Czas płynie dla dziecka w nieco inny sposób. Często nie uświadamia sobie, jak wiele go minęło i ile się mogło w tym momencie zmienić.
Seymour długo nie mógł się przyzwyczaić do tego, że ten pulchny chłopiec, który pewnego dnia przekroczył progi posiadłości, to jego młodszy brat, Nicholas. Zapamiętał go jako śpiący w kołysce bochenek, który często płakał, jak na jego gust, ale śmiał się dużo i machał rączkami, gdy lewitowało mu się zabawki albo łaskotało w brzuszek. Nico był mały, nieskomplikowany, jadł jakieś papki i trzeba było go przewijać, a poza tym to garnął się na ręce, chociaż Seymour nie dawał rady podnieść go inaczej, niż pomagając sobie telekinezą. Wszystko było jakieś takie proste.
Teraz Nico był o wiele bardziej interaktywny – mówił, chodził za Seymourem, zadawał mu pytania, łapał za rękaw i chował się za jego plecami. Był też bardziej problematyczny – gubił się w posiadłości, pakował do zamkniętych skrzydeł, bał się trochę golemów, bez przerwy budził Jarvisa, i dostawał zadyszki, skoro tylko Seymour chciał go wyciągnąć do ogrodu. Seymour zaś, przekroczywszy magiczny wiek dziesięciu lat, był przez ojca traktowany jak niemal dorosły już mężczyzna, i szybko obarczony odpowiedzialnością za brata. Choć młody, z obowiązków zamierzał wywiązywać się przykładnie, by ojciec nie żałował pokładanego w nim zaufania, więc oczywiście, że ze wszystkich sił starał się sprawić, by Nico czuł się szczęśliwy w posiadłości i żeby nie był sam.
Seymour lubił jeździć na łyżwach, więc stwierdził, że Nico też na pewno będzie lubił. Starał się uprosić tatę, żeby zabrał ich nad jezioro, jednak z czasem wolnym u Cedrica było różnie, toteż stanęło w końcu na tym, że tata zaadaptował jakąś starą fontannę na sztuczne lodowisko, i zaprogramował Cortanę, by napełniła nieckę wodą w zimie. Seymoura zaś nauczył zaklęcia, które odtwarzało gładką powierzchnię, robiąc mu uprzednio solidny wstęp teoretyczny na temat defektów sieci krystalicznej.
— Jazda na łyżwach to jest trudna sztuka — powiedział Seymour, wiążąc łyżwę na stopie Nico. — Ale nie martw się, ja cię wszystkiego profesjonalnie nauczę.
— A jak się przewrócę?
— Złapię cię.
— Na pewno?
Seymour zawiązał kokardkę, podniósł wzrok na brata.
— Na pewno.
Nico trzymał się go za ramiona, jakby od tego zależało jego życie, a przerażony wzrok zjeżdżał w dół, ku tafli lodu.
— Ale trzymaj mnie.
— Trzymam, nie bój się.
Nico chwiał się tak, że Seymour sam czuł, że chyba zaraz się wywali, pociągnięty w dół przez te puchate rękawiczki. Starszy z braci pamiętał, jak tata uczył go jazdy, ale Nico miał z nią jakieś kompletnie wyjęte z kapelusza problemy. Chłopiec westchnął, czując budzącą się w piersi irytację. Jakby Nico nie mógł być choć trochę mniej pierdołowaty.
A potem przypomniał sobie, że na tego krągłego nicponia działały logiczne argumenty i jeśli się je mu wystarczająco wiele razy powtórzyło, to w końcu docierało. Więc Seymour zaczął mówić – o tym, że Nico powinien zaufać tacie, i skoro tata uważał, że takie lodowisko jest okej i jest bezpieczne, to było okej i bezpieczne. Poza tym obaj byli ubrani w grube ciuchy, więc nawet jak się jeden z drugim wykopyrtnie, to ten gruby puch kurtek wszystko zamortyzuje. No i nie rozwijali tu przecież takiej prędkości, żeby którykolwiek trafił tego drugiego łyżwą i coś mu zrobił. Byli też mali, no to upadek, jeśli by się trafił, byłby z małej wysokości.
— Nie pękaj, Nico, nic nie będzie.
Nico przestał pękać, powoli, powoli nabierał odwagi, przestał w końcu wpatrywać się tak mocno w lód, a nogi stanęły nieco pewniej. I już, kiedy wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu i najmłodszy z Silverthornów polubi w końcu jazdę na łyżwach, Nico wjechał we fragment podrapanego lodu, łyżwa odjechała, dzieciak stracił równowagę.
Seymour zareagował w okamgnieniu. Błysk błękitu, krótki gest, Nico krzyknął, lewitował tuż nad zimnym lodem. Jego brat odetchnął.
— Mówiłem, że cię złapię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz