Oderwała wzrok od srebrnego ekranu telewizora, z ulgą odwracając własną uwagę od krzyczącej na bogu ducha winnego faceta brunetkę w jakimś nędznym reality show, gdy drzwi za jej plecami otworzyły się, a później trzasnęły. Trącona łokciem paczka z czipsami spadła na podłogę, a mały, kudłaty kundel, leżący dotąd z nią na kanapie, zeskoczył na podłogę i podreptał pospiesznie do mężczyzny w mokrym, czarnym płaszczu, machając ogonem i domagając się uwagi.
– Cześć – przywitała się, siadając. Oparła ramiona na oparciu mebla, ignorując lecący w telewizji program. – Jak było? – Zapytała Arsena. Tego dnia wybrał się na akcję sam, zostawiając arachnesę i Chrupka samych w niedużym, zapuszczonym mieszkaniu na poddaszu kamienicy, by prawdopodobnie umarli z nudów. Arsen zsunął z głowy czapkę, odsłaniając gęste, szpakowate włosy i spojrzał na Charlie, wzruszając ramionami. Pochylił się, by poczochrać psa, który i tak już wyglądał, jakby strzelił w niego piorun.
– Strata czasu – powiedział jedynie i, nie ściągając płaszcza, poszedł do swojej sypialni.
Charlie przyglądała mu się spod przymrużonych powiek. Chrupek został na progu, wyraźnie zdumiony, gdy drzwi pokoju zamknęły się tuż przed jego nosem.
Znała Arsena jakieś pół roku. To niezbyt długo, jednak dość, by wychwycić pewną zmianę w jego zachowaniu. Brak przechwałek na samym początku, rozczochrania jej włosów, czego serdecznie nie znosiła, a on chyba tym bardziej lubił, żadnej przekąski dla Chrupka, który wyglądał na poważnie oburzonego. Odkąd wprowadziła się do jego mieszkania, był to pewien rytuał, do którego już zdążyła przywyknąć. Do tego stopnia, że czuła się dziwnie, gdy nagle te dziwne zasady zostały złamane. Oczywiście, mógł mieć swoje tajemnice. To, że połączyli swoje siły i w jakiś pokręcony sposób stała się jego uczennicą, wcale nie znaczyło, że ze wszystkiego się sobie zwierzali i znali się na wylot. Arsen kilkukrotnie próbował wypytywać o przeszłość Charlie, jednak po trzech opryskliwych odpowiedziach na niezobowiązujące pytanie po prostu przestał. Uznał, że arachnesa sama mu powie, kiedy uzna to za stosowne, o ile w ogóle do tego dojdzie. Niemniej, byli wobec siebie szczerzy, a mistrz złodziei lubił się przechwalać swoimi łupami lub opowiadać o tym, jak wymyślił kolejny genialny plan, zabierał ze sobą Charlie nie tylko po to, aby ją uczyć, ale też by, według niego, mogła pławić się w blasku jego geniuszu. Bo to przecież wcale nie było tak, że ich pierwsze spotkanie było wywołane jego urażoną dumą, że jakaś gówniara robi mu konkurencję. Ta cała tajemniczość i milczenie ze strony starego złodzieja były dziwne i podejrzane. Do tego stopnia, że koniecznie musiała dowiedzieć się, o co chodzi.
Wstała z kanapy, podnosząc automatycznie zrzuconą paczkę z czipsami. Rzuciła ją na stolik i ruszyła w stronę drzwi pokoju Arsena. Nim jednak zdążyła nacisnąć klamkę, mężczyzna wyszedł. Zatrzymali się gwałtownie, o mało nie wpadając na siebie. Arsen spojrzał na nią, unosząc brwi.
– Potrzebujesz czegoś? – zapytał. Zrobił krok w przód, zmuszając dziewczynę do cofnięcia się i zamknął za sobą drzwi.
– Chciałam tylko zapytać, czy wszystko w porządku – skłamała, a raczej powiedziała półprawdę. Arsen uśmiechnął się kącikiem ust i wyciągnął rękę, by poczochrać czarno-białe włosy dziewczyny. Sapnęła z irytacją. Może jednak wcale jej tak tego nie brakowało, jak sądziła.
– Jasne, a czemu ma nie grać? – zapytał, ruszając w stronę kuchni. – Czasem robota nie idzie po myśli i jakoś trzeba z tym żyć. Nie teraz, to następnym razem. Trzeba być ostrożnym. – Zapalił światło i nastawił wodę w czajniku. – Strasznie dzisiaj zimno, przemarzłem do kości – poskarżył się, sięgając do szafki z kubkami. – Chcesz herbatę? – zapytał. Charlie pokręciła głową, wciąż mu się przyglądając. Zdecydowanie coś tu śmierdziało. A ona miała zamiar dowiedzieć się, co.
Gdy Arsen zniknął w łazience, a zza drzwi doleciał do niej szum płynącej z prysznica wody, zakradła się do pokoju Syleusa. Gdzieś pod skórą czuła, że robi coś zdecydowanie bardziej niewłaściwego niż zwykle. Zazwyczaj naruszanie cudzej prywatności nie było najmniejszym problemem, podobnie jak robienie im porządków z co bardziej wartościowych rzeczy, jednak u Arsena miała dług. Przygarnął ją, gdy nie miała dokąd pójść, nie pozwolił, by nie zamarzła na ulicy na śmierć. A jednak pragnienie odkrycia źródła tego dziwnego zachowania było zbyt silne.
– Nie patrz tak na mnie, okej? – poprosiła Chrupka, który teraz stał przy drzwiach i przyglądał jej się z jawną dezaprobatą. Rozejrzała się po sypialni, nieco nerwowo zgarniając kosmyk włosów za ucho. Pokój jak pokój, nie wyróżniał się absolutnie niczym. Pojedyncze łóżko z metalową ramą, stara, nieco odrapana szafa. Biurko z małą lampką, jedyne miejsce, gdzie panował prawdziwy chaos. Blat mebla ginął pod planami, rysunkami i schematami kolejnych włamań.
Westchnęła cicho. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziała, czego szuka. Nic nie wyglądało podejrzanie. Otworzyła szafę, gdzie na wieszakach wisiały równo ubrania. Rozsunęła je, obmacała górną półkę, jednak nic nie znalazła. Choć to było głupie, zajrzała pod poduszkę, jednak tam również (no co za zaskoczenie) niczego nie było. Zbliżyła się do biurka, jednak wiedziała, że jeśli cokolwiek ruszy w nieprzemyślany sposób i nie odłoży idealnie na miejsce, Arsen będzie wiedział, że myszkowała mu po pokoju.
Serce podeszło jej do gardła, gdy usłyszała ciszę. Woda przestała już szumieć. Dopiero co, czy też minęła już dłuższa chwila?
Na palcach podeszła z powrotem do drzwi i wyjrzała przez wąską szparę. Pazurki Chrupka drapnęły drewnianą podłogę, gdy przebierał łapkami tuż za nią. Arsena nie było. Zdąży się wymknąć.
Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą dokładnie drzwi, upewniając się, że pies też wyszedł. Podbiegła cicho do kanapy i przesadziła jej oparcie, miękko lądując na poduszkach. W chwili gdy chwyciła pilot od telewizora, drzwi łazienki otworzyły się. Arsen wyszedł do salonu i zerknął na arachnesę, która wyglądała na podejrzanie wręcz niezainteresowaną. Uśmiechnął się lekko pod nosem.
– Leci coś ciekawego? – zapytał, podchodząc bliżej. Usiadł obok arachnesy, która wzruszyła tylko ramionami.
– Same głupoty – powiedziała, wpatrując się w ekran. Tym razem to chłopak krzyczał na brunetkę.
Nie odważyła się więcej myszkować w sypialni Arsena, jednak atmosfera w mieszkaniu była coraz dziwniejsza. Wielka tajemnica wisiała w powietrzu, a o tym, że ani trochę jej sobie nie wymyśliła, świadczyło zachowanie nie tylko zachowanie Syleusa, ale też Arlene, która uśmiechała się irytująco, popatrując na Charlie, zupełnie jakby chciała powiedzieć a ja wiem coś, czego ty nie wiesz! Powoli stawało się to nie do wytrzymania. Do tego stopnia, że wręcz niechętnie wracała do mieszkania, chociaż wieczór był tak zimny, że przemarzła już na kość, z resztą kroczący obok niej Chrupek tak samo, o czym świadczyło dość energiczne ciągnięcie w stronę mieszkania. Była tak zmęczona, że obiecała sobie odstawić na chwilę swoją paranoję, nie skupiać się na sekretach i dziwnych minach Arsena i Arlene i po prostu pójdzie prosto do łóżka, zawinie się w kołdrę i odpłynie w krainę snów.
Skinęła głową sąsiadce, mijając ją na klatce schodowej i rozpięła kurtkę, by pozwolić ciepłu wedrzeć się pod materiał. Sięgnęła do kieszeni, by wydobyć z jej czeluści klucze i wsunęła do zamka. Zacinał się, więc szarpała się z nim przez chwilę, klnąc pod nosem, aż w końcu upierdliwy mechanizm puścił i drzwi otworzyły się.
– NIESPODZIANKA!
Arachnesa wrzasnęła, cofając się o krok i z przerażeniem wpatrując z uśmiechniętych od ucha do ucha ludzi, tonę konfetti i strzelających w powietrze serpentyn. Jej wyraz twarzy nie zmienił się nawet wtedy, gdy wybuchnęli śmiechem na widok jej reakcji.
– Co do chu…
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – wszedł jej w słowo Arsen, podchodząc bliżej i wciskając w dłonie pudełeczko owinięte w oczojebnie kolorowy papier. Zdumiona Charlie weszła w końcu do mieszkania, subtelnie wepchnięta przez Syleusa. Odchrząknęła w końcu, czując, jak wzruszenie chwyta ją za gardło. Nie mogła uwierzyć, że ten stary kretyn urządził jej imprezę urodzinową. Pierwszą w jej życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz