— Czy tata Song Ning’a nie interesował się stanem zdrowia swojego syna?
— Ciężko stwierdzić — przyznał Yunru Lei, marszcząc brwi. — Zawsze, gdy odwiedzałem Song Ning’a, jego ojciec znikał bez słowa. Nie wiem, kiedy wracał. Panienka Song wspominała jednak o tym, czasem dopytywał się jej o stan zdrowia swojego jedynego syna.
Jak pewnie się domyślasz, Song Ning’owi nie zostało już zbyt wiele czasu. W związku z tym pragnąłem spędzić z nim każdą ostatnią chwilę. Nawet jeśli był wtedy ze mną bardziej ciałem niż duchem. Każdego dnia czytałem mu książki, trzymałem za dłoń, czesałem mu włosy. Powoli obserwowałem, jak gaśnie.
Bywały momenty, w których budził się i odzyskiwał przebłyski świadomości. Dokładnie pamiętam jedną z naszych ostatnich rozmów. Song Ning podniósł delikatnie głowę i zaczął szukać mnie wzrokiem po pokoju. Siedziałem obok.
— Jestem tutaj — szepnąłem, kładąc mu dłoń na ramieniu. Mężczyzna zerknął w moim kierunku.
— Wiem — powiedział równie cicho. — Mam prośbę. Dużą prośbę.
— Zrobię dla ciebie wszystko.
— Zajmiesz się moją siostrą? — zapytał, a jego głos zadrżał. — Boję się, że gdy odejdę, zostanie sama…
Poczułem mocny ucisk w żołądku. Nie spodziewałem się kiedykolwiek usłyszeć tak bolesne słowa z jego ust.
— Nie martw się — zapewniłem po krótkiej chwili ciszy. — Wszystko będzie dobrze.
Może nie była to najbardziej dyplomatyczna odpowiedź. Nic innego nie potrafiło mi jednak przejść przez gardło. Zgoda oznaczałaby jednocześnie pogodzenie się z nadchodzącą stratą Song Ning’a. Oczywiście nie pozwoliłbym, aby cokolwiek stało się panience Song. Obiecałem sobie dbać o nią i opiekować się nią jak rodziną, którą może w przyszłości byśmy zostali.
Song Ning uśmiechnął się słabo i znów zasnął.
Minęło trochę czasu. Niewiele, zaledwie kilka krótkich dni. Song Ning poczuł się lepiej. Przywitał mnie na siedząco. Trzymał w dłoni książkę o morskich legendach. Wpatrywał się w jej okładkę, gdy wszedłem do pokoju. Od razu spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
Czułem, że mój Song Ning powoli wracał. Tęskniłem za jego błyskiem w oczach, donośnym głosem i przepięknym śmiechem. Tamtego dnia cieszyłem się, ponieważ miałem wrażenie, że udało mi się odzyskać mojego ukochanego.
— Lato działa na moją korzyść — mówił, popijając herbatę. — Chyba mi przechodzi.
Siedziałem tuż obok niego. Obejmowałem go ręką. Dużo rozmawialiśmy.
— A więc cała góra należy do ciebie? — dopytywał. — Musi być tam naprawdę dużo miejsca!
— Prawdę mówiąc nie jest specjalnie obszerna — opowiadałem. — Znajdują się tam tylko moja świątynia i niewielka szopa.
— Nie mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć.
W okolicach południa Song Ning położył się spać. Dalej był bardzo słaby, ale odzyskanie świadomości na tak długi czas napełniło mnie nadzieją. Teraz wszystko mogło być tylko lepsze.
Przynajmniej przez krótką chwilę. Nie znałem się wtedy na chorobach tak dobrze, jak teraz. Dopiero po czasie dowiedziałem się o specyfice przypadłości, jaką jest gruźlica.
Następnego dnia, tak, jak zawsze, wyruszyłem na spotkanie z Song Ning’iem. Zabrałem dla niego paczkę ziół, stanąłem pod drzwiami i zapukałem w dębowe deski, z których były one zrobione.
Czekałem dłuższą chwilę, co było raczej dość zaskakujące. Zwykle panienka Song otwierała mi je po kilku sekundach. Dzisiaj zajmowało to jej zbyt wiele czasu.
Aż w końcu otworzyła. Stanęła w drzwiach cała zapłakana. Spoglądała na mnie ogromnymi, przepełnionymi łzami oczyma.
— Odszedł — powiedziała łamiących się głosem. — Dzisiaj w nocy. We śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz