Klient opuścił Pokój Jasnowidza; gdy zniknął z pola widzenia, Cheoryeon uderzył pięścią w blat stolika. Skrzywił się, czując nagły ból, potrzepał ręką, pochuchał.
Że też akurat dzisiaj trafił mu się taki beznadziejny klient! Przyszedł sobie jakiś dziwnooki syreno-wampirzy hybryd truć mu tyłek jakimiś bzdetami! Pogoda, pogoda! O pogodę pytać! Jasnowidza! To się sprawdzało prognozę w Internecie albo telewizji, a nie chodziło po jasnowidzach! I jeszcze na koniec śmiał zrzędzić, że musiał tyle za to płacić! Należało mu się! Do rachunku zostało doliczone też odszkodowanie za nerwy, jakie Cheoryeon potracił w tym wszystkim! Złośliwie kazał mu więcej zapłacić!
Ach, ale dobra, czego się nie robiło dla pieniędzy. I słownego zapewnienia, że Dante porozmawia z Voxem na temat BenJohna... Ta, już to widział. Nawet nie potrzebował sprawdzać w przyszłości, żeby wiedzieć, że ten wodny komar niczego nie załatwi. Zmarnowany czas, po prostu zmarnowany czas.
Podniósł ze stolika kilka banknotów, przeliczył je dokładnie.
Ech, mógł wyłudzić więcej.
— Nie możesz tak się drzeć na klientów — usłyszał.
Westchnął ciężko, rzucił na blat pieniądze. Spojrzał przelotnie na Suyeon, która wyszła zza schowanymi za iluzjami drzwi. Dziewczyna podeszła bliżej, zabrała zapłatę od klienta i schowała ją do już wcześniej przygotowanej koperty.
— Sam się zaczął na mnie drzeć, rybi pięściarz jeden! — jęknął Cheoryeon, z głośnym westchnieniem oparł się plecami o krzesełko.
Siostra rzuciła w niego krytyczne spojrzenie. Ten od razu to poczuł.
— No co? Wszystko jego wina!
Skrzyżował ręce na piersi, dmuchnął we fragment grzywki, który pod wpływem powiewu na moment lekko się uniósł.
— Ale nie zmienia to faktu, że potrzebujemy tego. — Suyeon pokazała kopertę.
— Racja — przyznał bez bicia.
Ostatnio bliźniaki wymyśliły sobie, że chcą pojechać na wycieczkę. Gdzie dokładnie? Po długich wieczorach poświęconych na dumanie ustalili sobie, że wybiorą się do Yeongsanguk, kraju, z którego pochodzili ich rodzice. Chcieli z bliska poznać rodzinne miasto mamy i taty, zwiedzić inne ciekawe miejsca, zakosztować dobrego jedzenia. Ambitny plan, to prawda. Zwłaszcza że na drodze stała poważna przeszkoda.
Pieniądze.
Ich życie zdecydowanie za bardzo było od nich uzależnione. Może gdyby mieli odrobinę więcej szczęścia, nie musieliby teraz tyle harować. Płaca grafika nie należała do tych złych, ale co tydzień wydawali niemiłą sumę na jedzenie, dołożyć do tego jeszcze miesięczne opłaty, podatki, inne potrzeby, aż ostatecznie niewiele im zostawało na przyjemności. Ponadto ostatnio z niewiadomych przyczyn jakoś mniej osób zaglądało do Pokoju Jasnowidza. W sumie to ogólnie nie mieli tutaj zbyt dużego wzięcia. Jak na świat pełen magii i nadnaturalności mało kto wierzył w prawdziwe intencje jasnowidzów, szamanów, mediów i innych podobnych. Może dlatego, że tak łatwo dało się tu oszukiwać? Bliźniaki same to częściowo robiły. Te gasnące świece, świecące kamienie, wszystkie pozostałe efekty były niczym ponad iluzjami, mającymi za zadanie zapewnić klientów, że tutaj jasnowidzenie było czystą prawdą. Poza tym jeśli byli zdesperowani, wciskali nieprawdziwe talizmany odpychające, równie nieprawdziwą, złą przepowiednię.
Oszczędzanie było znacznie trudniejsze, niż się wydawało.
Może powinien zacząć jako Cherry Moon zbierać? Ale obiecał sobie, że nie będzie tego robił. Nie chciał, by inni sobie pomyśleli, że on to gra tylko dla pieniędzy. Chciał jedynie, żeby ktokolwiek słuchał jego muzyki. Czyli zdobywanie hajsu w ten sposób kategorycznie odpadało, nawet jeśli ktoś sam próbowałby mu dać parę drobniaków.
Sięgnął pod stolik po cukierka lodowego, już miał go włożyć do ust, lecz niespodziewanie został pacnięty w plecy. Podskoczył na krzesełku, wypuścił mini smakołyka, który poturlał się gdzieś w stronę ciemnego kąta. Wyprostował się, spojrzał sfrustrowany na Suyeon, otworzył usta, by coś powiedzieć, ale tamta go wyprzedziła.
— Mogłeś jeszcze sprzedać mu jakiś talizman, żeby jego randka się udała czy coś — rzuciła, podpierając się rękami na biodrach.
No tak, talizman! Taka okazja, zaprzepaszczona! Co za debil, mógł na serio to zrobić! Ach, że też zapomniał. To wszystko przez to całe darcie ryja! Nie z jego winy, wiadomka.
— Cholera, rzeczywiście. — Uderzył otwartą dłonią o kolano. — Zrobię to, jak następnym razem przyjdzie.
— Naprawdę myślisz, że się tu jeszcze zjawi? Po tej jakże uroczej i miłej konwersacji, którą odbyliście? — Spojrzała na niego wymownie.
To było aż za bardzo oczywiste, że Dante więcej nie postawi stopy w Pokoju Jasnowidza – Suyeon nie potrzebowała nawet jasnowidzących zdolności, żeby móc to stwierdzić. Mężczyzna przyszedł: co prawda, ostatecznie dowiedział się tego, co chciał, ale po drodze zezłościł się na tyle, że pewnie po wyjściu pożałował, że w ogóle tu zajrzał.
Zdobywanie stałych klientów w tej branży było trudnym zadaniem, a Cheems akurat w tamtym momencie nie pomógł.
— W takim tempie dopiero w przyszłym wcieleniu pojedziemy do Yeongsanguk — westchnęła cicho. — Może Zaświaty się zlitują i pozwolą mi zapamiętać to życie.
— Nie mów tak — powiedział Cheoryeon, niecodziennie poważnym tonem.
Suyeon spuściła na niego wzrok, zwilżyła językiem usta.
— Sorry.
— Pojedziemy jeszcze w tym życiu! — zawołał. — I to jako młodzi! Jeszcze będziemy cieszyć się pełnią życia!
Siostra przyjrzała mu się dokładnie, kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze. Złośliwie poczochrała brata po głowie, tamten momentalnie przeszedł w kontratak. Chwilę ciągnęli się za włosy, po czym jak gdyby nigdy nic wrócili na swoje wcześniejsze miejsca.
Suyeon powoli ruszyła w stronę wyjścia z pokoju.
— Przestań kupować tyle gier, jasne?
Pogroziła palcem bratu, który w tym momencie poprawiał swoje kosmyki.
— Pogadamy, jak zaczniesz normalnie zarabiać — burknął Cheoryeon, odwracając od niej głowę w udawanym fochu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz