26 listopada 2023

Od Cheoryeona do Octavii

Kamyk był szczurem, który miał dobrze w życiu. Dwójka opiekunów, którzy solidnie się nim zajmowali: regularnie go karmili (choć teraz trochę mniej, bo musiał pozbyć się nieco tłuszczyku, chlip), zmieniali codziennie wodę na świeżą, dokładnie sprzątali klatkę, z której często go wypuszczali i pod ich okiem zwierzak mógł sobie dreptać do woli. Co więcej, był nawet zabierany na zewnątrz, żeby poznawać świat! Tak było właśnie dzisiaj.
Gdy Cheoryeon miał wolne i swędziało go, żeby gdzieś wyjść, ale nie jako Cherry Moon, a po prostu zwykły cywil, niemal zawsze zabierał ze sobą Kamyka. Trzymał go z reguły na ramieniu (czasami zabierał torbę nerkę), pozwalał rozglądać się i podziwiać świat. Sprawdzał, czy uda mu się przemycić go do różnych sklepów, oglądał reakcje ludzi w mieście na typka z kanałowo szarym gryzoniem, w kawiarni, cukierni czy knajpie, z której go nie wywalili, robił wspólną „randkę”.
Normalnie niesamowite przygody Cheoryeona i Kamyka.
Potem zwykle szli do losowego parku. Po jedzeniu oraz łażeniu jasnowidz chciał gdzieś posiedzieć, poczilować. Nierzadko kończył, leżąc na wolnej ławce ze szczurem zakrywającym mu oczy. Jak teraz.
Pogoda dopisywała: słońce co chwilę zakrywały chmury, lecz nie było zimno ani nie wiał nieprzyjemny wiatr. Pora sprawiała, że w parku panował spokój, a ponieważ jasnowidz przebywał w dobrze znanym mu parku, okoliczni zdążyli się już przyzwyczaić do widoku, jaki sobą prezentował.
O tak, lubił takie leniwe dni.
— Cześć, mały. Ale jesteś piękny.
Odruchowo zmarszczył brwi. Usłyszał te słowa na tyle blisko siebie, że nie miał wątpliwości, że ich autor był tuż przy nim. Jakiś dzieciak się zaciekawił? Cóż, tak w sumie to się nie dziwił. Zobaczenie kogoś leżącego w parku na ławce ze szczurem na twarzy nie należało do częstych sytuacji, o których każdy opowiadał z takimi szczegółami, aż wszyscy odczuwali wrażenie, że żyli tym samym życiem, w jednej wielkiej symulacji. I tak jak dorośli zwykle omijali go szerokim łukiem, uważając za dziwaka (którym on wcale, ale to wcale, absolutnie, na sto dziesięć procent nie był), tak dzieci w momencie, w którym udało im się wyrwać z uścisku rodziców, podbiegały, żeby tradycyjnie zaczepić. Raz nawet miał sytuację, jak jakiś bachor zabrał mu Kamyka i zaczął uciekać, ale Cheoryeon go szybko dorwał, a najprzyjaźniejszy szczur na świecie dodatkowo ugryzł gówniarza w rękę. Ach, co to było za zdarzenie!
Szkoda tylko, że potem sam jasnowidz oberwał od matki dziecka.
Dobra, tą sprawą zajmie się szybko. Nie przepadał za małolatami, więc dołoży starań, by pozbyć się szczenięcego natręta.
Podniósł szczura z twarzy, otworzył oczy, ujrzał nad sobą kompletnie obcą mu dziewczynę.
— AAAAAAAAAAAAAAAAA!
Zerwał się jak poparzony, przycisnął do piersi Kamyka; gdyby nie oparcie ławki, najprawdopodobniej by z niej zleciał.
Nieznajoma nonszalancko zignorowała wrzask, jak gdyby nigdy nic nie usłyszała. Wciąż wpatrzona w gryzonia, wskazała go palcem, pytając:
— Cześć, to twój szczur?
Do Cheoryeona jednak jakimś cudem nie doszły te słowa. Widząc ruch jej ręki, skulił się, zupełnie przerażony.
— AAA, ZOSTAW MNIE, JESTEM ZA MŁODY, BY PO RAZ KOLEJNY UMIERAĆ!
Zasłonił się Kamykiem, jakby ten mógł go ochronić przed tym, co widział. A widział wiele. Z pozoru normalna dziewczyna otoczona była przygniatającą, a jednocześnie wbijającą się niczym setki szpilek aurą. Jasnowidz miał za sobą wiele żyć, ale jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego z tak małej odległości. Miał kiedyś do czynienia z najprawdziwszym, złowrogim demonem, lecz doświadczenie to było niczym ponad podziurawionym wspomnieniem. Teraz jednak było zupełnie inaczej. To się działo tutaj, w tym momencie, a on nie odczuwał niczego poza strachem.
Unikając punktu, w którym znajdowało się zagrożenie, rozejrzał się pospiesznie we wszystkich możliwych kierunkach, wypatrując czekającego na niego Żniwiarza. I choć żadnego nie dostrzegł, zamiast ulgi poczuł większy strach. Złośliwość losu sprawiła, że musiał sobie przypomnieć o istnieniu nieprzewidzianych śmierci. Super, świetnie, idealnie, umrze bez wiedzy kogokolwiek z Zaświatów i utknie w tym świecie jako smętny duch! Zostawi Suyeon i Kamyka na pastwę brutalnego losu! Nie będzie mu dane więcej...!
— Mogę pogłaskać?
Zamrugał parę razy, rozpraszając tym samym zbierające się łzy. Podniósł odrobinę głowę, wyjrzał zza szczura, lecz wzdrygnął się i zachłysnął powietrzem, gdy wymienił spojrzenie z dziewczyną. Akurat dostrzegł mrożące krew w żyłach, ciągnące się przez jej policzek pęknięcie. Był przekonany, że jakaś za chwilę z niego wylezie.
Chciał coś konkretniejszego powiedzieć, lecz z jego ust zdołało się wyślizgnąć tylko ciche:
— Hę?
Minęły dwie wydające się być godzinami sekundy.
— Mogę pogłaskać? — powtórzyła niewzruszona dziewczyna.
NIE, NIE MOŻESZ, TO MÓJ UKOCHANY KAMYK, ZOSTAW GO, IDŹ PRECZ, PRZEPADNIJ W ODMĘTY WYRWY MIĘDZYŚWIATOWEJ, PRZEKROCZ HORYZONT ZDARZEŃ W CZARNEJ DZIURZE, NIE POJAWIAJ MI SIĘ WIĘCEJ NA OCZY, CHCĘ DŁUŻEJ ŻYĆ, MAM CEL, DOM, RODZINĘ, PROSZĘ...!
— T-Tak, tak — odpowiedział pospiesznie. — Tylko ostrożnie — dodał ciszej.
Zdał sobie sprawę, że gdyby odmówił, najprawdopodobniej by zginął.
Wolno, ale to bardzo wolno się wyprostował, opuścił nogi na ziemię. Położył szczura na udach, nie wiedział, co zrobić z dłońmi, więc wpierw wsunął je do kieszeni swojej sztruksowej, benjohnowej kurtki, a po sekundzie nerwowo oparł o deski ławki.
Nieznajoma powoli wyciągnęła rękę – Cheoryeon odruchowo zamknął oczy, zacisnął dłonie, wbijając niemocno paznokcie w skórę. Na szczęście nie poczuł na sobie dotyku, który wyssie z niego całą energię życiową i pozostawi po sobie jedynie pustą powłokę. Nie doczekawszy się mrocznego wyroku, powoli podniósł powieki, zerknął na chude palce dziewczyny, które muskały futerko Kamyka. Zwierzak poruszył ogonem, przymknął oczka.
Jasnowidz chwilę mierzył szczura wzrokiem.
Co za zdrajca, tak po prostu dać się głaskać. On to był zbyt społeczny, zbyt społeczny...
— Jaki mięciusi — mówiła dziewczyna. — Taki przyjemny w dotyku!
No przecież, Cheoryeon zapewniał mu najlepsze kąpiele. To znaczy bliźniaki.
— I jaki uroczy! — ciągnęła dalej. — Jak masz na imię?
— Pytasz mnie czy szczura? — rzucił bez namysłu chłopak.
— Oczywiście, że szczura.
Zmrużył wymownie oczy.
— Nie wiem, niech ci sam powie.
Słysząc te słowa, nieznajoma spojrzała na niego.
— K-Kamyk, Kamyk, Kamyk! — wypluł z siebie spanikowanym tonem. — Kamyk!
On momentami naprawdę się dziwił, jakim cudem nie został zaciągnięty gdzieś w ciemny zaułek i dźgnięty tak z dziesięć razy za to swoje głupie gadanie.
Dziewczyna powróciła wzrokiem na gryzonia, dalej głaszcząc.
— Masz na imię Kamyk? — spytała go (Cheoryeon był przekonany, że zwierzak przytaknął). — Bo jesteś szary jak kamyk? Pasuje ci!
No ba, że pasuje, Cheoryeon sam wymyślił.
Korzystając z okazji w tej niesamowicie absurdalnej chwili, postanowił przyjrzeć się nieznajomej. Jej zachowanie było niepodobne do wyglądu, wręcz kompletnie inne. Ot, kucała sobie przed nim i z fascynacją głaskała szczura, jakby był on największym cudem na tym świecie. Chłopak totalnie nie rozumiał tej sytuacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal się bał. Dziewczyna dalej wyglądała przerażająco, niczym czające się w koszmarach monstrum. Powinien stłumić swoją moc, stłumić, pliz, pliz, niech się stłumi, nie chciał tego widzieć, nie chciał!
Zmarszczył w obawie brwi.
— Na co jej tyle oczu... — cicho jęknął.
Na jego nieszczęście nieznajoma to usłyszała. Pospiesznie zmierzyła siebie wzrokiem, odetchnęła chyba z ulgą, lecz wtem spojrzała na niego. Jasnowidz przełknął głośno ślinę. Nieeeeeeee, przywidziało mu się, na sto dziesięć procent, hahaha! Nie było oczu, nie było oczu, nie było żadnych oczu, żadnych pęknięć, żadnych strasznych...
— A wiesz, że mój Kamyk umie w sztuczki? — zagadał, w trochę nieudany sposób próbując ukryć drżenie głosu.
Poprawił swoją pozycję, ostrożnie odsuwając się kawałek od dziewczyny. Zmierzwił sierść szczura, następnie z pstryknięciem zawołał go po imieniu, by skupić na sobie jego uwagę.
— Kamyk, baczność. — Wskazał dłonią górę.
Szczur posłusznie stanął na dwóch tylnych łapkach.
— Obrót. — Zakręcił palcem wskazującym w powietrzu.
Drepcząc, zwierzak obrócił się wokół własnej osi, spojrzał znów na chłopaka z wyczekiwaniem.
— Łapa. — Cheoryeon wystawił przed nim dłoń.
Szczur podszedł bliżej, położył łapkę na palcu jasnowidza.
— Druga łapa.
Zrobił to samo z lewą łapką.
— Buzi. — Dotknął palcem policzka.
Gryzoń wskoczył na kurtkę, wdrapał się po niej na bark i noskiem musnął policzek.
— Dobry Kamyk!
Cheoryeon wygrzebał z kieszeni smakołyk, dał szczurowi i pogłaskał go po grzbiecie.
Lata solidnego uczenia dawały okazałe owoce. Kamyk tyle potrafił, że to było aż niesamowite. Serio, najmądrzejszy szczur na świecie. Nie było drugiego takiego, Cheoryeon nie wyznawał w to wiary. Tylko Kamyk, jedyny w swoim rodzaju. Najlepszy.
Popatrzył ukradkiem na dziewczynę. Ku jego pewnemu zaskoczeniu, wpatrywała się ona w Kamyka w pełni zafascynowana. Czyżby sztuczki podziałały? Powoli naprawdę zaczynał się gubić w tym wszystkim. Potężna, przerażająca istota, która pewnie mogła go w sekundę złamać niczym suchą gałązkę, która widziała każdy jego najmniejszy ruch, była wniebowzięta od zwykłych szczurzych sztuczek. Chwila, czy słowo „wniebowzięta” pasowało? Jak tak się zastanowić, niby tak, ale jednocześnie nie. Co to za jakaś zagadka...
Nie to było teraz istotne.
Znów poprawił swoją pozycję, cicho odchrząknął. Dobra, coś musiał zrobić. Coś musiał zrobić. Dobra. Zrobić coś musiał. Zrobić musiał coś. Coś musiał, dobra, zrobić...
— Chcesz jedną spróbować?
JAKIE CHCESZ JEDNĄ SPRÓBOWAĆ?????
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, które jakoś tak nienaturalnie dla jej aury błysnęły ekscytacją.
— Tak! — odparła żywiołowo, pokiwała głową.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Wdech, wydech, Cheoryeon, wdech, wydech. Będzie dobrze. A przynajmniej trzeba mieć nadzieję.
— O-Okej, to ułóż dłonie w ten sposób.
Wykonał z palców pistolet (udał, że ręka ani trochę mu się nie trzęsie), dziewczyna podążyła w jego ślad.
— Teraz skieruj w niego i powiedz: „Pif-paf”. Tylko tak z życiem.
Pstryknął palcami i wskazał nieznajomą, by skupić na niej uwagę szczura. Gdy zwierzak czekał na komendę z jej strony, chłopak dał sygnał.
— Pif-paf! — zawołała, kierując pistolet z dłoni w gryzonia.
Kamyk wywrócił się na grzbiet, z wyciągniętymi łapkami zastygł w bezruchu. Cheoryeon popatrzył na niego, uśmiechnął się w duchu. Do teraz był dumny, że nauczył go tej sztuczki. Inni zawsze uwielbiali ją widzieć. To pozytywne zaskoczenie, te spojrzenia pełne szacunku i zazdrości, że miał takiego spasionego, to znaczy wypasionego szczura!
— Nie! — usłyszał rozpaczliwy głos.
Wzdrygnął się, spojrzał na dziewczynę, zamrugał parę razy. Nieznajoma wyglądała, jakby była przerażona i jednocześnie na granicy płaczu: rozłożyła drżące dłonie nad szczurem, niby zamierzała go dotknąć, ale się bała.
— Co ja zrobiłam? — szepnęła cicho do siebie rodem załamanej postaci z filmu.
— Nienienienienie, on żyje, żyje! — zaczął ją zapewniać pospiesznie jasnowidz. — Patrz, żyje! Kamyk, wstawaj, wstawaj, Kamyk, żebyśmy oboje żyli! — ostatnie trzy słowa wypowiedział ciszej niż resztę.
Szturchnął lekko szczura, tamten przewrócił się na brzuch, podniósł głowę i spojrzał na swojego opiekuna. Widząc to, twarz dziewczyny momentalnie się rozpromieniła.
Reakcję miała lepszą niż niejedno dziecko.
Tak właściwie to jak Cheoryeon skończył w tym całym chaosie? Już zapomniał. I co to za chaos w taki spokojny dzień? Nie miał on nastąpić znacznie później, dalej w przyszłości? Nie było energii, nie było skrzydeł, hello?
— Dobry szczurek! — zawołał tonem charakterystycznym dla właścicieli zwierzaków.
Sięgnął do kieszeni po kolejny szczurzy smakołyka, w ramach wynagrodzenia wręczył Kamykowi jeden z większych kąsków. Tamten od razu pochwycił zdobycz, przycupnął i zaczął ją skubać. Cheoryeon kilka sekund patrzył na niego, aż wreszcie dość opornie przeniósł wzrok na dziewczynę.
— I jak? — spytał niepewnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz