Telefon zawibrował powiadomieniem. Bashar uśmiechnął się lekko, żegnając pacjenta, następnie sięgnął do kieszeni. Szybkie zerknięcie, uśmiech tylko się poszerzył, gdy lekarz przeczytał powiadomienie o najnowszej zmianie wprowadzonej w ich wspólnym kalendarzu. On nie był fanem rozwiązywania wszystkiego za pomocą elektroniki, Dante nie był fanem planowania, lecz wspólny kalendarz okazał się strzałem w dziesiątkę. Pozwalał nie tylko łatwo sprawdzić, kiedy każdy z nich kończy swoje zajęcia, gdzie się spotkać, ale i w subtelny sposób zapowiedzieć małą niespodziankę.
To właśnie postanowił zrobić teraz Dante, tworząc wydarzenie w najbliższy wtorek, akurat wtedy, kiedy Bashar odbierał zasłużony dzień wolnego po poniedziałkowym dyżurze. Popołudniowa pora, blok czasu ciągnący się do wieczora i enigmatyczne kwiatki zamiast tytułu wydarzenia. Lekarz uniósł brew, zabębnił palcami po blacie. Siedemnasty marca, nie przypominał sobie, by była to jakaś specjalna data, nie kojarzył też, by miała się wtedy otworzyć giełda kwiatów… Może powinien te kwiaty interpretować bardziej metaforycznie, może chodziło o jakiś pokaz, który Dante trzymał przed nim w tajemnicy? Albo może…
Pacjent zapukał do drzwi, wyrywając go z rozmyślań.
— Proszę! — zawołał Bashar, odkładając telefon, starając się też odłożyć rozmyślania o tajemniczym tytule wydarzenia. Wyszło mu to średnio.
Wtorkowe popołudnie nadchodziło szybko, lecz nie dość szybko dla Bashara. Mężczyzna wytrwale nie podpytywał o nic Dantego, wiedząc dobrze, jak bardzo syren się cieszy, gdy uda mu się czymś zaskoczyć Bashara. Lecz na własną spostrzegawczość Bashar już nie miał wpływu, a Dante nie do końca potrafił się ukryć z tym, jak intensywnie sprawdza pogodę na wtorek i jak ponownie przekopuje się przez swoją ulubioną książkę na temat mowy kwiatów.
Wtorek oznaczał, że Bashar do południa odsypiał nieludzkie godziny dyżuru, Dante zaś nie byłby sobą, gdyby o poranku nie postanowił zrobić czegoś dla swojego lekarza. Odkąd syren zaczął dzielić z nim mieszkanie, Bashar budził się z uśmiechem na ustach, witany aromatem świeżo zaparzonej kawy oraz słodyczą puchatych naleśników, coraz bardziej kształtnych z każdym kolejnym podejściem. Nie inaczej było i w ten wtorek, lecz gdy Bashar opuścił łazienkę i wszedł do salonu, jego wzrok padł na sporych rozmiarów wiklinowy kosz, zakryty starannie cienką płachtą.
— Co to takiego? — spytał, poprawiając dłonią wilgotnawe włosy.
— Niespodzianka na dzisiaj — odparł Dante, odwracając się na chwilę od kuchenki i patelni, by posłać mu jeden z szerokiej gamy swych zabójczych uśmiechów. — Usiądź, akurat kończę partię, będziesz miał jeszcze ciepłe.
Naleśniki wylądowały na talerzach, Dante pobieżnie ogarnął w kuchni i zaraz dołączył do swojego lekarza, opowiadając coś radośnie, bo przecież w perspektywie mieli tę kwiecistą niespodziankę, a poza tym Bashar już wstał, te parę godzin poranka, gdy syren zajmował się swoimi sprawami i śniadaniem, czekając na to, aż drugi mężczyzna wstanie, wreszcie się skończyło. Upolowano ostatnie ziarnka granatu, filiżanki po kawie zaświeciły dnem, Dante znów zakręcił się po kuchni, by uprzątnąć resztę rzeczy, Bashar zaś ogarnął się do wyjścia i mogli ruszać.
Tajemniczy koszyk wylądował z przodu roweru, Dante wskoczył na siodełko, Bashar przysiadł na bagażniku, a potem była już tylko szaleńcza jazda po mieście i łamanie wszystkich przepisów drogowych. Dzięki temu przed senkawańskim ogrodem znaleźli się bardzo szybko, a dla różowej, miejskiej strzały bez problemu znalazło się miejsce przy stojaku na rowery.
— Ach, więc to o ten ogród chodziło — powiedział Bashar, gdy przekraczali żeliwną bramę.
— Zaskoczony? — spytał Dante, błysnąwszy triumfalnie kłem w uśmiechu.
— Owszem. Próbowałem się domyślić, o cóż może chodzić, ale te kwiaty w tytule wydarzenia mnie zmyliły. Wstawiłeś tam wszystkie emotki, które się dało, nie tylko kwiaty wiśni i bambusy.
Uśmiech Dantego tylko się poszerzył, a te mroźnobłękitne oczy błyszczały dumą.
— To nie było dla zmyłki, ja sobie wszystko dobrze przemyślałem. Dotrzemy na miejsce, to ci pokażę.
Bashar parsknął serdecznym śmiechem, wziął syrena pod ramię i pozwolił się poprowadzić urokliwie wytyczonymi ścieżkami, w końcu odpuszczając próby odgadnięcia, co też znajduje się w koszyku, o wiele zbyt dużym, by mógł zawierać jedynie koc i smakołyki.
Zamieszkujący Stellaire Senkawanie byli niepocieszeni tym, że nie udało się poprawnie przewidzieć momentu kwitnięcia wiśni i wszyscy, którzy w weekend przybyli do ogrodu, musieli zadowolić się drobnymi, różowymi pączkami pokrywającymi drzewa, wciąż zbyt nieśmiałymi, by w pełni się rozwinąć. Kolejna prognoza przypadała dopiero na następny tydzień – wspominano o chłodnej, marcowej pogodzie, i o tym, że novendyjski klimat nieco inaczej wpływa na wrażliwe drzewa, więc Bashar nie spodziewał się widoku, który zastali.
Spokojnie płynąca rzeka przecinała soczyście zieloną płachtę trawnika, mrucząc cicho pod czerwonym drewnem ozdobnego mostu, zaś rozkwitłe w pełni drzewa zachwycały delikatnością baśniowej, różowej barwy. Kwiecie było wszędzie, przypominało płynące po nieboskłonie obłoki, miękkie i nierzeczywiste, niczym część snu, a nie jawy. Łagodny wiatr trącił czule gałęzie, te zaś odpowiedziały deszczem płatków, subtelną wonią i magią krainy wody i yōkai. Bashar przystanął, oddech uwiązł w piersi, myśli wróciły do innego czasu, coś zaiskrzyło w tym rubinowym spojrzeniu, barwiąc je nostalgią głębszą, niż zwyczajne wspomnienie z nie tak dawnych wakacji.
— Podoba ci się? — Głos Dantego wyrwał go z rozmyślań.
— Wygląda zjawiskowo — odparł Bashar, opierając skroń o ramię syrena. — Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
Poczuł, jak usta Dantego wtulają się w ciemne kosmyki, jak syren uśmiecha się z czułością.
— Pomyślałem, że ogród będzie dzisiaj ładny, a ja lubię pokazywać ci ładne rzeczy. — Dante ruszył przed siebie. — Chodź, znajdziemy najładniejsze miejsce.
Bashar podążył za syrenem, nie mógł jednak nie zapytać.
— Wygląda na pierwszy dzień kwitnienia wiśni… Skąd wiedziałeś, że to będzie dzisiaj? Wydaje mi się, że zapowiadano go na kiedy indziej.
— To jest serio dobra historia, nie uwierzysz — powiedział Dante, przystając przy jednym z drzew, by ustawić koszyk, odchylić kawałek okrywającego go materiału. — Zrobimy tak – rozłożę koc, usiądziesz wygodnie, a ja ci wszystko opowiem.
Bashar obdarzył go uśmiechem.
— Szykuje się bardzo ciekawe popołudnie.
Ich kraciasty koc wylądował na trawie, Bashar usiadł, wzrok sam uciekł w stronę płynącej leniwie rzeki. Płatki kwiatów wciąż łagodnie unosiły się w powietrzu, zaraz znalazły sobie nieco miejsca na kocu, opadły na ramiona, dłonie, włosy. Z każdym westchnięciem wiatru wydawało się, jakby wszystkie płatki miały opaść, lecz nie, gałęzie wciąż pozostawały cudownie różowe, zupełnie tak, jakby te kwiaty miały być wieczne, a rozkwitłe wiśnie nigdy się nie kończyć. Bashar uśmiechnął się, w spojrzeniu znów pojawiła się nostalgia. Sezon na kwitnące wiśnie był boleśnie krótki, kwiaty tak ulotne, wydawały się wieczne tylko wtedy, kiedy trwały. Zupełnie jak jego relacje w każdym ze wcieleń.
Bashar przeniósł wzrok na Dantego. Ten już patrzył.
— O czym myślisz? — spytał, przechylając lekko głowę.
— Znów o tym, że to dobrze, że na siebie trafiliśmy — odparł, wyciągając dłoń, znajomym gestem gładząc syreni policzek. — A teraz opowiedz mi o tym, jak udało ci się przewidzieć czas kwitnienia wiśni.
Łagodna cisza parku szybko wypełniła się ożywionym głosem i pogodnym śmiechem, gdy Dante z emfazą przywoływał wspomnienie nieoczekiwanego spotkania w ciemnych zaułkach ich dzielnicy, zakończone otrzymaniem bardzo witalnych informacji, zupełnie jak w jakiejś grze komputerowej. A potem było o kolejnej części przygód, pracy nad zrozumieniem trudnej sztuki układania kwiatów rozkwitłej w zupełnie innym kraju.
— Szkoda, że nie miałem okazji zobaczyć stworzonej przez ciebie ikebany — westchnął Bashar, kręcąc głową nad pomysłowością i poświęceniem swojego syrena.
— Nic straconego — odparł Dante, sięgając po telefon. — Może trochę straconego, bo na żywo jednak wyglądała lepiej, ale zrobiłem tyle zdjęć… Akurat, żeby ci pokazać!
Bashar zerknął w ekran, uśmiechnął się, skinął głową, pochwalił kompozycję i pomysł, popatrzył na ujęcia pod innym kątem, potem na to uśmiechnięte selfie, które Dante strzelił z Hotaru, bo przecież nie może być tak, że jego cierpliwa nauczycielka pozostanie tylko imieniem.
— Sogetsu bardzo do ciebie pasuje, Dante — podsumował Bashar, korzystając z okazji, muskając policzek mężczyzny wargami.
— Soge-co?
— Jeden ze stylów ikebany — odparł demon, uśmiechając się lekko.
— No pewnie, bo są przecież różne style — wybrnął Dante. — I oczywiście, że ty wiesz o wszystkich.
— Miałem styczność jedynie z Rikka — Bo reszta wciąż żywych stylów powstała po mojej… — ale dość krótki.
— Niech zgadnę, w liceum?
Bashar odpowiedział mu lekkim uśmiechem, Dante westchnął.
— Niech to, a chciałem ci tu zrobić takie fajne warsztaty, jak z Hotaru miałem…
Wątpliwości syrena zostały zaraz uciszone sprawdzonym sposobem.
— Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy teraz ułożyli coś razem. — Wzrok Bashara powędrował do koszyka. — Masz tam świeże kwiaty, prawda?
— I jeszcze trochę sprzętu i wszystkiego, co Hotaru mówiła, że będzie potrzebne.
— W takim razie pokaż mi — zachęcił go demon.
Z koszyka wychynęły te charakterystyczne drobiazgi niezbędne w przygotowaniu kwiatowych kompozycji, na których widok pamięć Bashara uciekała w stronę dawno minionego życia. Mężczyzna westchnął, biorąc do ręki niewinnie wyglądający suiban, pocierając kciukiem brzeg płytkiej miseczki.
A potem Dante wziął się za ostrożne wyciągnięcie kwiatów.
Aż dziw brał, że tak wiele ich zmieściło się w koszyku i Bashar zaczął podejrzewać, że może ta niepozornie wyglądająca wiklinowa plecionka to dzieło tego rozśpiewanego znajomego Virgila, który tak doskonale zajął się ulepszeniem jego aparatu w telefonie. Kolejne barwy i kształty pojawiały się na kraciastym kocu, zajmując coraz więcej miejsca, lecz o ile każdy z kwiatów miał w sobie niezaprzeczalny urok i piękno, tylko jeden ich typ zajmował myśli Bashara. Anturium. Nie to kojarzone przez wszystkich, o intensywnie czerwonej barwie, lecz ta rzadsza odmiana, o liściu czarnym niczym smoła, połyskliwym w świetle dnia, sztywnym i twardym w porównaniu do wszystkich innych kwiatów. Bashar wyciągnął dłoń po łodyżkę.
— Mam już pewien pomysł — powiedział, sięgając i po kenzan.
Wśród dalszych rozmów i sugestii, wśród wybierania kwiatów, dwie kompozycje niespiesznie powstawały. Dante zerkał co jakiś czas na to, czym zajmował się Bashar, a po pewnym czasie jego dłonie znieruchomiały wśród zieleni wybranych roślin, gdy wzrok podążał wyłącznie za dłońmi lekarza, z wprawą i intencją przymocowującymi kwiaty do podstawki. Dziwna była to kompozycja, było w niej coś niepokojącego, nie do końca kojarzącego się z czymś, co ktoś taki, jak Bashar, mógłby stworzyć.
— Bashar? — spytał Dante, popatrując na składające się w symetryczne pary liście anturium.
— Wiesz, Dante, Rikka to dość stary styl. Ma też bardzo twarde zasady. Jedną z nich jest to, że używa się dokładnie dziewięciu łodyżek — powiedział lekarz, podnosząc wzrok na syrena. — Brakuje mi jeszcze jednej.
— Mogę oddać ci którąś swoją, jeśli…
Lecz Bashar już kręcił głową, uśmiechnął się, wstał z koca, gestem dłoni zaś przykazał Dantemu, by ten na niego poczekał.
Wiatr był łagodny, delikatny dla drzew, te jednak i tak roniły gałązki, Bashar zaś liczył na łut szczęścia, przypadkowe spotkanie, które przyniesie mu szczęście. Na koc wrócił właśnie z tym – czymś spoza ustalonego planu, nieprzewidzianym, burzącym porządek swą asymetrią, niepoddającym się przeciwnościom, choć wiatr strącił gałązkę z wysokości. Teraz miała zająć centralne miejsce w kompozycji Bashara. Lekarz przyklęknął, wsunął rozkwitły róż, delikatny, kruchy i tak ulotny, wprost między stateczną regularność głębokiej czerni anturium, jego rozłożystych liści w kształcie serc, złożonych tak, by przypominały opiekuńcze skrzydła.
I tak, jak pozbawiona różu kompozycja wydawała się groźna, nieprzystępna i zamknięta, tak teraz, gdy finalny element został do niej dodany, czerń anturium zdawała się łagodnie otaczać subtelny róż rozkwitłej wiśni, chronić delikatne kwiaty.
Bashar podniósł wzrok na Dantego.
— Podoba ci się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz