z miseczki liście odpowiedniej rośliny, wrzuciła do kociołka. Całość momentalnie zmieniła kolor na zielony.
— Jeśli wszystko inne już jest, to możesz wsypać... — przerwała wtem.
Woda zaczęła podejrzanie bulgotać. Razem z Cheoryeonem pochylili się nad kociołkiem, z bardzo podobnym wyrazem twarzy przyglądając się zjawisku. Jasnowidz uniósł brwi, gdy pewien obraz mignął mu przed oczami, szybko się odsunął.
Wywar wystrzelił do góry niczym gejzer, zgodnie z poleceniami złośliwego losu prosto w twarz nauczycielki.
Krzyk rozniósł się po całej klasie, wszyscy jak jeden mąż odwrócili głowy w jednym kierunku. Kobieta pobiegła do zlewu, jakiś czas przemywała twarz zimną wodą, po czym wybiegła z klasy. Stukoty obcasów stopniowo zniknęły na korytarzu, nastała cisza. Uczniowie spoglądali na drzwi, potem przenieśli wzrok na Cheoryeona.
— Co się stało? — zapytała jedna dziewczyna.
— Wywar wybuchł — odparł najwyższy z chłopaków.
— To wiem!
Cheoryeon chwilę stał nieruchomo.
— Zapomniałem, że już dodałem gruntka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz