Wpatrywał się w listy, listy wpatrywały się w niego. I tak spędził kolejną godzinę.
Unikał otwarcia ich. Samo zabranie kartek ze sobą z domu Giovanny wydało się jakimś przytłaczającym zadaniem. Schowany bezpiecznie w kieszeni płaszcza papier ciążył mu, nie był lekki ani gładki, Dante czuł się, jakby niósł tam kamienie, drażniące skórę, ich ostre krawędzie tnące aż do krwi, przywołujące wspomnienia i lata spędzone na tęsknocie za kimś, kto według syrena się od niego odwrócił. Chciał przeczytać, co było w nich napisane, lecz równało się to prawdopodobnie z pęknięciem jego małej bańki kłamstw, którymi próbował uciszyć swoje sumienie. To, że Scala do niego napisał, było już wystarczająco wymownym sygnałem.
Ale musiał w końcu do nich zajrzeć. Kończyły mu się miejsca, do których mógł uciec, ludzie, do których mógł się odezwać, nie martwiąc się, że jego posępny nastrój zdominuje nastrój spotkania. Dante westchnął, wstał, skierował się do kuchni. Przejrzał wszystkie szafki i półki w poszukiwaniu najbardziej cierpkiego alkoholu, jaki mógł mu się w domu uchować, znalazł jakieś tanie wino. Niewyraźny nadruk, ledwo trzymająca się zakrętka, zapach, gorzki i nieprzyjemny, nie lepszy od smaku. Zwyczajnie potrzebował nie być trzeźwym teraz.
Dopiero po dobrnięciu do dna butelki, spędzeniu jeszcze jednej nocnej godziny na biciu się z myślami, Dante sięgnął listów, nawet ręka mu nie drżała. Może był to alkohol, może oswoił się na tyle z ich istnieniem, że dalsze zwlekanie nic by nie zmieniło. Nie miał pojęcia, nie chciał się nad tym zastanawiać. Przekartkował je szybko, wybrał ten najdłuższy, resztę odrzucił na razie z powrotem na stolik.
Apatia zniknęła w momencie przeczytania własnego imienia na górze kartki. Palce zacisnęły się mocniej na papierze, wgniatając go na bokach.
Dante
Obaj wiemy, że słowa nigdy nie były moją mocną stroną. Wiele kwestii zostało przemilczanych, bo nie potrafiłem ich właściwie wytłumaczyć, jeszcze więcej tematów nie potraktowałem wystarczająco poważnie, bo nie wiedziałem, jak do nich podejść. Po tym jednak, co między nami zaszło, jestem Ci winny wysilenie tego mojego oślego łba i wyjaśnienie spraw, które dawno powinny były się tego doczekać. A przede wszystkim jestem Ci winny przeprosiny.
Dłonie wpiły się w papier, oczy zaszczypały, przetarł je przedramieniem.
Żałuję, że na Ciebie kiedykolwiek nakrzyczałem. Do dzisiaj dręczy mnie ten fakt. Dotknąłeś mnie do żywego wtedy, gdy się pokłóciliśmy, ale to ja miałem być tym mądrzejszym i spokojniejszym, to ja miałem zrozumieć, skąd biorą się Twoje domysły i to ja miałem znać Cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że wciąż bardzo rzadko mówiłeś to, co naprawdę było w Twoim sercu. Powinienem być dla Ciebie lepszy, nie odwrócić się od Ciebie w momencie, gdy tego najbardziej potrzebowałeś.
Martwiłem się o Ciebie i dopytywałem o wszystko, bo miałem nadzieję oszczędzić Ci chociaż części cierpień, przez jakie ja przeszedłem. Widziałem Twoje decyzje i niczym nie różniły się one od błędów, które sam popełniłem w młodości. Chciałem być Ci drogowskazem, pokazać Ci, że zawsze jest sposób, żeby zrobić coś inaczej, i że zawsze powinieneś wybierać ten, który nie krzywdzi Twoich bliskich.
Przepraszam, Dante, że zawiodłem.
— Ani razu mnie nie zawiodłeś — szepnął, przez chwilę nie mogąc oderwać wzroku od tej bolesnej linijki. Pierś zadygotała przy nierównym wydechu.
Przepraszam, że nie powiedziałem Ci szybciej o Gilbercie.
To jest kolejna sprawa, której wytłumaczenie niepotrzebnie odkładałem na później. Myślę, że robienie z mojej relacji z Gilbertem niepotrzebnej tajemnicy doprowadziło do zbędnych nieporozumień.
Musiałem się bardzo dużo nauczyć o byciu ojcem. Co prawda to nie jest coś, co możesz ćwiczyć – masz tylko jedną szansę i módl się do wszystkich znanych sobie bogów, że tego nie spierdolisz. Ale ja spierdoliłem. I kosztem Gilberta nauczyłem się być lepszym człowiekiem, tak sądzę. Wiem, jak to brzmi, lecz taka jest smutna prawda.
Nigdy nie podniosłem na niego ręki. Problem leżał w moim podejściu do jego wychowania. Wydawało mi się, że wykorzystując twardy rygor i zmuszając go do różnych rzeczy, pomogę mu wykształcić w sobie silny charakter. Jednak im mocniej ja go zmuszałem, tym mocniej Gilbert się opierał, aż z frustracji wysłałem go do szkoły z internatem. Wtedy mój kontakt z nim zaczął podupadać. Nie dzwonił, trochę tylko do Giovanny, i za każdym razem mówił, że nie chce, żebyśmy go odwiedzali. Na moje pytania odpowiadał półsłówkami, czasami nawet całkowicie mnie ignorował. Nie mam mu tego za złe. Za późno zacząłem dostrzegać swoje błędy jako rodzic. Kiedy skończył szkołę, starał się jak najszybciej usamodzielnić, żeby już nie musieć wracać do domu z nami. Niedługo potem kompletnie się od nas odciął. Byłem naprawdę kawałem drania wtedy, dla niego i dla Giovanny. Ja, którego Ty poznałeś, przeszedł bardzo długą i wyboistą drogę, która rozpoczęła się od mojej osobistej tragedii. Nie usprawiedliwia to mojego wybuchu przy naszej kłótni, mam jednak nadzieję, że pomoże Ci nieco lepiej spojrzeć na wszystko od mojej strony.
Nie byłeś zastępstwem dla Gilberta. Kocham Was obu równie mocno i żałuję, że żadnemu z Was nie mówiłem tego wystarczająco dużo razy. Nie zająłem się Tobą dlatego, że nie miałem już kontaktu z Gilbertem – zająłem się Tobą dlatego, że potrzebowałeś wsparcia, a ja nie mogłem przejść obojętnie obok chłopaka skaczącego na wszystkich z pięściami i kłami, bo sam pamiętam, jak taki byłem.
I zanim się obejrzałem, miałem dwóch synów.
Ostatnie linijki stały się jakieś niewyraźne, rozmyte.
Chciałbym, żebyśmy się spotkali i porozmawiali. Brakuje mi Ciebie.
Cangrande della Scala, twój trener
Łzy lśniły od ciepłego światła lampki, przyciskany do piersi list gniótł się, ale Dante nie dbał o to. Ten kruchy kawałek papieru sprawił, że Scala znów był z nim, a im bliżej trzymał go swojego serca, im więcej razy go przeczytał, tym rosło w nim przekonanie, że uczucia zawarte w nierównym piśmie cierpliwie łagodzą ciążącą na duszy przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz