25 listopada 2024

Od Cinnie - lektura

        Siedziałam na kanapie zagłębiona w lekturze. Książka, którą trzymałam w dłoniach nie była długa, ale miała w sobie coś, co pochłaniało mnie bez reszty. Była pełna prostych zdań, a jednak każde z nich niosło jakąś wielką prawdę, której rozmiar wydawał się wręcz nie do ogarnięcia. Chłonęłam słowa, które rozbudzały w mnie obrazy - pustynia, róża, a w końcu on: tajemniczy chłopiec z dziwną, ale jakże uroczą logiką.

Już na początku lektura kazała mi się zatrzymać i pomyśleć. Przypomniałam sobie, jak jako dziecko patrzyłam na świat, gdzie rzeczy wydawały się prostsze, bardziej oczywiste. Pamiętam, że potrafiłam godzinami bawić się jedną lalką, wyobrażając sobie całe historie, w których grała ona główną rolę. Chłopiec w książce miał coś z tej dzięcięcej magii - wierzył, że rzeczy nie są tym, czym wydają się na pierwszy rzut oka, że kryją w sobie coś więcej. Poczułam nagłą chęć, by przypomnieć sobie jak to było patrzeć na świat bez przytłaczającego bagażu dorosłych problemów. Może właśnie dlatego lektura mnie tak wciągnęła. Przewracając kolejne strony, poznawałam rożne planety i dziwne postacie, które chłopiec spotykał na swojej drodze. Każda z nich miała swoją prawdę i przekonania, i wszystkie wydawały mi się tak dziwnie znajome. Zrozumiałam, że to trochę jak w prawdziwym życiu - każdy ma swoje problemy, przyzwyczajenia, małe obsesje. Może i ja byłam jedną z tych postaci, jakimś współczesnym „królem” czy „próżniakiem”, uwięzionym we własnych sprawach.

Zatrzymałam się na opisie planety, na której żył pewien człowiek. Jego jedynym zajęciem było liczenie. Dla niego wszystko sprowadzało się do cyfr, a jego świat obracał się wokół tego, co można było dokładnie zmierzyć i zapisać. Ile razy w życiu przeliczamy coś na korzyści, na plusy i minusy, zamiast po prostu cieszyć się chwilą? Ta refleksja dotknęła mnie do żywego. Zamknęłam na chwilę oczy, odłożyłam książkę na kolana i oddałam się myślom. Czasem, w tym biegu codzienności, gubimy małe i ulotne chwile, w których kryje się prawdziwe piękno,

Przewróciłam stronę i znalazłam się na fragmencie lektury, w którym chłopiec opowiadał o swojej róży - pięknej, ale też wymagającej. Róża była dumna, kapryśna, czasem irytująca, ale chłopiec darzył ją wyjątkowym uczuciem. Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Czyżby nie wszyscy mieliśmy taką różę w życiu? Osobę, może nawet całe grono bliskich, którzy czasami na s irytują, czasem nas ranią, ale mimo wszystko nie wyobrażamy sobie bez nich życia.

Ujęła mnie szczerość, z jaką chłopiec przyznał, że jego róża czasem go raniła. I choć miał do niej pretensje, nie mógł się od niej oderwać. Uświadomiłam sobie, że wiele osób w naszym życiu to właśnie takie róże - nieidealne, a jednak dla nas jedyne. I ta myśl przyniosła mi ukojenie. Bo tak naprawdę chodziło tu nie o to, by wszyscy byli idealni, ale by byli prawdziwi, z całym wachlarzem swoich słabości.

W miarę jak historia rozwijała się dalej, czułam, że przywiązuję się do tego chłopca. Jego naiwność, która wcale nie była głupotą, lecz raczej czystą wiarą w dobro, sprawiała, że chciałam widzieć świat jego oczami. Pamiętam moment, kiedy doszedł do opowieści o lisie. Ten fragment mnie wręcz zahipnotyzował. Lis tłumaczył chłopcu, co to znaczy oswajać. Pojęcie proste, a jednak tak trudne do wyjaśnienia. Lis opowiadał, jak każda chwila spędzona z kimś może sprawić, że ta osoba stanie się dla nas ważna. „To nie ilość czasu, ale jego jakość” - pomyślałam, przypominając sobie bliskie mi osoby, które na co dzień pojawiają się i znikają z mojego życia.

- Cinnie, ty sentymentalna wariatko - mruknęłam do siebie z uśmiechem, czując, że lektura mnie zupełnie pochłonęła. A jednak coś w tym było. Książka skłaniała mnie do refleksji nad tym, co naprawdę ma znaczenie - i to niewielkie, górnolotne sprawy, ale te małe, ukryte, które często pomijamy w codziennym pośpiechu.

W końcu dotarłam do końca. Gdzieś między stronami ukryła się historia o przyjaźni, odpowiedzialności i o pożegnaniach. Poczułam lekkie ukłucie żalu, że ta podróż dobiegła końca. Chłopiec zniknął tak samo nagle, jak się pojawił, zostawiając mnie z poczuciem straty, ale też z czymś na kształt wewnętrznego spokoju. Zamknęłam książkę i przycisnęłam ją do siebie, próbując zachować w sobie to ciepło, które wniósł do mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz