– Nie wejdę tam.
Pilot Delta Pup jest barczysty, z równą, kwadratową szczęką. Wygląda jak typowy fan militariów, który dopisał się do wojska, jak tylko strzeliła mu osiemnastka. Teraz może mieć (na tym swoim ogromnym) karku nie dużo więcej, może ze dwadzieścia. Bernardowi nadal przypomina jednego ze szkolnych łobuzów, które chowały mu na przerwach plecak.
Jaeger jest równie wielki i przerażający, jak jego pilot. Maszyna góruje nad wszystkim w hangarze, z wielkimi, metalowymi łapami i ogromnym, wodorowym silnikiem w samym środku jej piersi. Ciepło nadal emanuje z robota, czerwień pozostałej energii oblewa ciemną stal wokół serca maszyny, chociaż została odłączona wiele godzin temu.
Kto by pomyślał, że ludzkość postawi tak wielki, środkowy palec monstrom ze środka oceanu. Że zbuduje metalowe potwory w swoje podobieństwo, by zrobić z apokalipsy wielki festiwal wrestlingu. Na pewno nie Bernard.
Jeszcze przed otworzeniem Wyłomu był rybakiem na przemysłowej barce, z umową, która zawiodła ich aż pod Hongkong. Potem, no. Wszystko jebło i potwory z innego wymiaru wylazły ze środka Pacyfiku, a Bernard, jakimś cudem, znalazł sobie przytulne miejsce w samym środku bazy Pan Pacific Defense Corps. W organizacji ONZ. Co prawda tylko sprzątając, ale kurwa, ONZ? On, zwykły rybak?
– Co, psycha siadła woźnemu? – komandos syczy szyderczo, popycha Bernarda jeszcze mocniej. Drugi pilot Delta Pup, blondyn w uniformie z plakietką oznajmiającą, że ma na imię Artur, obserwuję całą tę sytuację z niesmakiem.
– Daj mu spokój – burczy pod nosem, choć niezbyt przekonująco.
Delta Pup jest ogromną maszyną, jedną z pierwszych, które PPDC przyciągnęło do hangaru. Ma podwójnie opancerzone nogi, które mogą się cofnąć, żeby zamiast brodzenia po wodzie, maszyna mogła szybciej się poruszać. Jedna ze starszych wersji, która nawet nie wymaga specjalistycznego drivesuitu, żeby połączyć pilota z maszyną. Mało przypomina psa, mimo swojego aliasu, chociaż jej kokpit jest nienaturalnie wydłużony, w porównaniu z innymi Jaegerami. To delikatna robotyka, jednak mimo lat i starć z kilkoma Kaiju, nadal jest jedną z perełek PPDC. Gdyby tylko znaleźli lepszych pilotów. Albo pilota. Jeden z nich wydaje się przyzwoity. Ale tylko jeden.
Bernardowi kazali wysprzątać ten przeklęty kokpit, bo ktoś (ten wojskowy dryblas, bo kto inny) postanowił podrzeć dane ostatniego, nieudanego Dryftu na kawałki przed oczami wszystkich techników. Bo po co komu potrzebne są dane naukowe?
Dobrowolnie Bernard na pewno nie wszedłby do żadnego z robotów. Ale teraz, w drzwiach kokpitu, z mopem w ręku, mając za plecami tego przeklętego komandosa, który się na niego uwziął, stoi między młotem a kowadłem.
Bernardowi nawet nie udaje się odszczekać pilotowi, kiedy ten spycha go w głąb kokpitu, tak, że obija się o maszynerię sterowania. Potężne, metalowe szczypce chwieją się pod ciężarem. Artur, drugi pilot, nadal stoi podpięty pod stery. Ręce i nogi wpięte w ciasne klamry, nawet jego tors jest przepasany maszynerią. Bernardowi przypomina to trochę zwierze zamknięte w klatce, ale przecież piloci sami piszą się na swoją dolę. Więc ani trochę mu go nie szkoda.
– Jones, daj mu spokój do cholery – Artur wydaje się dość poirytowany całą sytuacją, ale nadal nie schodzi ze steru. Może próbował przejść Dryft ponownie, tylko samemu, znaleźć odpowiednie połączenie z maszyną jeden na jeden? Bo patrząc na ostatnie starcia z Kaiju, piloci Delta Pup nie byli zbytnio kompatybilni.
– To tylko żarciki, co nie? – Jones, wreszcie ten przeklęty dzieciak ma imię, rechocze.
Bernard chce mu odszczekać, ale zanim może nawet otworzyć usta, Jones znów go trąca. Na tyle mocno, że Bernard traci równowagę. Próbując się wyratować, wyrzuca z rąk mopa, który nokautuje Jonesa. Ten upada z jękiem na podłogę, kopiąc nogami w powietrzu. Jedna z nich trafia Bernarda w bok, przez co ten leci na łeb, na szyję.
Prosto w metalowe szczypce steru robota.
– Kurwa, Jones, ty idioto – krzyczy Artur, ale jest już za późno.
Delta Pup rozpoznała drugą osobę w kokpicie i wbiła zęby w Bernarda, zaciskając szczęki maszynerii na jego kończynach. Nagle z sufitu zjeżdżają hełmy, te same, które Bernard obserwował na małych ekranach podczas próbnych startów. Nikogo nie ma w kontroli, nikt nie zatrzyma Dryftu. Jest po godzinach, do cholery.
Rzuca spanikowane spojrzenie na Artura. Ten wydaje się dziwnie pogodzony z sytuacją. Kiwa głową i zamyka oczy, gdy kask zasłania mu twarz, wypełniając się płynem.
– Powodzenia.
Bernard chce się wić, wyrywać, uciec, ale płyn wypełnia mu usta, oczy, uszy. Czuje się jak ryba wyciągnięta na powierzchnie.
Gdy otwiera oczy ponownie, ma wrażenie, jakby obudził się po raz pierwszy w życiu. Jakimś cudem w nim, obok jego świadomości, jest druga świadomość. Puzzle układają się w obraz, ten jeden fragment, którego zawsze brakowało (chociaż Bernard o tym nawet nie wiedział), wsuwa się na swoje miejsce. Bernard słyszy wszystkie swoje myśli, przeżywa wszystkie swoje wspomnienia na raz.
Ale nie tylko. Obok swoich, słyszy szept z głowy kogoś innego.
Cześć.
Ciepłe słońce, zimne morze. Wyłom, w którym stracił rodziców. Wieloletnie ćwiczenia, Jaeger Academy ukończone z laurami. Wreszcie pierwsza maszyna do prowadzenia. Delta Pup i przeklęty komandos u jej boku, z którym nie może przestać się gryźć. Nieudane misje. Groźba utraty statusu pilota. I nagle ktoś, kto bez problemu potrafi przeczytać jego myśli, jego duszę bez zbędnych zgrzytów. Totalnym przypadkiem.
Silnik budzi się ze snu, pomrukuje jak zadowolony kot. Bernard podnosi rękę, czuje, jak robot wzdycha siłą śrub, trybów, zębatek, i rusza rękę tuż za nim.
Bernard widzi swoją przyszłość w Dryfcie, widzi przeszłość Artura. Artur czuje emocje Bernarda, przemiela jego wspomnienia, dodając notki. Hej, patrz, ja miałem tak samo. Hej, też lubiłem ten zespół. Też przed Wyłomem chciałem zwiedzić świat. Hej, może to ma sens.
Bernard odwraca głowę w bok i chociaż nie widzi Artura, czuje emanujące z jego strony ciepło. Delta Pup promieniuje siłą i zaufaniem, jakby Bernard coś odblokował w maszynie. I nagle wszystko ma sens.
Cześć.
Synchronizacja neuronowa się powiodła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz