— Jak się Norbert dowie, to nie wiem, co wam zrobi — powiedział Arieth, obawa dźwięczała w głosie.
— Jak się Norbert dowie, to wtedy będziemy myśleć — odparł Ignis, dopinając skórzaną kurtkę i poprawiając rękawiczki na dłoniach.
Nim Norbert wziął ich pod swoje skrzydła i uczynił z mało znanego zespołu gwiazdy heavymetalu, panom zdarzało się spędzać czas na aktywnościach, które dalekie były od bezpiecznych, ale na pewno podnosiły ciśnienie, uszczęśliwiały i sprawiały, że potem lepiej się im grało. Jedną z tych aktywności były wyścigi – odwieczna próba sił między Ignisem i Seymourem, rywalizującymi ze sobą na przeróżnych polach. Najczęściej wyglądało to tak, że Ignis zabierał swój pierwszy motor, rzęcha-składaka, nad którym ślęczał trochę, gdy akurat miał czas, tam na tą betonową połać jakieś pół godziny drogi za Stellaire. Kiedyś była pasem startowym niewielkiego lotniska, lecz albo przepisy się zmieniły, albo właściciel zbankrutował – dość powiedzieć, że budynki rozebrano, ogrodzenie niszczało, a wylana nawierzchnia zaczynała jeżyć się coraz większą liczbą pęknięć, gdy przyroda powoli podkradała się po swoje. Seymour zaś brał swoją wierną, licealną miotłę, którą jak sobie stworzył i podrasował swoimi szkolnymi umiejętnościami, tak nie tknął nawet rdzenia poza zwyczajowym przeglądem.
Tak przynajmniej było na początku. Teraz, prócz tego, że Ignis raczej ścierał się z Dantem, to ich środki transportu wyglądały nieco inaczej. Genashi dorobił się w końcu motoru, którego możliwości odpowiadały jego ognistemu charakterowi, Seymour zaś dojrzał do tego, by na powrót pochylić się nad niektórymi elementami miotły, eksperymentować i zrobić je nieco lepiej, poprawiając jej prędkość i zwrotność. Poza tym, do grupy obserwatorów dołączyły jeszcze dwie osoby, podkręcając temperaturę wyścigu i wywołując nowe emocje.
— Tylko się nie spierdol na zakręcie, Zapałka — rzucił kpiąco Dante, krzyżując ramiona na piersi i szczerząc się do już wkurwionego Ignisa.
— Nie spierdol się z rowerka, jak będziesz wracał — burknął do niego genashi, rzucając mu gniewne spojrzenie lśniących w mroku oczu.
— Obaj się nie spierdolcie, bo Norbert nas dojedzie — uciszył ich Raam, przypominając, kto w tej ekipie jest najgroźniejszy.
— Ioannis, pamiętasz w ogóle wyniki?
Mężczyzna obdarzył ich łagodnym uśmiechem, czarne studnie oczu zdawały się odbijać światło gwiazd.
— Oczywiście. Pamiętam każdy wasz wyścig.
— I kto jest na prowadzeniu?
— Zobaczymy po dzisiejszym — odparł, przechylając lekko głowę. Wielobarwne włosy zatańczyły w chłodnym, nocnym powietrzu.
Seymour zerknął kątem oka na tę jedną dodatkową osobę, którą syren przyprowadził.
— Nie jest ci zimno? — spytał, spoglądając na cienką kurtkę wilkołaka.
— Nie, spoko. Jest okej — odparł Vi, wsunąwszy dłonie do kieszeni. — Powodzenia dzisiaj.
Seymour posłał mu uśmiech.
— Dzięki — mruknął, też z jakiejś przyczyny wkładając dłonie do kieszeni, nim zerknął na Ignisa, gwizdnął przez zęby. — Wsiadasz na ten motor, czy nie?
Ignis wzruszył ramionami, obdarzył go całkiem wkurwiającym uśmiechem. Uczył się chyba od najlepszych.
— Czekałem uprzejmie, aż opanujesz tremę.
Drugi muzyk parsknął śmiechem.
— Nie popisuj się, Ignis, tylko dlatego, że Dante przyszedł, co?
— Ja się nie popisuję!
Reszta ekipy wybuchnęła śmiechem, obaj zawodnicy dosiedli swoich pojazdów, do wtóru kolejnych komentarzy i żartów.
Seymour zerknął na pochylonego nad kierownicą Ignisa, na ciemne włosy zebrane w gładką kitkę i to płonące oranżem spojrzenie, utkwione gdzieś z przodu, skupione na zwycięstwie, a następnie przepłynął wzrokiem dalej, ku dwóm jaśniejszym, metalicznym punktom, tonącym w nocnej ciemności. Chwycił mocniej kij miotły, magia przepłynęła w dół tatuaży, wniknęła w ciemne drewno. Silniejsza i bardziej turbulentna, niż zazwyczaj, odezwała się wibrującą mocą, trzymaną na uwięzi prędkością, czekającą tylko na to, by ją w końcu uwolnić.
— Gotowi? — spytał ich Ioannis, obaj potwierdzili. — W takim razie… Trzy! Dwa! Jeden! Start!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz