Mama już trzeci raz przyszła do jego pokoju, by dobudzić jedynego syna i zmusić go, by poszedł w końcu na śniadanie, Merlin jednak uparcie odmawiał wyjścia z łóżka, nakrywając się kołdrą na głowę i udając, że go nie ma. Dzieciak zwinął się w kłębek w pościeli, oplótł kolana ramionami i wcisnął nos w poduszkę, zaciskając mocno powieki. Nie chciał iść do szkoły.
Kiedy jego starsze siostry poszły do szkoły, wracały z niej całe uśmiechnięte i szczęśliwe, opowiadały o nowych rzeczach, których się nauczyły, a potem sprowadzały całe stada poznanych w klasie koleżanek, żeby wyżarły z domu wszystkie ciastka, chichrały się do nocy, siedząc zamknięte w pokojach, obgadując nauczycieli, zachwycając się gwiazdami filmowymi i muzycznymi, i nie dając się mu wyspać. Merlinowi wydawało się, że on też tak będzie miał – że lekcje będą fajne i ciekawe, a jak już się skończą, to on też przyprowadzi stado koleżanek do domu, będą sobie jeść kanapki z dżemem i chichrać się do późna, rysując jednorożce albo oglądając anime. Niestety jednak, szybko okazało się, że szkoła wcale nie jest fajna, lekcje są beznadziejne, nauczyciele wymagają nie wiadomo czego, a potem i tak do dziennika wpada dwója. Zaś jeśli chodzi o stado koleżanek, to Merlin nie mógł pochwalić się niczym w tej materii – na przerwach przeważnie siedział sam, czasem tylko zaczepiały go jakieś inne osoby, ale jakoś nie był przekonany, żeby doszedł z tymi znajomościami do etapu wspólnego chichrania się. Znaczy, miło mu było, jak Hawthorn do niego zagadał, albo jak Guinevere przypominała mu, że trzeba zrobić pracę domową. Albo czasem przychodziła ta nowa dziewczyna, Bernadette, ale to głównie w przerwie obiadowej, jak Merlin jadł, no i zawsze wyciągała od niego coś słodkiego. Chłopiec miał wrażenie, że dopóki nie mieli nikogo innego do pogadania, to do niego przychodzili, tak z nudów, żeby zabić czas. Ale gdyby go zabrakło, gdyby chociażby wziął i zmienił szkołę, to by pewnie nie zauważyli, a nawet jeśli, to zapomnieliby o nim po tygodniu.
— Merlin! — mama stanęła w drzwiach pokoju, w głosie brzmiała zapowiedź dodatkowego dyżuru ze zmywaniem. — Przecież spóźnisz się do szkoły, co ty wyprawiasz?
— Jestem chory! — Burknął w poduszkę. — Nigdzie nie idę!
Hermiona westchnęła ciężko, Merlin spodziewał się już, że kołdra zostanie zdjęta z niego przemocą, a on sam zostanie przelewitowany do kuchni i usadzony na swoim krześle. Nic takiego jednak się nie stało, drzwi się zamknęły, mama odeszła parę kroków, Merlin usłyszał, że coś mówi. Wystawił głowę spod kołdry, doleciały do niego przytłumione słowa.
— Weź z nim porozmawiaj, przecież to tak nie może wyglądać, ja już nie mam siły…
— Odpuść mu dzisiaj, spróbuję to jakoś załatwić.
Kolejne kroki, tym razem zbliżające się do pokoju. Merlin pospiesznie schował się znów pod kołdrę.
Drzwi kliknęły, znów kroki, ciężar zaległ na łóżku.
— Merlinek? — Dłoń taty pogłaskała kołdrę. — Pokaż mi się, zmierzę ci temperaturę.
— Nie trzeba, to nie przeziębienie, tylko no… — Merlin na szybko klecił jakieś kłamstwo. — Brzuch mnie boli. I głowa też. Nie mogę się ruszyć ani iść do szkoły.
— No, to brzmi bardzo poważnie. — Tata westchnął, zakołysał się na krawędzi łóżka, w końcu klepnął lekko kołdrę. — Wiesz, jak zrobimy? Teraz sobie jeszcze trochę pośpisz, a jak odpoczniesz i lepiej się poczujesz, to zrobię ci herbaty i coś razem zjemy, dobrze?
Merlin odważył się wystawić czubek nosa spod kołdry. Spojrzał na tatę z lekkim niedowierzaniem – serio mu uwierzył? – a potem pokiwał niemrawo głową.
— Jak do tego czasu nie umrę, to tak zrobimy.
Rincewind posłał mu pogodny uśmiech.
— Postaraj się w takim razie nie umrzeć. Miałem dzisiaj ochotę upiec jakieś babeczki.
Po porannym chaosie dom ucichł, uspokoił się, gdy mama poszła do pracy, a dziewięć sióstr rozjechało się po mieście, zdążając na lekcje. W domu został tylko tata, sprzątający pobojowisko po śniadaniu, oraz mały Merlin, udający, że śpi jak kamień. Nie dane mu było jednak zbyt długo udawać. Brzuch, który wcale go nie bolał, odezwał się gniewnym burczeniem, nie dostawszy swoich zwyczajowych kanapek z dżemem na czas. Chłopiec pokręcił się jeszcze trochę w pościeli, nim w końcu postanowił wstać. Z ociąganiem założył swoje kapcie w jednorożce i poczłapał na dół, do kuchni.
Dzieciom często niewiele było trzeba, by poprawić nastrój, zaś jeśli chodziło o Merlina, to jego tata bardzo dobrze wiedział, że nieco słodkiego potrafiło zdziałać cuda. Chłopiec szybko zapomniał o tym, że miał być chory i miał go boleć brzuch, gdy tata obiecał pyszne babeczki z jagodami. Merlin radośnie dał się wciągnąć we wspólne przygotowanie ciasta i nawet poleciał do ogródka po jagody. Uśmiech zagościł na tej szczupłej buzi, iskierki znów zapłonęły w oczach, gdy perspektywa pójścia do szkoły zniknęła z horyzontu, zastąpiona słodkim jedzeniem i gorącą herbatą. Tata nie kazał mu się nawet ubrać i wszystko wskazywało na to, że Merlin cały dzień spędzi hasając sobie beztrosko w piżamie. Posiedział trochę, obejrzał ze dwa odcinki anime, tata nawet dołączył i wcale mu nie przeszkadzało, że to środek trzeciego sezonu. Merlin dzielnie tłumaczył, co się właśnie działo i dlaczego, Rincewind zaś kiwał głową, zadawał pytania i śmiał się wtedy, kiedy było trzeba.
Potem wzięli się za robienie obiadu, potem jeszcze przejrzeli jakieś stare zdjęcia, Merlin powiedział, że tęskni za babcią. Obiad się ugotował, zjedli, resztę tata studził, chował na wieczór, kiedy wszystkie dziewczyny wrócą głodne i zmęczone. A potem jeszcze poszli posiedzieć ogrodzie, Merlin upolował parę truskawek i doszedł do wniosku, że chciałby, żeby każdy jego dzień tak wyglądał.
Chyba. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Mimowolnie wrócił myślami do szkoły, zastanawiając się, co robiła reszta klasy. Poczuł, że jakoś tak jednak trochę mu się nudzi, ale tylko odrobinkę, no i też pomyślał, że niby oglądanie anime z tatą jest spoko, ale pooglądałby raczej z kimś w jego wieku. Oglądanie z tatą było jednak trochę lamerskie. Znaczy, tata spoko, ale jednak no…
Poszedł po coś do swojego pokoju, szybko zapomniał, o co mu chodziło, gdy wzrok padł na telefon. Różowy, z klapką i dyndającymi koralikami, leżał na biurku, mrugając diodą powiadomień. Merlin wziął telefon, otworzył, uśmiechnął się głupio, widząc SMSy.
Będziesz na przyrodzie? Pani będzie zbierać zielniki
Jasne, że zapomniał, że trzeba zrobić jakikolwiek zielnik i nie miał nic przygotowane, choć przypomniał sobie, że Guinevere wspominała o tym w zeszłym tygodniu.
Merlin, obiecałeś mi watę cukrową ze sklepiku!
Założyli się z Bernadette o jakąś durnotę, Merlin oczywiście przegrał i mógł jej albo oddać swojego kapsla z jednorożcem, albo kupić watę cukrową. Kapsel był oczywiście bezcenny, więc Merlin zdecydował się przebulić swoje kieszonkowe na tę nieszczęsną watę.
Facetka mówiła dzisiaj o tych dzikich portalach i to wszystko było źle. Ja wiedziałem, że jest przekupiona przez rząd, żeby robić nam wodę z mózgu
Hawth zawsze miał jakieś dziwne pomysły jeśli chodziło o przerabiany materiał w szkole – Merlin już się przyzwyczaił do tego, że chłopak jest serio inteligentny, ale pod drugim dnem doszukuje się trzeciego i czwartego, a potem narzeka, że nie dokopał się do piątego.
Będziesz chciał zeszyty jutro? Merlin, jesteś chory czy coś?
Chłopiec uśmiechnął się, wystukał szybko odpowiedź. Może w sumie ta szkoła nie była taka zła. Może jednak gdyby ją zmienił, to nie wszyscy zapomnieliby o nim w pierwszym tygodniu. Może poszedłby tam jutro, tak tylko sprawdzić, jak się sprawy mają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz